UWAGA!

Realia uniwersum "Star Treka" zostały stworzone przez Gene'a Roddenberry'ego i wszelkie prawa do nich znajdują się obecnie w posiadaniu wytwórni Paramount Pictures.

niedziela, 21 kwietnia 2013

XLIX.


Statek USS Voyager wędrował już dostatecznie długo przez kwadrant Delta, by załoga nie dziwiła się niczemu. Jednak nawet najbardziej zblazowani kosmiczni wędrowcy musieli ulec niejakiej panice spostrzegłszy, że są uwięzieni w jakimś kontinuum, w którym kręcą się bez sensu. Wcale nie od razu na to wpadli, przeciwnie: minęło wiele miesięcy, zanim nawigatorzy ustalili ten przerażający fakt. Gdy jednak stało się to jasne, chorąży Kim wpadł w regularną histerię i Doktor miał wiele problemów, zanim doprowadził go do jakiej takiej przytomności.
– To efekt zbyt długiego przebywania w tym kwadrancie – powiedział, gdy zaniepokojona kapitan zjawiła się w ambulatorium – Jeszcze trochę, a ludzie zaczną się zabijać za byle krzywe spojrzenie, wspomni pani moje słowo.
– A co z chorążym Kimem?
– Dałem mu na sen. Dobrze mu to zrobi.

Kapitan Janeway popatrzyła z troską na uśpionego chorążego. Kim zawsze był spokojnym i rozważnym młodzieńcem, jego załamanie stanowiło nad wyraz przykrą niespodziankę i źle wróżyło na przyszłość.
– Czy wiadomo już, jak sobie poradzić z tą anomalią? – spytał Doktor po chwili milczenia. Kapitan potrząsnęła głową ze smutkiem.
– Tuvok już drugi tydzień próbuje znaleźć sposób na przełamanie zakrzywienia przestrzeni, ale to niełatwe. Seven mu pomaga.
– To dobrze. Tych dwoje łatwo się porozumie. Nadają na tych samych falach.

W pomieszczeniu rozległ się szczęk komunikatora.
– Pani kapitan, odebrałem dziwne sygnały – odezwał się głos Toma Parisa – Nic z tego nie rozumiem, ale albo ktoś się bardzo brzydko z nami bawi, albo to statek z Ziemi.
- Jak to?
– Nie wiem. Tak to wygląda.
– Trzymaj namiar, idę na mostek.

Janeway wybiegła z ambulatorium wzburzona i zaniepokojona, zapominając o wszystkim. Tom Paris miał wiele wad, ale nie był aż takim żartownisiem, by robić dowcipy na taki temat. Coś musiał rzeczywiście wyłapać, tylko co? Sygnatura ziemskiego silnika nadświetlnego była trudna do pomylenia z inną, a na dodatek w tym obszarze w ogóle nie było żadnych statków. Kazoni trzymali się z daleka, Hirogenów ani śladu, Viidianie też dawno nie dali znaku życia i wszystko wskazywało na to, że Voyager był tu sam. Jeśli anomalia rzeczywiście była tak niebezpieczna, jak twierdził Kim, nie było w tym nic dziwnego. Nawet Borg woleli pewnie nie dać się złapać w zakrzywienie przestrzenne. Pozostawał Gatunek 8472 – te istoty mogły nie tylko zakrzywić przestrzeń, ale i sfałszować sygnaturę, należało więc mieć się na baczności. Tylko że ostatnio one też się nie pokazywały w zasięgu sensorów...
Tu kapitan zgubiła wątek, bowiem nieomal wpadła na Neelixa, tak zaaferowanego, że nawet nie zdjął kucharskiego fartucha.
– Pani kapitan, to prawda jest, że znalazł nas ziemski statek? – spytał Talaxianin. Jego bokobrody aż drżały z podniecenia i nieświadomie manewrował trzymaną w ręku chochlą z takim rozmachem, ze połowę korytarza ochlapał jakąś bliżej niezidentyfikowaną cieczą (mającą pewno w jego założeniach być zupą).
– Nie mam pojęcia – odparła Janeway, wycierając rękawem policzek i wąchając potem rękę podejrzliwie – Nie widział pan gdzie Tuvoka?
– Pan Wolkan jest w maszynowni.
Sztorcuje panią B’Elannę.
– Matko, nasz Doktor zaraz będzie miał następnego pacjenta – mruknęła z desperacją kapitan – Czego on chce od B’Elanny?
– Zabrała się do modernizacji modułów napędu i wprowadziła jakiś podejrzany program. Pan Tuvok oskarża ją teraz o naruszenie protokołów bezpieczeństwa.-
Neelix jak zawsze wiedział wszystko o wszystkim.
Janeway potrząsnęła głową i dotknęła swego komunikatora.
- Panie Tuvok, proszę natychmiast przerwać to, co pan robi i zameldować się na mostku – poleciła głosem nie znoszącym sprzeciwu.
– Tak jest. – zabrzmiał w odpowiedzi głos komandora. Kathryn wychwyciła w nim nutki jednocześnie rozdrażnienia i ulgi, możliwe do odczytania tylko dla kogoś, kto dobrze go znał. Rozmowa w maszynowni musiała nie przebiegać całkowicie według oczekiwań Wolkanina.
Na mostek dotarli niemal jednocześnie. Tom Paris i pierwszy oficer kłócili się tak zaciekle, że nie spostrzegli nawet ich wejścia.
– Panie Paris! - zawołała Janeway – Panie Paris!!!
– Zjeżdżaj, do diabła!
– Tom odwrócił się gwałtownie i wyhamował, zobaczywszy kapitana – O, bardzo przepraszam, myślałem że to chorąży Jenkis.
– Co to za sprzeczka, Chakotay?
– To nie może być ziemski statek!
– krzyknął spokojny zwykle komandor i walac ręką w konsole łączności dodał – Nie-mo-że!
- Ale jest.
– skontrował Paris.
– takie kłótnie są nielogiczne – zwrócił im uwagę Tuvok, po czym podszedł do konsoli łączności – Proszę pokazać mi zapis.
Cały mostek zamilkł w napięciu, podczas gdy Wolkanin analizował otrzymane dane. Wreszcie podniósł on swe spokojne oczy i oświadczył:
- Jakakolwiek jest prawda, istnieje prosty sposób na weryfikację tego, co wiemy. Trzeba po prostu połączyć się z tym statkiem i zażądać rozmowy z dowódcą.
– Tak po prostu?
– mruknął z powątpiewaniem Chakotay – Myśli pan, ze nam odpowiedzą?
– Nie będziemy wiedzieli, jeśli nie spróbujemy.
– Tuvok spojrzał wyczekująco na swoją kapitan. Ta skinęła krótko głową.
- Łączność.- nakazała i zasiadła w swoim fotelu, bynajmniej nie po to, by wydać się ważniejsza, ale dlatego że nogi zaczęły jej drżeć z nieznośnego napięcia.

niedziela, 7 kwietnia 2013

XLVIII.


Rozmowa o kłopotach wolkańskich załogantów wyszła jakoś inaczej, niż się obie damy spodziewały, a prawdę mówiąc wcale nie wyszła. Przede wszystkim kapitan nie było ani w jej kwaterze, ani w bibliotece, gdzie często pracowała. Napotkany na korytarzu Jasiek Gąsienica poinformował obie kobiety życzliwie, że jest ona na mostku. Trzeba było więc tam się udać i wyłuszczyć sprawę przy całej wachcie. Nie miały na to ochoty, jednak po krótkiej dyskusji doszły do wniosku, że sprawa jest zbyt poważna by czekać. A jednak poczekać musiała.
Na mostku przy fotelu kapitan Zakrzewskiej stała akurat Keras i robiła straszną awanturę. Allandra Michałow słuchała jej dłuższą chwilę, nim zorientowała się, że tak naprawdę był to normalny sposób dyskusji w wykonaniu rodowitej Klingonki. Nawet więcej niż normalny, bo powściągliwy, gdyż ostatecznie nie poszedł jeszcze w ruch batleth, co łacno mogłoby się przydarzyć w przypadku różnicy zdań między Klingonem a kimkolwiek innym. Kapitan Zakrzewska, jako osoba obdarzona sporym temperamentem, nie tylko słuchała wywodów Keras, ale też odpowiadała na nie w podobnym duchu, zatem na mostku panował wrzask niegorszy niż na tureckim bazarze podczas wyjątkowo ruchliwego dnia targowego. Na konsoli łączności urywał się sygnał wywołania, ale dyżurująca przy niej Inga Lausch nie miała szans usłyszenia czegokolwiek, zaś zobaczyć migającej kontrolki nie mogła, siedziała bowiem odwrócona tyłem i z zainteresowaniem śledziła kontrowersję między dowódcą a panią Zajczikową. Obaj sternicy oglądali się co chwila, włączywszy przytomnie automatyczne czujniki zbliżeniowe i nie zwracając uwagi na to, że pilotowany przez nich Hermasz leci zygzakiem, jak przysłowiowy mały fiat z żywym karpiem w bagażniku.
Pani kapitan! – krzyknęła w końcu pani psycholog – PANI KAPITAN!
– Czego do kuchty nędzy?! Trochę kultury, rozmawiamy!
– Lilianna odwróciła się do Allandry, wściekła i zaczerwieniona z emocji.
– O co tu chodzi? Może będę mogła pomóc.
– Potrafi pani zmienić klingoński charakterek? Bo jeśli nie to może pani wracać do siebie, nic tu po pani.
– Ale co się właściwie stało? Może to jakieś głupstwo?
– Zupełne głupstwo, nawet powiedziałabym że duperela. Pani Zajczik twierdzi, że ma dosyć naszego paskudnego żarcia i żąda gaghu.
– Przepraszam, czego żąda?
– Proszę. Gaghu.
– A co to u diabła jest?
– Widziała pani kiedyś wija? No, stonogę? Albo skolopendrę?
– Brr, paskudztwo!
– No właśnie. Gagh wygląda podobnie. Są różne gatunki, ale wszystkie podaje się do stołu żywe. Najlepsze są wtedy, gdy mają dość wigoru, by nawiać z półmiska, mają wszystkie nogi i nieuszkodzone czułki...

Allandra zzieleniała i doktor T’Shan z niepokojem chwyciła ją za ramię.
– Proszę głęboko oddychać. Pani kapitan, może bez tych szczegółów, bo nasza psycholog chyba brzydzi się podobnych stworzeń.
Keras prychnęła pogardliwie coś, co w żadnym wypadku nie mogło być komplementem pod adresem pani Michałow i skrzyżowała swe muskularne ramiona na dumnych piersiach.
– Keras, niechże pani będzie rozsądna choć trochę – westchnęła kapitan – Skąd ja pani wezmę gagh w tej dzikiej okolicy? Replikatory go nie zrobią.
– Albo dostane gagh, albo zjem wszystkie pająki na pokładzie!
– wrzasnęła Klingonka, tupiąc nogami w pokład.
– Nie waż się, pokrako! – Kaziek Piskorz, mający akurat dyżur na mostku, wymownie zwinął dłoń w pięść. Jego Czikita była co prawda bezpiecznie zamknięta w terrarium, ale znając Keras można było spodziewać się wszystkiego, łącznie ze splądrowaniem prywatnych kabin. Pani Zajczik, wyższa od Kazika o głowę i o dobrą dłoń szersza w barach, zmierzyła go ironicznym spojrzeniem i nawet nie raczyła odpowiedzieć.
– Q, ratuj. – jęknęła kapitan Zakrzewska – Daj jej to paskudztwo, bo tak czy siak to wszystko twoja wina. Słyszysz mnie, Q?!
– Słyszę, czego tak ryczysz, kobieto?
– odezwał się ironiczny głos – Teraz to ratuj, tak?
– Nie prowokuj mnie, bo szlag mnie trafi i nici z poszukiwań tej Janeway.
– Dobra, dobra.

Rozległ się głośny dźwięk, przypominający pstryknięcie palcami. Na środku mostka błysnęło, a potem zmaterializowało się tam duże pudło, w którym coś nader nieprzyjemnie chrobotało. Keras otworzyła je i wyciągnęła ze środka dużą, wijąca się wielonóżkę.
– Pierwszy gatunek. – stwierdziła, po czym z wielkim zadowoleniem odgryzła jej głowę.
Allandra Michałow odskoczyła nerwowo w tył i wybiegła, zupełnie już zapominając, po co tu przyszła. T’Shan ruszyła za nią, odkładając na później wszelkie wyjaśnienia. Sama zresztą, ku wielkiemu swemu niezadowoleniu, poczuła nieprzyjemne sensacje w żołądku i miała wrażenie, że zaraz zwymiotuje.
Dopiero w ambulatorium, po zażyciu potężnej dawki torecalinum, obie panie doszły do siebie na tyle, by coś powiedzieć. Pierwsze słowa pani Michałow były zresztą nie tylko znamienne, ale i bardzo charakterystyczne dla załogi statku Hermasz:
- Sodoma i Gomora...