UWAGA!

Realia uniwersum "Star Treka" zostały stworzone przez Gene'a Roddenberry'ego i wszelkie prawa do nich znajdują się obecnie w posiadaniu wytwórni Paramount Pictures.

niedziela, 7 kwietnia 2013

XLVIII.


Rozmowa o kłopotach wolkańskich załogantów wyszła jakoś inaczej, niż się obie damy spodziewały, a prawdę mówiąc wcale nie wyszła. Przede wszystkim kapitan nie było ani w jej kwaterze, ani w bibliotece, gdzie często pracowała. Napotkany na korytarzu Jasiek Gąsienica poinformował obie kobiety życzliwie, że jest ona na mostku. Trzeba było więc tam się udać i wyłuszczyć sprawę przy całej wachcie. Nie miały na to ochoty, jednak po krótkiej dyskusji doszły do wniosku, że sprawa jest zbyt poważna by czekać. A jednak poczekać musiała.
Na mostku przy fotelu kapitan Zakrzewskiej stała akurat Keras i robiła straszną awanturę. Allandra Michałow słuchała jej dłuższą chwilę, nim zorientowała się, że tak naprawdę był to normalny sposób dyskusji w wykonaniu rodowitej Klingonki. Nawet więcej niż normalny, bo powściągliwy, gdyż ostatecznie nie poszedł jeszcze w ruch batleth, co łacno mogłoby się przydarzyć w przypadku różnicy zdań między Klingonem a kimkolwiek innym. Kapitan Zakrzewska, jako osoba obdarzona sporym temperamentem, nie tylko słuchała wywodów Keras, ale też odpowiadała na nie w podobnym duchu, zatem na mostku panował wrzask niegorszy niż na tureckim bazarze podczas wyjątkowo ruchliwego dnia targowego. Na konsoli łączności urywał się sygnał wywołania, ale dyżurująca przy niej Inga Lausch nie miała szans usłyszenia czegokolwiek, zaś zobaczyć migającej kontrolki nie mogła, siedziała bowiem odwrócona tyłem i z zainteresowaniem śledziła kontrowersję między dowódcą a panią Zajczikową. Obaj sternicy oglądali się co chwila, włączywszy przytomnie automatyczne czujniki zbliżeniowe i nie zwracając uwagi na to, że pilotowany przez nich Hermasz leci zygzakiem, jak przysłowiowy mały fiat z żywym karpiem w bagażniku.
Pani kapitan! – krzyknęła w końcu pani psycholog – PANI KAPITAN!
– Czego do kuchty nędzy?! Trochę kultury, rozmawiamy!
– Lilianna odwróciła się do Allandry, wściekła i zaczerwieniona z emocji.
– O co tu chodzi? Może będę mogła pomóc.
– Potrafi pani zmienić klingoński charakterek? Bo jeśli nie to może pani wracać do siebie, nic tu po pani.
– Ale co się właściwie stało? Może to jakieś głupstwo?
– Zupełne głupstwo, nawet powiedziałabym że duperela. Pani Zajczik twierdzi, że ma dosyć naszego paskudnego żarcia i żąda gaghu.
– Przepraszam, czego żąda?
– Proszę. Gaghu.
– A co to u diabła jest?
– Widziała pani kiedyś wija? No, stonogę? Albo skolopendrę?
– Brr, paskudztwo!
– No właśnie. Gagh wygląda podobnie. Są różne gatunki, ale wszystkie podaje się do stołu żywe. Najlepsze są wtedy, gdy mają dość wigoru, by nawiać z półmiska, mają wszystkie nogi i nieuszkodzone czułki...

Allandra zzieleniała i doktor T’Shan z niepokojem chwyciła ją za ramię.
– Proszę głęboko oddychać. Pani kapitan, może bez tych szczegółów, bo nasza psycholog chyba brzydzi się podobnych stworzeń.
Keras prychnęła pogardliwie coś, co w żadnym wypadku nie mogło być komplementem pod adresem pani Michałow i skrzyżowała swe muskularne ramiona na dumnych piersiach.
– Keras, niechże pani będzie rozsądna choć trochę – westchnęła kapitan – Skąd ja pani wezmę gagh w tej dzikiej okolicy? Replikatory go nie zrobią.
– Albo dostane gagh, albo zjem wszystkie pająki na pokładzie!
– wrzasnęła Klingonka, tupiąc nogami w pokład.
– Nie waż się, pokrako! – Kaziek Piskorz, mający akurat dyżur na mostku, wymownie zwinął dłoń w pięść. Jego Czikita była co prawda bezpiecznie zamknięta w terrarium, ale znając Keras można było spodziewać się wszystkiego, łącznie ze splądrowaniem prywatnych kabin. Pani Zajczik, wyższa od Kazika o głowę i o dobrą dłoń szersza w barach, zmierzyła go ironicznym spojrzeniem i nawet nie raczyła odpowiedzieć.
– Q, ratuj. – jęknęła kapitan Zakrzewska – Daj jej to paskudztwo, bo tak czy siak to wszystko twoja wina. Słyszysz mnie, Q?!
– Słyszę, czego tak ryczysz, kobieto?
– odezwał się ironiczny głos – Teraz to ratuj, tak?
– Nie prowokuj mnie, bo szlag mnie trafi i nici z poszukiwań tej Janeway.
– Dobra, dobra.

Rozległ się głośny dźwięk, przypominający pstryknięcie palcami. Na środku mostka błysnęło, a potem zmaterializowało się tam duże pudło, w którym coś nader nieprzyjemnie chrobotało. Keras otworzyła je i wyciągnęła ze środka dużą, wijąca się wielonóżkę.
– Pierwszy gatunek. – stwierdziła, po czym z wielkim zadowoleniem odgryzła jej głowę.
Allandra Michałow odskoczyła nerwowo w tył i wybiegła, zupełnie już zapominając, po co tu przyszła. T’Shan ruszyła za nią, odkładając na później wszelkie wyjaśnienia. Sama zresztą, ku wielkiemu swemu niezadowoleniu, poczuła nieprzyjemne sensacje w żołądku i miała wrażenie, że zaraz zwymiotuje.
Dopiero w ambulatorium, po zażyciu potężnej dawki torecalinum, obie panie doszły do siebie na tyle, by coś powiedzieć. Pierwsze słowa pani Michałow były zresztą nie tylko znamienne, ale i bardzo charakterystyczne dla załogi statku Hermasz:
- Sodoma i Gomora...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz