UWAGA!

Realia uniwersum "Star Treka" zostały stworzone przez Gene'a Roddenberry'ego i wszelkie prawa do nich znajdują się obecnie w posiadaniu wytwórni Paramount Pictures.

piątek, 7 marca 2014

LXVIII

Po dłuższej naradzie z wyższymi oficerami kapitan Picard doszedł do wniosku, iż "wie, że nic nie wie" i połączył się z kwaterą główną Gwiezdnej Floty.
- Coś podobnego! - powiedziała kwatera, wysłuchawszy jego relacji - Merytorycznie rzecz biorąc, ten statek nadal należy do Floty, musi pan więc dogadać się z jego kapitanem i nakłonić go, żeby poleciał na Ziemię. Trzeba zwołać naradę w sprawie tak niezwykłego znaleziska i określić jego dalsze losy.
- Problem w tym, że ten kapitan to jakaś nawiedzona baba.
- Wyczuwał seksizm.-
wtrąciła się Deanna Troi.
- I nie sądzę, by posłuchała jakichkolwiek rozkazów, które się jej nie spodobają - ciągnął dalej Picard - Doradzałbym maksymalną ostrożność. Czytałem o załodze PSS Hermasz w pamiętnikach admirała Kirka i mam niedobre przeczucia.
- Na razie proszę udać się na ten statek i oficjalnie poinformować dowódcę o jego powinności zameldowania sie kwaterze głównej.
- Raczej nas nie wpuści po dobroci.
- Nie powie mi pan, że nie da się sforsować osłon sprzed stu lat nowoczesnym transporterem!
- Ale...
- Nie ma "ale", wykonać. Chyba uczestniczył pan w trudniejszych zadaniach.
- Nie jestem tego taki pewny.
- mruknął Picard, gdy ekran zgasł. Pamiętniki Jamesa T. Kirka jednoznacznie określały kapitan Zakrzewską jako osobę pozbawioną wszelkiego szacunku dla dowództwa Gwiezdnej Floty, a jej załogę jako zbieraninę spod najciemniejszej gwiazdy.
- Żeby choć Pulasky tu była, ona może by się z nimi dogadała.
Wstał z fotela, rozejrzał się po swych ludziach i zdecydował:
- Pan Worf, pani Troi i komandor Data idą ze mną. Tymczasowo mostek obejmuje pierwszy oficer Riker.
- Nie będzie nas czasem zbyt mało?
- wyraził swym głębokim basem wątpliwość Worf. Picard spojrzał na niego i skrzywił się nieznacznie.
- Gdybyśmy się mieli z nimi bić, to pewnie byłoby nas za mało. Ale na zwykłą wizytę będzie dość.
- Przeczuwam, że ta wizyta zwykła nie będzie.
- zaśmiała się Deanna Troi, idąc razem z Datą do turbowindy. Za nimi podążył Worf, mrucząc coś o tym, że warto by wziąć ze sobą porządną broń, a za nimi sam kapitan, który miał taką minę, jakby szedł na gilotynę.
W hali transportu okazało się, że technik na Hermaszu nie chce słyszeć o żadnym nieautoryzowanym przesyle, nie ma również zamiaru zawracać głowy swemu dowódcy takimi błachostkami jak rozkazy z kwatery głównej. Wobec jego nieprzejednanej postawy Jean Luc Picard zdecydował się na przesył z poziomu własnego statku. Na wszelki wypadek kazał trzymać fazery w pogotowiu, choć żywił nadzieję, że do zbrojnego starcia nie dojdzie.
Gdy tylko grupa zmaterializowała się na platformie, kędzierzawy blondynek o piwnych oczach włączył staroświecki comlink i zameldował znudzonym głosem, nawet nie racząc wstać z krzesła:
- Hej, mostek, mamy desant na pokładzie.
- A uzbrojony chociaż? -
zasięgnął informacji ktoś z mostka.
- Czy ja wiem? - blondynek zmierzył gości taksującym spojrzeniem - Coś tam mają, ale niewiele tego.
- Wiele być nie musi, żeby nas podziurawić.
- Niech tylko spróbują
- wtrącił się niespodziewanie głos, zdający się dochodzić zewsząd i znikąd zarazem - Rozładowałem zdalnie ich broń, ledwo się tu znaleźli. Nie ustrzelą nawet muchy.
- Kto to mówi?
- zdenerwował się Worf.
- Ja, Hermasz. A coś ci się nie podoba, suszona wieprzowino?
Kapitan Picard sięgnął po swój fazer i przekonał się, że wskaźnik baterii rzeczywiście pokazuje zero. Tymczasem Data rozglądał się uważnie i wreszcie stwierdził:
- Kapitanie, wygląda na to, że stoimy na pokładzie obiektu obdarzonego własną inteligencją.
- Nie no, domyślił się
- prychnął niewidzialny głośnik - Normalnie geniusz.
- Nie jestem geniuszem, tylko androidem i nazywam się Data.
- Podaj kogoś za to imię do sądu. Na mój gust dożywocie murowane.
- Przykro mi, ale nie rozumiem.
- Tak? No to dupa jesteś, nie AI.
- Gdzie jest kapitan tej jednostki?!
- krzyknął Picard dużo głośniej niż zamierzał. Poczuł, że jeśli będzie jeszcze kilka minut słuchał tej wymiany zdań, zwariuje.
- Ostatnio piekliła się na pokładzie trzecim. - poinformował go spokojnie technik transportu, zakładając palcem stronę w czytanej właśnie staroświeckiej książce - Nie radzę tam iść.
- Niby czemu?
- No pomyśl pan logicznie, o co nasza stara mogła się pieklić na trzecim pokładzie?

Blondynek najwyraźniej zignorował fakt, że kapitan Picard nie był zorientowany w szczegółach konstrukcyjnych niezwykłego statku, na którym się teraz znajdował.
- Nie mam pojęcia. - przyznał z rezygnacją.
- Tam są laboratoria. Lemowa i Waldek Poligon robili jakieś doświadczenia z merkaptanami i zasmrodzili cały pokład tak gruntownie, że wejść tam teraz nie można...
Smakowita opowieść została przerwana szczękiem rozsuwanych drzwi. Do przesyłowni wpadła mała dziewczynka, której spiczaste uszy wyraźnie zdradzały wolkańskie pochodzenie, i schowała się za konsolą. Tuż za nią do hali wbiegła dorosła Wolkanka w barwach sekcji medycznej.
- T'Allia, ile razy mówiłam że masz mnie słuchać! - krzyknęła rozkazująco, nie zwracając najmniejszej uwagi na przybyszy - Natychmiast tu chodź i nie myśl, że odpuszczę ci zjedzenie obiadu!
- Niechże jej pani nie straszy, pani doktor, to niewychowawcze.
- zwrócił jej uwagę technik, wyciągając rozbawione dziecko spod konsoli i podając je kobiecie.
- Pilnuj pan własnego nosa.
- Ooo, śmieszne buźki!
- pisnęła T'Allia, pokazując paluszkiem na Worfa i Datę. Urażony Klingon zrobił najokropniejszą minę, na jaką mógł się zdobyć, i zawarczał, ale mała odpowiedziała na to jedynie wybuchem głośnego chichotu. Wolkańska lekarka zmierzyła przybyszy wzrokiem, mruknęła głośno:
- Mógłby tu ktoś do cholery posprzątać.
Po czym wymaszerowała z córeczką na rękach.
- Doradco? - Picard spojrzał na Troi, która wyglądała tak, jakby siłą powstrzymywała się od śmiechu.
- Cóż, mogę tylko powiedzieć że trafiliśmy w mocno niekonwencjonalne miejsce - powiedziała - Wyczuwam tu jednak same pozytywne emocje. Chwilami może zbyt silne, ale w zasadzie pozytywne.
- Zdaje się, że przed chwilą ktoś chciał nas sprzątnąć. To według pani jest pozytywne?

Betazoidka uśmiechnęła się łagodnie i podeszła do drzwi.
- Myślę, kapitanie, że powinniśmy wreszcie spotkać się z dowódcą tego okrętu. Weszliśmy co prawda bez zaproszenia, ale zachowajmy jakieś resztki dobrego wychowania.

4 komentarze:

  1. "Hermasz" w swoim żywiole. Swoją ścieżką, ma niezły repertuar wyzwisk. 7of9 przygadał od pasmanterii umysłowej, teraz Worfowi od suszonej wieprzowiny. To Picarda pewnie piętą listonosza nazwie?

    OdpowiedzUsuń
  2. Taki już jest :) A będzie tylko lepiej...

    OdpowiedzUsuń