UWAGA!

Realia uniwersum "Star Treka" zostały stworzone przez Gene'a Roddenberry'ego i wszelkie prawa do nich znajdują się obecnie w posiadaniu wytwórni Paramount Pictures.

piątek, 22 lutego 2013

XLVII


Życie nie układało się po różach ani Keras, ani Allandrze Dreistein, alias Ali Michałow. Być może dlatego obie panie, choć pochodzące z różnych ras i światów, bardzo szybko się dogadały i zaprzyjaźniły. Uzupełniały się zresztą znakomicie – jedna rozpatrywała wszystko z punktu widzenia psychologii, a druga uznawała tylko proste rozwiązania, wśród których tak zwana „fanga w nos” była najpopularniejszym argumentem stosowanym w gorętszej dyskusji. Allandra od samego początku zrozumiała, że jakakolwiek terapia psychoanalityczna (której domagała się dla Keras część załogi) mijałaby się z celem. Klingonka nie miała żadnych zaburzeń osobowości. Przeciwnie nawet, jej umysł znajdował się w stanie idealnej równowagi. Po prostu normalne zachowanie mieszkanki pięknej planety Qo’noS było właśnie takie – gwałtowne, agresywne i nie znoszące sprzeciwu w nawet najbardziej wyszukanej formie.
– Ale do cholery ona nam tu urządza jakiś najazd Mongołów dzień w dzień! – złościł się Cezary Figielek z ambulatorium, do którego należało opatrywanie drobniejszych urazów.
– Właśnie! – poparł go docent Polikarp Hołuj, któremu bojowa Klingonka podbiła poprzedniego dnia oko w mesie, gdzie było najłatwiej o nieporozumienia – Nawet na Szepta nawrzeszczała tak, że biedak wlazł pod stół i nie chciał wyjść.
– Kapibary nie należą do przesadnie odważnych zwierząt.
– zauważyła pani psycholog spokojnie.
– No dobra, ale co jej biedny Szept zawinił? Niechże ją pani trochę spacyfikuje, tę Hellraiserkę!
– Moi panowie, wkroczyłabym, gdyby pani Zajczik zachowywała się inaczej niż teraz –
oświadczyła Allandra stanowczo – Jednak póki co jej reakcje dowodzą perfekcyjnej równowagi psychicznej, biorąc pod uwagę charakterystykę jej gatunku. Niech pan się cieszy, że nie przerobiła pańskiego pupila na targa w sosie własnym. Kapibary są przecież jadalne. Byłoby to zupełnie normalne zachowanie przedstawicielki rasy wojowników.
– Co takiego?!
– Jest to typowa struktura psychiczna Klingonki, teraz jasne? Keras nie jest Wolkanką, żeby medytować i zakładając ręce za plecy ględzić o pojęciu prawdy koherentnej. Nie wchodźcie jej w drogę, a nie oberwiecie, chyba że rykoszetem.

Jako następna odwiedziła Allandrę doktor Zofia Foremna. Co prawda energiczna lekarka nie potrzebowała porady psychologa, jednak od jakiegoś czasu martwiła się o szefową sekcji. T’Shan stała się roztargniona, nieuważna i co gorsza niestabilna emocjonalnie. Sprawiała wrażenie, jakby kompletnie przestała myśleć o córeczce, którą po całych dniach zajmowali się chorążowie ochrony, Rozenberg i Kinderman, wychowując małą Wolkaneczkę, jak sami chcieli. Foremna od początku uważała, że takie rozwiązanie to zły pomysł, ale początkowo nie próbowała się w to wtrącać. Jednak gdy tego dnia rankiem T’Allia wbiegła do ambulatorium w pogoni za prychającym Mruczkiem, wesoło recytując „Pieśń nad Pieśniami”, i to najniemożliwsze fragmenty tego prastarego psalmu, pani doktor uznała za konieczne interweniować.
– Czy ma pani pojęcie? Mało trupem nie padłam, gdy zobaczyłam tego szkraba wyśpiewującego „ Niech mię pocałuje pocałowaniem ust swoich, bo lepsze są twe piersi nad wino, a wonność olejków twoich nad wszystkie wonności...” a potem... wyobraź sobie pani... szczebiocze „Golenie jego jako słupy marmurowe, które postawiono na podstawkach złotych, ozdoba jego jako Liban wyborny, jako cedry”. Jedyna pociecha, że mała nic z tego nie rozumie!
- Sądzi pani, że tych dwóch żydowskich gajowych ją tego nauczyło?
– No a kto niby? Ciągle ją niańczą, bo pani T’Shan jest kompletnie nieobecna.
– Czy poza tym zachowuje się jakoś bardzo źle?
– Nawet nie. Swoje obowiązki spełnia dobrze, jednak nieustannie się martwię, ze popełni jakiś kardynalny błąd. Tej kobiecie naprawdę coś dolega.

Allandra zapisała coś w swoim notatniku, po czym powiedziała urzędowym tonem:
- Niech ją pani do mnie poprosi. Jakby nie chciała przyjść, proszę powiedzieć, że przyślę po nią ochronę i będzie gorzej.
Nie wiadomo, czy doktor Foremna przekazała polecenie pokładowego psychologa w takiej właśnie formie, czy też zdobyła się na inną, w każdym razie piękna Wolkanka zjawiła się w gabinecie psychologa dwadzieścia minut później.
– Słucham, o co pani chodzi? – spytała nieprzyjaźnie – Jestem zajęta, prowadzę szpital.
– Szpital nie mercedes, nie wpadnie na drzewo, gdy kierowca wysiądzie na moment –
odparła Allandra – Muszę z panią porozmawiać. Podobno ostatnio w ogóle nie zajmuje się pani swoim dzieckiem. Mogę wiedzieć, czemu?
– Ja, a co to panią obchodzi?
– Jestem odpowiedzialna za pani stan psychiczny, tak samo jak za stan każdego innego załoganta. Pani jest nieswoja. Niewolkańska. Proszę o wiarygodne wyjaśnienia, albo odsunę panią od sprawowanej funkcji. Posiadam takie uprawnienia
.
T’Shan kręciła się przez chwilę niespokojnie, wyraźnie usiłując znaleźć jakiś wykręt po czym nagle zdecydowała się i odparła:
- Jestem tak wolkańska, że już bardziej nie można. Tylko że nie w tę stronę.
– Co takiego?
- Wolkanie są z natury inni niż się pani wydaje. Kochają, ale inaczej niż ludzie. Miłość człowieka uskrzydla, a u Wolkanów oznacza rozstrój nerwowy.
– Aha, taką umysłową biegunkę. Rozumiem. Jest pani zakochana?
– Uhm.
– W R’Cerze?
– Uhm.
– Co za problem? On też panią kocha.
– No właśnie. I dlatego oboje nie nadajemy się teraz do służby. Ani, prawdę mówiąc, do niczego innego.

Allandra patrzyła przez chwilę na swą interlokutorkę, postukując stylusem w stół.
– O ile wiem, to pan komandor jest taki jak zwykle, tylko marudzi bardziej. – rzekła wreszcie.
– Tak się wam wszystkim wydaje, ale ja wiem, że jest inaczej. R’Cer nie jest sobą i boję się, że okaże się to w najmniej odpowiednim momencie.
– Musimy więc powiedzieć o tym kapitan Zakrzewskiej.

Allandra wstała, zaciskając usta w wąską linię. Zastanawiała się właśnie, jakimi słowami powiadomi srogą kapitan, że ma na pokładzie parę niestabilnych emocjonalnie Wolkan zamiast dwóch wolkańskich filarów załogi.
– Pójdę z panią – westchnęła T’Shan – Wrogowi nie życzyłabym takiej rozmowy....


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz