UWAGA!

Realia uniwersum "Star Treka" zostały stworzone przez Gene'a Roddenberry'ego i wszelkie prawa do nich znajdują się obecnie w posiadaniu wytwórni Paramount Pictures.

piątek, 7 lutego 2014

LXVI.

Zapadła cisza, w której nie było słychać nawet poszumu wiatru. Już wyglądało na to, że żadne wrzaski kapitan Zakrzewskiej nie odniosą rezultatu, gdy nagle odezwał się jeden z mężczyzn, usadowiony wygodnie w bujanym fotelu przed drewnianym domkiem.
- Mamy cię ponownie ukarać? - zapytał - Znowu złamałeś ustalenia naszej społeczności. Jesteś niepoprawny.
- Nie złamałem ustaleń, jedynie je obszedłem.-
burknął Q, ale jego głos nagle zrobił się jakoś mniej pewny. Towarzysząca mu kobieta popatrzyła na Janeway z obrzydzeniem i dodała:
- I to także niepotrzebnie. Nie mogę pojąć, co cię obchodzi ta marna istota.
- Kobieto, puchu marny, ty wietrzna istoto
Urody twojej zazdroszczą anieli...
- zarecytował półgłosem Michałow.
- O, dziękuję bardzo. - Kathryn spojrzała na niego wdzięcznie, mile połechtana.
- To nie ja, to Mickiewicz. - uświadomił ją bezlitośnie inżynier.
- Nie słyszałam o facecie. A on z Gwiezdnej Floty?
Michałow chciał odpowiedzieć, ale kapitan Zarzewska zebrała się w sobie i huknęła go pięścią w kark, aż przysiadł, choć był chłop nie ułomek.
- To nie wieczorek poetycki! Panie R'Cer, może niech pana pogada z tymi... że tak powiem, bo ja zaraz tu sprokuruję konflikt dyplomatyczny!
Zachęcony w ten sposób Wolkanin miał szczery zamiar posłuchać rozkazu, ale mężczyzna z fotela powstrzymał go, unosząc dłoń.
- Natychmiast odeślij tych ludzi - zażądał, zwracając się do swego pobratymca - Potem porozmawiamy o twej własnej przyszłości.
- Zaraz, mamy kilka pytań...
- wyrwała się kapitan Zakrzewska, ale nikt nie zwracał na nią uwagi. Q pstryknął niedbale palcami i to wystarczyło.
Kapitan Janeway stwierdziła, gdy minął jej zawrót głowy, że razem z Tuvokiem znajduje się na mostku swojego własnego statku. Tuvok siedział na podłodze, pani kapitan też siedziała, tyle że na kolanach Chakotaya, zajmującego miejsce w fotelu dowodzenia i bardzo w tym momencie speszonego.
- Masz ci los - westchnęła - A gdzie tamci?
- Nie mam pojęcia
- odpowiedział jej pierwszy oficer z zakłopotaniem - Proszę wybaczyć mi śmiałość, ale znaleźliśmy się chyba w dwuznacznej pozycji...
Janeway spojrzała na niego, a potem na Wolkanina, który nadal siedział na podłodze, jakby namyślał się czy ma wstać czy czekać na rozwój sytuacji.
- Chore poczucie humoru Q - stwierdziła - Panie Tuvok, proszę wstać i udać się na swój odcinek do zadań.
- Niewykonalne -
odparł spokojnie szef ochrony - Impet przesyłu połamał mi kończyny dolne tudzież górne.
- Pan żartuje, prawda?

Niestety nie były to żarty. Wyglądało na to, że niezadowolenie Q skrupiło się na najniewinniejszej osobie z obu ekip. Kapitan Janeway wstała wreszcie z kolan Chakotaya (ku jego cichemu żalowi) i wezwała na mostek Doktora. Ten, zbadawszy pobieżnie Tuvoka, potwierdził jego domysły.
- Zaraz to naprawimy - dodał pocieszająco - A gdzie tamci? Była u mnie pani B'Elanna i pytała, gdzie ich główny inżynier. Nie wiedziałem co odpowiedzieć.
- Po co on jej?
- Chciała, jak mi się zdawało, pozbawić go wszystkich zębów oraz paru innych, dość istotnych części ciała.
- Ach, to pewnie za rozróbkę w maszynowni
- domyśliła się Janeway - Zdaje się, że była tu jeszcze ta Klingonka i Pierwszy z Hermasza. Co z nimi?
- Oboje znikli w momencie, gdy zjawiła się pani i pan Tuvok
- odparł Tom Paris - Są teraz na swoim statku, albo diabli wiedzą gdzie.
- Miejmy nadzieję, że jednak na statku...

Kathryn pokręciła głową z niepokojem. Zbyt dobrze znała Q, by uwierzyć w jego dobrą wolę i w to, że dotrzyma on raz danego słowa bez żadnych "haczyków'. Tyle tylko, że nie miala już sposobu by sprawdzić, na ile popisał się tym razem. I nigdy nie udało się jej tego ustalić.

Tymczasem na pokładzie Hermasza kapitan Zakrzewska wściekała się jak mało kiedy. Q wyciął jej wyjątkowo paskudnego figla, odesłał ją bowiem na statek w kostiumie biblijnej Ewy, co spowodowało wybuch szalonej wesołości ze strony Michałowa oraz reszty męskiej części załogi. Wyjątek stanowili R'Cer, który nie widział w tym nic osobliwego, oraz ojciec Maślak. Ten ostatni próbował osłonić jakoś ponętne wdzięki pani kapitan swym ornatem, ale wskutek pośpiechu zaplątał się w niego tak, że nijak nie mógł sobie dać rady. Sytuację uratował Krzysztof Majcher, który wręczył Liliannie bluzę mundurową zdjętą z własnego grzbietu - a że był facetem dość zwalistym, okryła ona panią kapitan od szyi niemal do kolan. Choć było to raczej niekompletne odzienie, od razu odzyskała animusz i pewność siebie.
- Spokój! - zawołała, podwijając wymownym ruchem rękawy - Fajno było, ale się skończyło. Jak ktoś się zacznie znowu śmiać, ten dostanie w ryj! Jasiek, coś tak gębę otworzył, jazda do mojej kabiny po zapasowy mundur! A wy do roboty, nygusy, żeby mi tu nikt nie margał! Już ja wam pokażę!
- Już widzieliśmy.
- odpowiedział jej chór męskich głosów, ale na napomnienie R'Cera, że kapitan nawet rozebrany do rosołu pozostaje kapitanem załoga rozbiegła się do swoich zadań.
- Nareszcie trochę normalności - westchnęła Lilianna - Ojcze Tadeuszu, pozwoli ojciec, że pomogę, bo się ojciec prawidłowo udusi... I chodźmy na mostek, przekonamy się, czy ten Qtasik dotrzymał słowa.
- Śmiem wątpić
.- powiedział Michałow. Najbliższa przyszłość miała wykazać, że przynajmniej częściowo były to słowa prorocze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz