UWAGA!

Realia uniwersum "Star Treka" zostały stworzone przez Gene'a Roddenberry'ego i wszelkie prawa do nich znajdują się obecnie w posiadaniu wytwórni Paramount Pictures.

środa, 15 stycznia 2014

LXV

Zamieszanie pod drzwiami przesyłowni zabrało trochę czasu,toteż po wejściu do środka całe towarzystwo ujrzało R'Cera i Michałowa, już obecnych na platformie transportera. Ściśle mówiąc, to stał tam Michałow, zaś Wolkanin właściwie leżał, a raczej by leżał, gdyby główny inżynier nie trzymał go za kołnierz munduru, był bowiem nieprzytomny. Tak więc można powiedzieć, że znajdował się w stanie pełnego zwiotczenia, z czego Michałow był wyraźnie zadowolony.Technik Lalewicz, który sadowił się właśnie z powrotem na swym krześle z książką, zdawał się nie widzieć w tym żywym obrazie nic niezwykłego.
- Co pan zrobił R'Cerowi? - zawołała z oburzeniem doktor T'Shan.
- Faktycznie, możebyś się tak wytłumaczył.- poparła ją kapitan Zakrzewska.
- Tata robi "zdechł pies"! - pisnęła radośnie T'Allia, wiercąc się na rękach matki.
- Co tu się tłumaczyć? - inżynier zszedł z platformy, ciągnąc za sobą bezwładnego R'Cera niczym worek kartofli - Chciał mnie obezwładnić po wolkańsku, to przygrzałem mu z fazera. Po polsku.
- Po polsku to by beło ciupaskom.
- wtrącił się Jasiek Gąsienica. Michałow wzruszył ramionami.
- Nie miałem pod ręką.
R'Cer poruszył się i usiadł. Musiał być jeszcze całkiem zamroczony, bo ku zażenowaniu Tuvoka pierwsze zdanie, które wypowiedział, w całości nadawało się do protokołu za publiczną obrazę moralności.
- Ciekawe, czy to miał być oficjalny raport? - mruknęła kapitan Zakrzewska, przyglądając się komandorowi z zainteresowaniem.
- Wyrazy! Tata mówi wyrazy! - zawołała z uciechą T'Allia, klaszcząc w dłonie. Wyrwała się T'Shan i z przenikliwym piskiem pobiegła do ojca. Dopiero jej widok przywrócił Wolkaninowi jaką taką jasność umysłu. Popatrzył na Michałowa, potem na całe zgromadzenie i pozbierał się z podlogi. choć zdrętwiałe członki odmawiały mu posłuszeństwa.
- Zostałem podstępnie zaatakowany podczas pełnienia obowiązków służbowych. - oświadczył godnie.
- Skarżypyta bez kopyta.- odciął mu się Michałow. Wziął na ręce Vuvu, który obskakiwał go z nieprzytomną radością i ucałował w sam pyszczek.
- Przynajmniej on jeden cieszy się na mój widok.
- Nie gadaj pan głupstw. Co panu do głowy strzeliło?
- Nie mnie, tylko Grześkowi, a właściwie Sytarowi
- wyjaśnił inżynier i nie wiedzieć czemu spojrzał z odrazą na Tuvoka - Tak że oficjalną skargę proszę pisać na Vulcan. Spytałbym cię o pozwolenie...pardon! to jest, poprosiłbym o oficjalną autoryzację, pani kapitan, ale cholera czasu nie było. Zostało nam kilka sekund, by przeniknąć do kontinuum Q.
- Gdzie?!
- No, jak nie wiem co to konkretnie jest, ale brzmiało obiecująco, sama pani przyzna.

Fakt, że Michałow przeszedł na bardziej regulaminowy ton, był dla Lilianny teraz daleko mniej ważny niż meritum jego wypowiedzi. Co prawda zdążyła już poznać Q, a nawet nawiązać z nim bardziej bezpośredni kontakt (za pomocą walnięcia w pysk), ale nie miała pojęcia, czym może być to jego "kontinuum". Spojrzała bezradnie na kapitan Janeway. Ta podchwyciła jej spojrzenie i powiedziała litościwie:
- Kontinuum Q to sfera zamieszkała przez istoty z gatunku Q. Nie jest to próżnia, tylko rodzaj środowiska biologicznego, innego niż nasze, ale my też możemy w nim przeżyć. Jeśli chcesz, możesz spróbować z nimi pogadać, ale nie radziłabym ci obiecywać sobie po tym zbyt wiele. One na ogół zwracają na ludzi akurat tyle uwagi, ile my na komary.
- Aha. No to może niech przyjmą do wiadomości, że ja też umiem uciąć do krwi.

Lilianna podeszła do konsoli transportera i przyjrzała się odczytom pola zewnętrznego. Były one niejednoznaczne do tego stopnia, że miniaturowy ekran pokrywała plątanina kresek i kropek, za pomocą których komputer usiłował złożyć spójny obraz.
- Kropka, kropka, kryska, kryska, fotografia twego pyska - mruknęła z niezadowoleniem - Lalunia, czy z tego da się wyemitować wiadomość głosową na zewnątrz?
- Niebieska dźwignia na pozycję trzy.
- odpowiedział lakonicznie technik, nie odrywając oczu od książki, którą cały czas czytał nie zwracając uwagi na to, co działo się w przesyłowni.
Kapitan Zakrzewska przesunęła więc niebieską dźwignię, po czym nachyliła się do siatki mikrofonu i powiedziała dobitnie:
- Ej, wy Qźwy, czy jak tam was zwać, żądam wysłuchania skargi na waszego cholerę wartego pobratymca.
- Może grzeczniej, moja córko, poobrażasz ich.
- rzekł niepewnie ojciec Maślak, ale kapitan Janeway zapewniła go natychmiast, że w przypadku istot Q jest absolutnie bez znaczenia, co się mówi i jakich słów się używa. Widać było, że ksiądz czuje się bardzo niepewnie na myśl o jakichś wszechmogących i nie ma pojęcia, jak traktować ich istnienie.
Tymczasem zuchwała deklaracja kapitan Zakrzewskiej odniosła całkiem niespodziewany skutek - zgromadzeni w przesyłowni odnieśli wrażenie, że coś nimi zakręciło i znaleźli się nagle w miejscu, które najbardziej przypominało osiedle na gołej prerii. Przed stylowymi domkami siedzieli mężczyźni i kobiety, na oko w jednym wieku, pogrążeni w jakiejś osobliwej katatonii.
- Ło kurdelebele - jęknął ze współczuciem Jasiek Gąsienica - A tem co, bidockom?
- Nic
- poinformowała go Janeway - Ich po prostu nic nie obchodzi. Nie mają potrzeb, nie mają pragnień.
Jeszcze nie skończyła mówić, gdy przed przybyszami pojawił sie znany im już mężczyzna. Nie był sam. Towarzyszyła mu niebrzydka kobieta o włosach spiętych na czubku głowy w mały kok i wyglądający na kilkulatka chłopczyk.
- Dziecko?! - zdziwiła się Lilianna, wytrzeszczając oczy na malucha.
- To mój syn. - rzekł ozięble Q.
- Ja pierdzielę, to się rozmnaża...! - wrzasnął Michałow, uderzając się dłońmi o uda. Kapitan machnęła na niego ręką i zwróciła się do Q:
- No i, panie tego? Coś nam pan chyba obiecał.
- A nawet jeżeli, to co?

Bezczelny ton Q zdenerwował Liliannę do tego stopnia, że wpadła z zimną furię. Przez chwilę chciała zareagować ręcznmie, ale powstrzymała ją myśl, ze tym razem Q pewnie będzie przygotowany na taką ewentualność. Rozejrzała się zatem i zawołała głośno:
- Ej wy, śpiące królewny w dziuplę kopane, czy to coś jest wasze?! Bo jeśli tak to przypilnujcie by słowa dotrzymywało!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz