UWAGA!

Realia uniwersum "Star Treka" zostały stworzone przez Gene'a Roddenberry'ego i wszelkie prawa do nich znajdują się obecnie w posiadaniu wytwórni Paramount Pictures.

poniedziałek, 30 marca 2015

LXXXIII.

Chociaż dowódca Hermasza widziała już niejedno, przystanęła w progu turbowindy i przez chwilę kontemplowała niemo obrazek obyczajowy, który zastała. Właściwie trudno byłoby się jej dziwić, jako że Malwinka skończyła właśnie szyć i nie znalazłszy w torebce nożyczek pochyliła się beztrosko, by odgryźć nitkę.
– Kapitan na mostku! – huknął regulaminowo pierwszy oficer.
– Nawet dwóch kapitanów. - mruknął Karpiel, na którego gaz R’Cera wyraźnie nie podziałał zbyt silnie.
- I co to ma być? – spytała Lilianna niezbyt pewnym głosem – 50 twarzy Greya wśród gwiazd?
– Tak, Earl Greya bym się napił...-
powiedział mało dorzecznie kapitan Picard. Chociaż po pierwsze zawsze panował nad sobą, a po drugie gaz zaaplikowany przez R’Cera też zrobił swoje, to niezwykła sytuacja pogrążyła stateczny umysł w niejakim zamęcie, a na jego dostojną łysinę wystąpiły krople potu.
– Melduję, że naprawiam panu kapitanowi mundur, Ma’am! – zawołała Malwinka służbiście, wstając z kucek.
– I dlatego ma taką głupią minę?
Jędrek Karpiel prychnął tłumionym chichotem, nie zwracając uwagi na szturchającego go dla opamiętania Arka.
– Niechże pani kapitan będzie wyrozumiała, nie co dzień taka lasencja grzebie człowiekowi przy rozporku.
– Stop, nie chcę wiedzieć nic więcej
– Lilianna demonstracyjnie zakryła rękami uszy – Ciekawe tylko, że muszą to robić akurat na moim mostku.
Malwinka schowała swe przybory do szycia, po czym wytłumaczyła spokojnie swej kapitan, jak bardzo mylne odniosła wrażenie. Siedzący nadal w fotelu dowodzenia Picard nadal wyglądał, jakby przed pięcioma sekundami spadł z księżyca Andorii, nie mógł więc pomóc jej w wyjaśnieniu nieporozumienia, a Worf, Troi i Riker przyglądali się Malwince z takim zaciekawieniem, jakby zastanawiali się, co jeszcze wymyśli.
– Zdaję się na łaskę i niełaskę pani osądu, ale ja tylko chciałam pomóc.- zakończyła wreszcie pani łącznościowiec z niejaką emfazą swoją zawiłą tyradę.
Pewnie dotrzeć tam, gdzie kto jak kto, ale kapitan Łysa Pała jeszcze nie był.- dopowiedział złośliwie Karpiel.
Lilianna warknęła na niego, żeby się zamknął i nie mieszał, po czym zwróciła się do Rikera.
– Ja pana skądś znam, panie biber. Ach, już wiem, ostatnim razem widziałam pana na ekranie. Był pan na mostku Enterprise... więc co do cholery robi pan na moim statku?
William Riker podszedł do pięknej kapitan i z galanteria pocałował ją w rękę.
– Proszę wybaczyć, że nie mogę tego bliżej wytłumaczyć – powiedział – William T. Riker do usług. Po prostu w jednej chwili byłem na Enterprise, a w drugiej tutaj i patrzyłem na pani... hm... no, jak pani wpełza do tuby Jeffriesa. Muszę przyznać, że nie żałuję tego przeskoku.
– Jeśli mnie pan nie puścisz, to zrobię coś takiego, że na bank pan pożałujesz –
oznajmiła kapitan cierpko – Mam radar nastawiony na bawidamków i wyczuwam ich bez pudła. A podporucznik Kręcik niech przestanie mylić łaskę z laską i połączy mnie z maszynownią.
Malwinka z obrażona miną pomaszerowała do swej konsoli i wykonała polecenie dowódcy. Lillianna patrzyła jeszcze przez chwilę znacząco na Picarda, ale że ten wciąż miał głowę w innej strefie świadomości i nie myślał wstać z fotela dowodzenia, westchnęła i podeszła do panny Kręcik.
– Maszynownia na linii, kapitanko. – Malwinka podała jej staroświecki mikrofon. Kapitan Zakrzewska wzięła go i spytała surowo:
- Jest tam kto?
– Melduje się komandor Data
– odezwał się po drugiej stronie uprzejmy głos androida – Skończyłem usprawnianie napędu warp i właśnie sprawdzam program w komputerze sterującym. Potem wezmę się za replikatory. Reszta ekipy...
– Dawaj ten mikrofon, sztuczny oficerze
– odezwał się głos Michałowa, jak zawsze poirytowany – Hej, melduje się główny inżynier. Układ podtrzymania życia działa nie gorzej niż mechaniczna pomarańcza.
– Znaleźliście tenpalin?
– Topalin! A tak w ogóle to topalinę.
– Mniejsza o to, znaleźliście?
– Oczywiście że tak. Wszystko działa i mam nadzieję, że wymiecie z atmosfery to paskudztwo R’Cera. Przed chwilą Jolka zrobiła mi wykład na temat znaczenia zachowania spokoju przy transporcie antymaterii, jakbym sam nie wiedział, a Lepek i Małpeczka zaczęli grać w szachy. Zaraz trzasnę psychicznie.
– Spokojnie, zaraz będzie po wszystkim
– kapitan Zakrzewska obejrzała się, jako że za nią szczęknęły właśnie drzwi turbowindy i na mostek wszedł R’Cer ze śpiącą T’Allią na rękach, a za nim Krzysztof Majcher, przeżuwający coś smakowicie – O elfie mowa. Komandorze R’Cer, dlaczego pana medykament na jednych działa, a na drugich nie?
– Bo ludzie to nie zegarki, gdzie jeden werk jest taki sam jak drugi. Niestety reagują różnie.
- odparł sucho Wolkanin, podchodząc do konsoli naukowej – Zmiana, poruczniku.
– A dlaczego robi pan żłobek na mostku?
– Bo sam jest żłób.
- mruknął Józek Stelmach tak „cicho”, że usłyszał go cały mostek. R’Cer nie zwrócił na niego uwagi, tylko Majcher, przechodząc obok, dał mu lekkiego, pełnego uznania kuksańca.
– To czas na popołudniową drzemkę, a nie chciała usnąć inaczej niż u mnie na rękach – wytłumaczył – Co było robić? T’Shan mi kazała.
– Nie dość, że na mostku mamy Wolkanina z dzieckiem przy piersi, to jeszcze na dobitkę okazuje się być pantoflarz, jak nie przymierzając nieboszczyk praojciec Adam –
parsknął Karpiel – No nie, kapitanko, ja pękłem.
Po tym oświadczeniu nastało niejakie zamieszanie, bo Lilianna nieopatrznie jęknęła:
- Niech ktoś da w łeb temu idiocie.
A porucznik Worf wziął ten apel do siebie i usłużnie przyłożył Karpielowi tak, że zaszła konieczność wezwania pielęgniarzy z wózkiem na kółkach i odtransportowania delikwenta do ambulatorium na opatrunek. Dopiero po tym wypadku kapitan Picard odzyskał panowanie nad sobą i udzieliwszy swemu szefowi ochrony odpowiedniej reprymendy wstał wreszcie z nie swojego fotela i powiedział:
- Mam teraz jedno logiczne i krótkie pytanie: co dalej?
Lilianna usiadła w fotelu, niechcący przygniatając Gizię, która zdążyła skorzystać z okazji i wślizgnąć się tam, gdzie nie powinna. Ugryziona w pośladek kapitan Hermasza zapomniała, co miała powiedzieć, natomiast zrobiła piekło pod tytułem „Gdzie ten kretyn Jasiek?!” Gizia zeskoczyła na podłogę i wdrapała się na ramię Deanny Troi, gdzie przybrała minę puszystego niewiniątka. Nawigator Majcher chciał wyjaśnić, że Jasiek Gąsienica jest na obiedzie, ale nie mógł dojść do głosu, bo ledwie kapitan zaczęła przeklinać, dołączył się do niej przez solidarność komputer pokładowy, a na dodatek na ekranie ukazał się w całej swej niemiłej okazałości – Q.

1 komentarz:

  1. Bodaj Cię! Literalnie spadłem z krzesła i stłukłem sobie kość ogonową. Ten odcinek naprawdę Ci się udał.
    A teraz będę czekał na nowe wejście Qrczaka.

    OdpowiedzUsuń