UWAGA!

Realia uniwersum "Star Treka" zostały stworzone przez Gene'a Roddenberry'ego i wszelkie prawa do nich znajdują się obecnie w posiadaniu wytwórni Paramount Pictures.

środa, 23 stycznia 2013

XLIV


- Hermasz, działaj! – zawołała Lilianna, nie tracąc przytomności umysłu. Reszta była nie tyle przerażona, co zdziwiona. Lalewicz znany był z tego, że nigdy nie krzyczał, ba, nawet nigdy nie zmieniał sennego wyrazu twarzy. Coś musiało go rzeczywiście przerazić. Z głośnika dobiegały teraz jakieś łomoty i obce głosy, bełkoczące coś niezrozumiałego.
=/\= Ochrona do hali transportu! Czerwony alarm! – wrzasnęła kapitan, przełączając na kanał ogólny, po czym rzuciła się do drzwi. Razem z nią ruszyli Arek i R’Cer i mało brakowało, a utknęliby całą trójką w drzwiach turbowindy. Udało się im jednak wpakować do środka i zjechać na poziom hali transportu. Wybiegłszy na korytarz natychmiast wpadli w bezładną grupę żołnierzy, klnących i najwyraźniej nie wiedzących, co mają robić.
– Spokój! – ryknęła Lilianna – Gdzie Maura Gwizdak?!
– Nie ma!
– padła nieomal chóralna odpowiedź.
– Jak to nie ma?!
– Nie wiemy!

Kapitan zostawiła wyjaśnienia na później, za to z impetem wpadła w drzwi hali transportu. Jej oczom ukazał nieoczekiwany widok. W kącie kulił się mamroczący bezładnie urywki jakichś modlitw technik, a na środku kotłowały się cztery ogarnięte paniką dziwaczne stwory nieokreślonej płci, uwięzione pod bańką pola siłowego.
– Uśpić ich, królewno? – zasięgnął informacji główny komputer.
– Nie, nie ma takiej potrzeby – odparła kapitan przyglądając się z ciekawością czterem intruzom – Przynajmniej na razie... Ej wy! Umiecie mówić?
Goście znieruchomieli, potem spojrzeli na nią z mieszaniną lęku i poczucia winy. Wyglądali dziwacznie, ale to nie było wszystko - narośla i nacieki na ich skórze sprawiały wrażenie zmian chorobowych.
Kim jesteście i co tu robicie? – indagowała dalej kapitan.
– Ttte paskudy zzzzabrały Maurę...- wystękał Lalewicz płaczliwie.
– Co takiego?!
– Potrzebujemy świeżych narządów.
– wymamrotał przepraszająco jeden z gości.
– Czego potrzebujecie?!
– Narządów... jesteśmy Viidianie. Słyszeliście pewnie o nas...
- Ni wuja.

Zacinając się i poprawiając co chwila Viidianin opowiedział historię swej rasy, trapionej przez straszliwą chorobę. Jedynym ratunkiem dla ofiar były przeszczepy cudzych narządów, przystosowywanych w specjalnym procesie. Jeszcze nie skończył, gdy Lilianna zacisnęła pięści i rozdarła się na cały pokład:
- Ach wy złodzieje cudzych flaków, pulpa wasza mać, niech Maurze jeden włos z głowy spadnie, a wszystkich was wyślę w próżnię!
– Regulamin Flo...
- zaczął R’Cer i pisnął jak szczeniak, bo Malwinka Kręcik nadepnęła mu z całej siły na stopę.
– Regulamin?! Chromolę regulamin! Jeśli skrzywdzą Maurę, ci czterej będą fruwać bez skafandra po całej kosmicznej okolicy! Nie żartuję! Hermasz, nie wypuszczaj ich! Lalunia, natychmiast przestań się mazać, to rozkaz! Malka, nawiąż łączność z macierzystym okrętem tych pokrak! Ale już!
Malwinka skinęła energicznie głową, zasalutowała i runęła do pokoju łączności. Szalejąca z wściekłości kapitan tymczasem strzelała rozkazami niczym kulami ze staroświeckiego karabinu. W ciągu kilku minut osłony zostały wzmocnione do maksimum, działka fazerowe i wyrzutnie torped przygotowane do akcji, a cała załoga na stanowiskach. Krzysztof Majcher, Osip Zajczik i reszta snajperów siedzieli w „wieżyczce”, Keras i Jasiek Gąsienica samorzutnie zajęli miejsce za plecami pani kapitan, postanawiając bronić jej do ostatniej kropli krwi.
– Chociaż, moim zdaniem, ona w razie czego i siebie i ich by obroniła. – podsumował to Karol Michałow. Podobnie jak inni załoganci był do głębi oburzony niecnym postępkiem Viidian, choć prywatnie uważał, że Maura jest zbyt jadowita na to, by przeszczep jej narządów komukolwiek wyszedł na zdrowie.
Po kilkunastu minutach udało się wreszcie nawiązać połączenie ze statkiem Viidian i na ekranie ukazał się jego kapitan. Podobnie jak na innych, tak i na nim widać było niszczące piętno choroby, starał się jednak zachowywać godnie.
– Mam nadzieję, że rozumie pani naszą sytuację... – zaczął ugodowo, ale Lilianna przerwała mu brutalnie:
- Nie, panie ładny, nie rozumiem i rozumieć nie chcę. Proszę natychmiast oddać mojego szefa ochrony, albo pana załoganci zostaną straceni bez sądu.
– Jak to? Byłaby pani taka okrutna?
– zdziwił się kapitan obcego statku – Kapitan Janeway jest bardziej cywilizowana, a zdaje się, że należycie do tej samej rasy.
– Pieprzę to, co robi lub robiłaby kapitan Janeway! Ja stawiam ultimatum i możecie być pewni, wy łajzy, że ręka mi nie zadrży!
– Nasza choroba...
– To tylko wasza sprawa. Nie macie żadnych praw do tego, by w imię własnego przetrwania krzywdzić innych i jeśli jeszcze tego nie wiecie, to ja was nauczę. Zajczik, salwa ostrzegawcza!
=/\= Tak toczno!

Działka dziobowe Hermasza zionęły ogniem, aż statkiem Viidian zatrzęsło. Osip Anegdotycz, będący prawdziwym fachowcem, trafił dokładnie tam, gdzie chciał - we wrogą wyrzutnię, pozbawiając przeciwników możliwości kontrataku.
- Miała być ostrzegawcza... - jęknął R'Cer, ale Lilianna rzuciła mu tylko spojrzenie pełnie politowania.
- Eto była ostrzegawcza. No pa ruski. - oświadczył dumnie przez głośnik Osip Anegdotycz. Natomiast kapitan viidiańskiego statku stracił resztę pewności siebie.
– Pani kapitan, proszę przestać! Nie rozumie pani....!
– Ja wam dam „nie rozumie”. Mam zacząć zabijać pana załogantów? Ochrona, wybrać pierwszego zakładnika!
– Nie, proszę zaczekać!
– Viidianin był wyraźnie i przerażony, i zdumiony tak nagłą groźbą – Oddam pani tę kobietę.
– O proszę, jak poszkutkowało.
– mruknął Jasiek Gąsienica.
– Zatem proszę natychmiast odesłać moją szefową ochrony, a ja odeślę pana piratów.
– To nie są piraci.
– Jak zwał tak zwał. Dla mnie piraci, złodzieje i mordercy na dobitkę. Jeśli odsyłam ich żywych, to tylko ze względu ma Maurę. Jest dla mnie więcej warta niż wasze dupy.
– Jest pani barbarzyńcą. Skazuje pani na śmierć kilku naszych, którzy nie doczekają przeszczepu!
– Jak powiedziałby Rhett Butler: „Wybacz kochana Scarlett, ale mam to gdzieś”. To tylko wasz problem. Czekam w hali transportu i niech was wszyscy wasi bogowie bronią przed wywinięciem jakiegoś numeru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz