UWAGA!

Realia uniwersum "Star Treka" zostały stworzone przez Gene'a Roddenberry'ego i wszelkie prawa do nich znajdują się obecnie w posiadaniu wytwórni Paramount Pictures.

piątek, 1 lutego 2013

XLV


Zdezorientowany i przerażony R’Cer nie zdobył się na to, by towarzyszyć swej kapitan do hali transportu. Zamiast tego poszedł do oranżerii, gdzie napotkał T’Shan i małą T’Allię, bawiącą się skakanką.
– Czemu jesteś taki markotny? – spytała lekarka. R’Cer machnął beznadziejnie ręką, niechcący trafiając Michałowa, który też wybrał się do tego kącika rekreacji.
– Hej, panie spiczasty, zważaj se pan! Weź pan te gałęzie! – wrzasnął inżynier ze złością.
– O, przepraszam...
– Przepraszam? Upuść pan szklankę, potem pan przeproś i zobacz, czy się pozbiera!
– Co takiego?
– Nie dosłyszał pan? Uszy pan sobie przeczyść! Wiem, że w waszym wypadku to dużo czasu zajmuje, ale się, kurza melodia, przydaje!

Widząc, że nie przegada inżyniera, R’Cer zmienił temat.
– Panie Michałow, niech pan powie mi szczerze, czy w razie gdyby ci Viidianie nie dali się zastraszyć, nasza kapitan dotrzymałaby swej groźby?
Główny inżynier parsknął wzgardliwie i opadł na jedną z ławeczek.
– Jasne. A jakby tego nie zrobiła, ja bym to zrobił. Ale myślę, że by ich wywaliła przez śluzę bez mrugnięcia okiem. To nie mazgaj, a prawdziwa Sarmatka.
W głosie Michałowa brzmiało rzeczywiste uznanie. Może po raz pierwszy w rozmowie z kimś wyraził podziw dla swej kapitan, ale tym razem nie mógł się powstrzymać. Viidianie wzbudzili w nim nieopanowany wstręt, nie tylko swym wyglądem, który w końcu nie zależał od nich, ale przede wszystkim sposobem myślenia. Najchętniej osobiście poprowadziłby ostrzał okrętu tych istot.
– Okropność – szepnął R’Cer – Jakie to dzikie... jakie niecywilizowane...
– A to, co oni robią, jest cywilizowane? My mamy takie przysłowie ‘Chcesz bić się z chamem, to bądź cham.’ Nie da się inaczej. Jak kto leci na ciebie z maczugą, to nie możesz mu robić wykładu z Kanta i Nietzschego, tylko sam musisz złapać za maczugę. Do kuchty nędzy, dziecko by to zrozumiało!

Wskazała na T’Allię, która bawiła się z jego nieodłącznym Vuvu, wydając przy tym radosne piski. W odróżnieniu od T’Shan, która bała się zwierząt, T’Allia darzyła je wszystkie bezkrytycznym uwielbieniem i miłością. Jeździła na Miśku jak na włochatym koniu, pieściła Vuvu i Gizię, gdy tylko udawało się jej któreś z nich dopaść i goniła po korytarzach Mruczka, który uciekał przed nią, prychając z oburzeniem. Nie bała się nawet węży profesora Trekowskiego i ptaszników, stanowiących żywe maskotki wielu załogantów. Pewnego dnia, gdy T’Shan zobaczyła, jak jej córeczka przygląda się z zachwytem siedzącej na jej tłustej łapce Czikicie, przeżyła tak silny szok, że zemdlała i doktor Foremna musiała ocucić ją silnym policzkiem. Sprawił jej on zresztą niekłamaną satysfakcję, bo od pierwszego dnia była z szefową działu medycznego na stopie wojennej.
– Mojej córki proszę w to nie mieszać. – zażądał R’Cer, niezbyt do rzeczy, ale był teraz zbyt zdezorientowany, by logicznie myśleć.
– Ależ ja jej nie mieszam, ja tylko stwierdzam fakt. T’Allia lepiej by zrozumiała, ze takim nie wolno pobłażać. – Michałow wstał z ławki i przeszedł się po alejkach między rzędami pięknie utrzymanych roślin.
– Szczęśliwie nie muszę brać sprawy w swoje ręce – dodał, wynurzając się po drugiej stronie (oranżeria nie była zbyt duża) – Dowódca tych szmaciarzy uwierzył, że nasza Lila nie cofnie się przed niczym, aby tylko odzyskać członka załogi i niech mi kto powie, że nie jest to świętym obowiązkiem każdego kapitana.
– Nie wiem... Pierwsza Dyrektywa mówi...
– Dotyczy cywilizacji prewarpowych i zresztą do mnie nigdy nie przemawiała. Jakiż kapitan mógłby poświęcić statek i załogę z powodu paru wieśniaków, którym nie można pokazać radia i telefonu, bo uznają to za czary? Chyba nienormalny! Ja bym takiego wsadził w kaftan bezpieczeństwa.

R’Cer nie potrafił już na to odpowiedzieć. Czuł wbrew sobie, że główny inżynier ma trochę racji, ale jego praworządna katra buntowała się przeciwko sposobowi myślenia polskich oficerów. Usiadł i zakrył twarz dłońmi, jakby zwaliły się na niego wszystkie nieszczęścia tego świata. Michałow poklepał go pocieszająco po karku.
– Ale, ale, nos do góry – rzekł wesoło – Niech pan lepiej pomyśli, panie Wolkan, co by pan czuł, gdyby na miejscu Maury Gwizdak była na przykład T’Allia...
Torpeda trafiła w cel. R’Cer aż stracił oddech na samą myśl, a T’Shan wydała nieartykułowany okrzyk oburzenia, chwytając córeczkę, która zaprotestowała z urazą. Karol Michałow zaśmiał się sardonicznie, i opuścił oranżerię wesoło pogwizdując, a za nim podreptał Vuvu. Byli w wyraźnie dobrym nastroju. Za to Wolkanie długo jeszcze nie mogli się pozbierać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz