UWAGA!

Realia uniwersum "Star Treka" zostały stworzone przez Gene'a Roddenberry'ego i wszelkie prawa do nich znajdują się obecnie w posiadaniu wytwórni Paramount Pictures.

niedziela, 10 lutego 2013

XLVI


W hali transportu rozegrała się scena tysiąclecia, jak określił to z uciechą Lalewicz.
- Kapitan Zakrzewska darła się jak diabeł w święconej wodzie – napisał potem w liście do brata – Do tego, co powiedziała, słowa nie dałoby się dodać, bo by się nie zmieściło. Zaczęła od je#%^&%nych złodziei, a na złamanych ch^%$ skończyła. W środku było tyle, że nawet nie podejmuję Ci się tego opisać. Biorąc jednak pod uwagę zwyczaje tych potworków, trudno się jej dziwić. Mogli rozebrać naszego szefa ochrony na części zamienne, a to taka ładna dziewczyna. Szkoda, że facetów nie lubi...
Trzeba przyznać, że przybyli na pokład Viidianie nie bez oporu dali się sterroryzować energicznej Ziemiance. Jednak Lilianna zdominowała ich bez trudu, szczególnie że sekundował jej z jednej strony Jasiek Gąsienica, wymachujący pożyczonym od Keras batleth’em, a z drugiej Hermasz, wykrzykujący przez radiowęzeł obraźliwe uwagi i kopiący intruzów prądem w różne delikatne części ciała. Chyba to najbardziej zdetonowało Viidian – nigdy dotąd nie spotkali się z inteligentnym statkiem. Hermasz został przez swych konstruktorów wyposażony w broń defensywną, która w założeniu miała być używana przez ludzi, ale zwariowany komputer przejął nad nią kontrolę i sam decydował, kiedy i jak jej użyć.
– Nasz statek to klasa NX – kontynuował swój list Lalewicz – Rzecz w tym, że po pierwsze, jest on dużo większy niż były standardowe statki tej klasy, a po drugie dodano mu wiele ulepszeń. W końcu technika poszła mocno naprzód, a polscy inżynierowie zawsze mieli dobre pomysły. Viidianie nie mogli o tym wiedzieć i dlatego zgłupieli, co było nam bardzo na rękę. Te istoty są niezwykle rozwinięte technicznie, więc tak naprawdę pokonaliśmy ich tylko bezczelnością. Chyba bali się sprawdzić, co jeszcze mamy w zanadrzu...
Taki sam wniosek nasunął się też R’Cerowi, który długo i bezskutecznie tłumaczył swojej kapitan, że powinna być ostrożniejsza. Kapitan Zakrzewska, jak to ona, słuchała jego wywodów jednym uchem, wypuszczała je drugim, w ogóle się nad nimi nie zastanawiając. Wolkanin gadał jak nakręcony, a Lilianna sprawdzała w tym czasie mapy obszaru, starając się odgadnąć, gdzie szukać Voyagera. W pewnym momencie na wykresie wyświetlił się delikatny szlak i, nim zniknął, zdążyła go zapamiętać.
– Durny Q nareszcie wziął się do jakiejś roboty – mruknęła – Miał nam dyskretnie pomagać, a tymczasem tak się udyskretnił, że w ogóle go, złamasa, nie widać.
– Nie taka była umowa –
zabrzmiał obrażony głos i na mostku pojawił się Q – Wiesz dobrze, że nie mogę się w nic mieszać. Kontinuum jest w tej sprawie niewzruszone.
– Właściwie czemu? Taki wszechmocny a nic mu nie wolno?
– Krzysiek Majcher obejrzał się od sterów i omal nie wpakował statku na przelatującą asteroidę. Mścisław Czerep, klnąc od maci, wyrównał kurs i obsztorcował kolegę. Kapitan rzuciła pod ich adresem kilka popularnych rusycyzmów, po czym znowu zwróciła się do nieproszonego gościa:
- Naprawdę nic mnie nie obchodzą wasze sprawy. Gdzieś mam kontinuum, ten kwadrant i tę jakąś kapitan Janeway, o której ciągle słyszę. Chcę tylko przeprowadzić swoją załogę i statek suchą nogą przez to całe cholerne bagno.
– Królewno, a gdzie ja niby mam nogi? –
zasięgnął informacji przepity baryton Hermasza. Lilianna machnęła niecierpliwie ręką i popatrzyła surowo na Q.
– Pomógłbym, ale nie mogę – oświadczył tenże z całym spokojem – Takie są zasady.
– Tak? No to zabieraj pan te swoje zasady z mojego mostka, bo taką panu litanię wyczytam, że uszy panu zwiędną, cwaniaczku! Ja nie jestem burdelmama, żebym jaśnie panu szukała panienki do towarzystwa, jasne?! Trzymajcie mnie, bo ja nie odpowiadam za siebie!

Tu krewka kapitan wyszła z nerwów do tego stopnia, że zamachnęła się i z całej siły strzeliła niczego się nie spodziewającego Q prosto w papę. Przedstawiciel tajemniczego kontinuum aż przysiadł na konsoli i złapał się za twarz.
– Marna istoto, jak śmiałaś?! – zagrzmiał z oburzeniem.
– Kobieto, puchu marny, ty wietrzna istoto... – zaczął recytować Czerep, ale ucichł pod wściekłym spojrzeniem Lilianny i wymamrotał tylko ledwie słyszalnie – Urody twojej zazdroszczą anieli...
- Wazeliniarz.
– mruknął z pogardą Majcher.
– To nie ja, to Mickiewicz.
– Milczeć, szoferacy! A ty zjeżdżaj stąd, pókim dobra! Możesz wyczyniać różne sztuczki i rzucać nami od ściany do ściany, ale jeśli chcesz, żebym ci pomogła, to przynajmniej nie przeszkadzaj! Inaczej zawracam w stronę Ziemi i szoruję tam jak maszyna razem ze swoją załogą, a na twoją Janeway nie zwrócę uwagi, choćbym na niej usiadła, jasne?!
– A czy wiesz, nędzna Ziemianko, że jednym pstryknięciem palców mogę unicestwić ciebie i twój stateczek?!
– Więc albo to zrób, albo spierniczaj w podskokach, bo mam cię dość! Odkąd wlazłeś w moje życie, wszystko stanęło tu na głowie i to tylko twoja wina!
– kapitan Zakrzewska na dobre odrzuciła już grzecznościowe formy i ruszyła do ataku – Módl się do kogo tam potrafisz, żebym nie znalazła na ciebie jakiegoś haka, bo wtedy marne twe widoki.
– A co ty możesz mi zrobić, robaczku?
– Na razie nic, ale zapamiętaj moje słowa, że i robak potrafi ugryźć! Zjeżdżaj, albo znajdź sobie innych frajerów do szukania twojej dziewczyny.

Tyle zajadłości brzmiało w głosie pani kapitan, że Q postanowił załagodzić sytuację. W innych warunkach może dałby się ponieść gniewowi, ale teraz nie miał wyboru – Hermasz i jego nieznośna kapitan stanowili jego ostatnie karty, którymi mógł zagrać.
– Lećcie w kierunku, który wskazałem – rzekł z rezygnacją – Raczej nic wam już w drogę nie wejdzie. Znajdźcie Voyagera, to dla mnie bardzo ważne.
Pstryknął palcami i znikł, jakby go nigdy nie było. Dopiero teraz R’Cer odetchnął głębiej.
– Nie powinna go pani drażnić – rzekł z wyrzutem – Takie istoty jak on potrafią w gniewie zniszczyć całą rasę, co dopiero jeden statek?
– Pilnuj pan swoich uszu
– padła odpowiedź – Nikt nie będzie mi właził na głowę w moim własnym domu. Nawet sam Jowisz Gromowładny. Majcher, Czerep, ustawcie statek na tym kursie i lecimy. Nie wiem, co tak temu Qtasowi zależy na owej Janeway, ale znajdźmy ją, przewiążmy czerwoną kokardką i dostarczmy mu na srebrnej tacy. Może wtedy skończy się ten cały koszmar.
Kapitan usiadła na swoim fotelu, niechcący przygniatając Gizię, która zapiszczała i ugryzła ją w pupę. Lilianna była w takim stanie ducha, że prawie nie zwróciła na to uwagi, sięgnęła tylko po niesforną ulubienicę i posadziła ją sobie na ramieniu.
– Na co czekacie? Naprzód, warp 5. – ponagliła sterników, którzy pospiesznie wypełnili rozkaz, choć mieli własne zdanie co do tego, czy warto lecieć według tych wytycznych. Gdy ich kapitan była w tym stanie, należało stulić uszy i podporządkować się wszystkim jej poleceniom. Inaczej można było wpaść w nie lada kłopoty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz