UWAGA!

Realia uniwersum "Star Treka" zostały stworzone przez Gene'a Roddenberry'ego i wszelkie prawa do nich znajdują się obecnie w posiadaniu wytwórni Paramount Pictures.

środa, 18 września 2013

LVI.



Kuba Żmijewski rzadko kiedy pieklił się na swych pacjentów, tym razem jednak dosłownie wyszedł z siebie. Powodem tego nie było nawet to, że przyniesiono mu Michałowa ululanego w drobny mak, ale fakt, że na dzień dobry uszczypnął on doktor Foremną, i to bynajmniej nie w ramię. Na próżno tłumaczono mu, że naczelny inżynier jest zbyt pijany, by wiedzieć kogo szczypie i że równie dobrze mógł w ten sposób potraktować siostrę Lolitę lub nawet Cezarego Figielka.
- Co mi tu za banialuki opowiadacie! Łobuz dobrze wiedział, za co się łapie! - ryczał lekarz - Czekaj no, zasmolony inżynierku, wszystko powiem twojej żonie, wtedy zobaczysz!
- Ja już widziałem
- oznajmił Michałow - Zaglądalem przez szparę do łazienki, gdy twoja brała przysznic...
Urwał, gdyż Kuba zamachnął się i tylko szczęśliwym zbiegiem okoliczności inżynierowi udało się uniknąć ciosu w szczękę.
- Chorego bijesz, łapiduchu?! - wrzasnął, próbując oddać lekarzowi, co jednak mu się nie udawało, gdyż zamiast jednego Kuby widział trzech..
- Takiś pan chory, jak ja Konopnicka - przyszła mężowi w sukurs doktor Foremna - Chyba że mówimy o gorączce mnonopolowej. Lolita, dawaj trzeźwik. Czy Keras też się tak samo zaprawiła jak pan?
Krzysztof Majcher potrząsnął głową z powątpiewaniem.
- Mało prawdopodobne, Klingoni mają mocne głowy. Stawiam na to, że teraz właśnie upija kogoś innego.
Pociągnął Michałowa za wiszący mu na plecach krawat, zmuszając w ten sposób inżyniera, żeby zrobił "siad". Doktor Foremna skorzystała z chwilowego zaskoczenia pacjenta, by wpakować mu w ramię porcję trzeźwika z hypoinjektora. Michałow otrzasnął sie jak pies, co wyszedł z wody i potoczył po obecnych przytomniejszym wzrokiem.
- Wiesz co, Krzysiek, ty to jednak jesteś świnia. - oświadczył z godnością, wstając i poprawiając krawat.
- Do usług - odparł niespeszony Majcher - Możesz mnie oświecić, po co ci na pokładzie ten "zwis męski"? Do munduru pasuje jak kwiatek do kożucha.
- Matias chce zorganizować LARPa w swoim lokalu i próbowaliśmy przebrania.
- wyjaśnił inżynier.
- LARPa? Jeszcze mu mało przygód? - zdziwił się doktor Żmijewski i wydał z siebie ostry pisk, bo kręcąca mu się pod nogami T'Allia dziabnęła go znienacka czymś ostrym.
- No nie, tu dybią na moje życie!
R'Cer wziął córeczkę na ręce i odebrał jej niebezpieczne narzędzie - był to odłupany kawałek jakiegoś plastikowego pojemnika.
- Czy ty masz mało zabawek? - spytał karcąco - Musisz zbierać różne śmieci?
- Ja lubię.
- stwierdziła dziewczynka i pociągnęła ojca za ucho. R'Cer stracił na moment swój zwykły godny wyraz twarzy, bo T'Allia, choć miała zaledwie dwa i pół roku, była po wolkańsku silna i paluszki miała jak ze stali.
- Matka powinna nauczyć cię manier, wiesz?
- Może sam ją pan nauczą?
- wtrąciła się cierpko siostra Lolita - Pan są ojcem.
- Wlej pan temu bachorowi kilka pasów
- poradził Żmijewski, ogladając poszkodowaną łydkę - Ona jest niebezpieczna dla otoczenia. Drętwieję na myśl, że to rośnie.
R'Cer rzucił lekarzowi spojrzenie, którego nawet ślepy nie mógłby nazwać pochlebnym i wyszedł razem z córką na korytarz.
- Ja też lecę - rzekł Majcher - Muszę wszystko sprawdzić, nim wybije czas oddania zbawczej salwy. Gdzie Ośka? Będzie mi potrzebny.
Lolita Niemogę spojrzała na zegarek.
- O tej porze mają pewnie jeszcze sesję terapeutyczną u pani Michałow.
- Chce mi pani wmówić, że on potrzebuje psychoterapii?!
- Ja tak nie mówię, to pani Michałow tak mówią.
- Według Allandry my wszyscy mamy coś z głową
- westchnął Karol Michałow - Pójdę do niej i wyślę Ośkę do wieżyczki.
Allandra Michałow rzeczywiście traktowała swe obowiązki psychologa pokładowego bardzo serio. Założyła kartę każdemu członkowi załogi, korzystając z pomocy oficera personalnego, Bibiany Nowak. Przy okazji wyszło na jaw, skąd Matias von Braun wziął tancerki do swego lokalu - otóż Sixto nie był bynajmniej jedynym pasażerem na gapę. Matias, który już na Ziemi snuł plany przekształcenia mesy w bar, namówił kilka wesołych panienek by ukryły się u niego w kabinie i wyszły dopiero w odległości paru parseków od Ziemi. W ten sposób nikt początkowo nie połapał się w sytuacji, tylko Bibiana liczyła i liczyła, i siwiała od tego, bo wciąż nie zgadzały się jej rejestry załogi. I teraz, gdy Allandra maglowała w swoim gabinecie nieszczęsnego Zajczika, oficer Nowak udała się do kapitan Zakrzawskiej z donosem na pokładowego kucharza i dyplomatę w jednym.
- No proszę, a ja z początku myślałam, że to hologramy - Lilianna pokiwała głową ze zrozumieniem - Proszę zatem poprosić do mnie pana von Braun i te jego figlarki.
Bibiana zasalutowała i wybiegła. Poniewaz jednak dość długo nie zjawiała się z powrotem, kapitan Zakrzewska wyszła z założenia, że jeśli góra nie chce przyjść do Mahometa, to Mahomet musi pofatygować się do góry i udała się do baru. Była jeszcze dość daleko, gdy usłyszała wściekłe okrzyki. Głos von Brauna wywrzaskiwał coś obraźliwego, a wtórowały mu inne, cieńsze i bardziej melodyjne, acz równie nerwowe głosy. Lilianna przyspieszyła kroku i wkrótce znalazła się w mesie, gdzie zastała niecodzienną scenę. W kącie kuliła się przerażona i zapłakana oficer Nowak, zaś von Braun potrząsał pięściami nad jej głową, wykrzykując jakieś zdania, w których na okrągło przewijały się takie komplementy jak "łajza, kapuś, donosiciel". Sekundowały mu skąpo ubrane tancerki, wykazując się nadzwyczaj bogatym słownikiem. Przy barze siedziała mocno wstawiona Keras i popijała coś z wysokiej szklanki, nie odrywając zaciekawionych oczu od tego co się działo.
- Spokój! - ryknęła kapitan - bo zaraz wszyscy wylądujecie w brygu! Co to ma znaczyć?!
Matias odwrócił się do niej z wyraźnie brutalnymi zamiarami, ale przystopował widząc, że intruz to sam dowódca.
- I co by się takiego stało, gdyby ten kabel trzymał swój parszywy jęzor za zębami? - spytał, wyraźnie kończąc wcześniej rozpoczętą myśl.
- Dość - ucięła Lilianna - Lokal zostaje zamknięty, a pan i pańskie pupilki wędrujecie na tydzień do brygu. Hermasz, dawaj mi tu dwa patrole ochrony!
- Już się robi, królowo!
- odezwał się dziarsko bas komputera.
- Ale... za co do brygu? - próbował sie bronić von Braun, jednak przerwała mu jękliwa skarga Bibiany - Chciał mnie zabić!
Personalna rzeczywiście wyglądała jak półtora nieszczęścia. Podarty mundur zwisał z niej w strzępach, a rozmazany makijaż nadawał jej wygląd pijanego Komancza na ścieżce wojennej.
- Gdyby chciał, to byś teraz leżała plackiem. - przychnęła ze swego miejsca pani Zajczik.
- Nie pytałam o zdanie, klingońska przybłędo! - wrzasnęła Nowak.
- A twoja matka hodowała tribble i miała płaskie czoło. - obraziła się Keras i chciała dodać coś jeszcze, gdy do mesy wpadła ochrona.
- Keras, natychmiast do kwatery i wytrzeźwieć. Pani Nowak do zaopatrzenia po nowy mundur i umyć mordę nim wróci pani na służbę. A reszta do brygu - wydała dyspozycje Lilianna - A niech usłyszę o jeszcze jednym wybryku, nim skończymy nasze zadanie, to ja przestanę być taka miła, jasne? Maura, albo będzie pani pilnować porządku jak się patrzy, albo mnie pani popamięta!
Ochrona szybko zlikwidowała awanturę, zamykając von Brauna i wyklinające na czym świat stoi tancerki w osobnych celach.
- Szefowo, ale czemu nasza stara ukarała też całą załogę? - spytał chorąży Czerwonka, gdy już uporali się z tą robotą - Przecież gdy kucharz siedzi, to my wszyscy będziemy skazani na żarcie z replikatorów.
- Pewnie tak
- przyznała smętnie Maura Gwizdak, wielbicielka dobrej kuchni - Nie radzę jednak interpelować naszej kapitan, a w każdym razie nie teraz. Wygląda mi na potwornie wściekłą i na razie lepiej nie wchodzić jej w drogę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz