UWAGA!

Realia uniwersum "Star Treka" zostały stworzone przez Gene'a Roddenberry'ego i wszelkie prawa do nich znajdują się obecnie w posiadaniu wytwórni Paramount Pictures.

poniedziałek, 9 września 2013

LV

– Pani kapitan, wygląda na to że ci ludzie mają rację – rzekł wreszcie Tuvok – Jeśli wiązki pokryją się z dokładnością do 0.2%, w anomalii otworzy się tunel dość duży, by Voyager mógł się przez niego przecisnąć.
– 0.2% to bardzo mały margines bezpieczeństwa
– Janeway spojrzała na 7of9 – Człowiek nie zdoła osiągnąć tak dobrego wyniku, ale może ty dasz radę, Seven?
– Mam 20% szans na powodzenie.
– odparła dziewczyna spokojnie. R’Cer obrzucił ją powściągliwie zaciekawionym spojrzeniem.
– Proszę mi wybaczyć, czy pani nie jest czasem ze społeczności Borg? – zapytał.
– Byłam.
– Nasz R’Cer znalazł koleżankę.
– stwierdziła sterniczka Bąk.
– Jaką koleżankę? – zdziwił się Neelix i w tym momencie na mostek wmaszerowała nieproszona figura – Karol Michałow, w dodatku pijany jak nieboskie stworzenie. Był boso, miał na sobie tylko bokserki i krawat, nie wiedzieć czemu zwisający na plecach. Roztrącił bez ceremonii zgromadzonych i nagle znalazł się na wprost ekranu, z którego gapiła się na niego poczciwa gęba nieznanego faceta. Przez chwilę wymieniali spojrzenia, potem Michałow zapytał nieco bełkotliwie:
- Przepraszam... jaka rasa?
– Co?
– Rrrrasa.
– Panie Michałow, niechże pan wraca do siebie, poobraża pan naszych gości. –
powiedziała łagodnie Lilianna. Inżynier spojrzał na nią zamglonymi oczami, a potem potoczył wzrokiem po wszystkich i uczynił jakiś nieskoordynowany, szeroki gest lewą ręką.
– Biorę was na świadków – wydukał z pijackim patosem – Czy ja obrażam tę rasę?
- Jestem Talaxianinem.
- wtrącił się Neelix, który wreszcie zrozumiał, o co chodzi. Michałow mamrotał przez chwilę pod nosem, potem machnął ręką ze zniechęceniem.
– Panie, to nie jezd nazwa dla kogoś kto trrroszkę wypity. – stwierdził.
– Przynosi pan wstyd Gwiezdnej Flocie i naszej załodze – R’Cer uznał za stosowne wziąć sprawy w swoje ręce – Gdzie się pan tak urządził?
– Byłem w barze von Brrrrauna... Rrrrozmawiałem z Keras.
– No to musiała być ciekawa rozmowa.
– Rany koguta, R’Cer, wyprowadź pan tego pijanicę do ambulatorium!
– wrzasnęła kapitan, dając wreszcie upust swej popędliwej naturze – Niech go Foremna otrzeźwi, zanim faceta zabiję i zostaniemy bez szefa maszynowni!
– Jolka poradzi sobie i bez niego.
– mruknął z rozbawieniem Trekowski.
– Nawet jeszcze lepiej – przyświadczył Arek z uciechą, nie odrywając zafascynowanych oczu od widoku Wolkanina, szarpiącego się z Michałowem, który wcale nie miał ochoty opuszczać tak ciekawego miejsca jak mostek. Krzysztof Majcher musiał złapać inżyniera za nogi i dopiero wtedy można było go wynieść. Jeszcze z windy było słychać, jak Michałow śpiewa na całe gardło:
- Polej, polej, polej, polej!
Czas wymienić w mózgu olej!
Ty mówisz “Wóda to trumna!”
Gorzała będzie z ciebie bardzo dumna
Alkohol, twierdzisz, to potwór
więc lu go w otwór
żeby, żeby sczezł!
My som szyici
wszystkie zaszyci!
Znamy te chwyty już na wskroś!
Jak będziesz wyglądał zaszyty?
Jak niegdysiejsza dziurka
albo gorsze coś!

Kapitan Zakrzewska chrząknęła z zażenowaniem i zwróciła się ponownie do ekranu, na którym widniały trzy nad wyraz zdumione oblicza.
– No dobra, to były sprawy rodzinne. No więc wracając do naszej rozmowy...
– Proszę mi wybaczyć, ale nagle pani załoga wydała mi się mało godna zaufania. –
przerwała jej Kathryn Janeway. Uznała za cud, że w ogóle udało się jej wydobyć słowo z gardła.
– Bo my nie zasługujemy na zaufanie – odparła spokojnie Lilianna – Mimo to jesteśmy waszą jedyną szansą więc nie bardzo macie wybór. Umówmy się zatem co do czasu operacji, zróbmy swoje i pożegnajmy się grzecznie jak na istoty rozumne przystało.
Siedzący przy jej fotelu Misiek nie wiedzieć czemu wziął to do siebie i liznął dowódcę Hermasza w rękę.
- Oczywiście, piesku, ty też będziesz mógł się żegnać jak my wszyscy.
- Wozi pani ze sobą przedstawiciela nieinteligentnej rasy?
– zapytała 7of9.
– A bo jednego?
– Czy można wiedzieć w jakim celu?
– Nie, nie można, panno cyborgówno. To prywatna sprawa, moja i mojej załogi. To jak, pani kapitan Janeway? Strzelamy czy dajemy sobie spokój i wy zostajecie kręcić się po wsze czasy jak za przeproszeniem gówno w przeręblu, a my idziemy na popijawę do baru von Brauna i lecimy sobie dalej?

Kathryn poczuła zamęt w głowie. Całe jej doświadczenie podpowiadało, by nie wchodzić w żadne układy z tą małą kobietką w dziwacznym mundurze, ale instynkt szeptał, że to jedyna szansa dla Voyagera. Tak czy inaczej, była odpowiedzialna za swoich ludzi i musiała wykorzystać wszystkie dostępne mozliwości.
– Lepiej pokutować za grzechy niż żałować, że się nic nie zrobiło. – rzekł Trekowski, przyglądający się jej z życzliwym uśmiechem – Jak pani nie wierzy, mogę zawołać Pingwina, ona to potwierdzi.
– Czyś pan oszalał? Siostra Ofelia nie będzie nikogo namawiać do grzechu. A więc, droga Kasiu?

Janeway wzdrygnęła się, słysząc te familiarne słowa, a potem westchnęła beznadziejnie.
– Coś w tym jest – powiedziała – Jestem w sytuacji przymusowej. Zrobimy to za, powiedzmy, dziesięć godzin. Musimy skalibrować nasze armatki. Pasuje?
- Jak raz na maczugę. No to hasta la vista, baby. Proszę się odezwać, gdy będziecie gotowi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz