UWAGA!

Realia uniwersum "Star Treka" zostały stworzone przez Gene'a Roddenberry'ego i wszelkie prawa do nich znajdują się obecnie w posiadaniu wytwórni Paramount Pictures.

niedziela, 22 grudnia 2013

LXII.

Zdumienie Kathryn Janeway było całkowicie zrozumiałe, bo jest rzeczą pewną jak dwa razy dwa, że nigdy w swoim życiu nie widziała tak wyglądającego korytarza na statku gwiezdnym. Został pracowicie udekorowany sztucznymi roślinami i obrazkami jakichś niezidentyfikowanych świętych. Środkiem szedł pochód około trzydziestu załogantów obojga płci, a na czele kroczył majestatycznie niewysoki, nadzwyczaj dobrze odżywiony mężczyzna w jasnozielonej, bogato haftowanej szacie do ziemi, wymachując czymś, co przypominało metalową urnę zawieszoną na trzech łańcuchach. Za jego plecami szedł jasnowłosy olbrzym w zarzuconej na mundurze białej, koronkowej tunice, z namaszczeniem dźwigając ozdobioną aplikacjami chorągiew na polerowanym drzewcu. Ze środka naczynia buchał aromatyczny dym, a załoganci śpiewali chórem:
- Trzej Królowie jadą
złoto, mirrę kładą
Hej, kolęda, kolęda!

Opanowany zazwyczaj Tuvok wydał z siebie coś pośredniego między jęknięciem a westchnieniem niedowierzania. To zaalarmowało kapitan Zakrzewską, która obejrzała się na swych gości i uczuła się w obowiązku udzielić im wyjaśnień:
- Spokojnie, to właśnie procesja. Ten na przedzie to ojciec Tadeusz Maślak, redemptorysta, nasz pokładowy kapelan, a za nim idzie mój ordynans, pełniący w niedziele i święta rolę ministranta.
– Wybacz, nic z tego nie rozumiem.-
bąknęła zmieszana Janeway, nie mogąc oderwać wzroku od procesji, która właśnie mijała drzwi przesyłowni.
– Wyjaśnię ci, co mogę, tylko zapakuję tego gałgana do celi. Hej, pani Michałow! Proszę zaprowadzić naszych gości do mesy, ja zaraz tam będę.
Ciemnowłosa dziewczyna w cywilnym ubraniu – spodniach i fantazyjnej bluzce z przypiętym do niej identyfikatorem - podeszła do swej kapitan.
– Pozwolicie, to jest Allandra Michałow, żona mojego głównego inżyniera i zarazem psycholog pokładowy.
– Nie mam wątpliwości, że się przydaje.
- stwierdził sucho Tuvok – Jest nawet bardzo potrzebna. Oficjalne obrzędy religijne na statku Gwiezdnej Floty?
– To specyficzny statek, panie Tłuk Wok
– warknęła Lilianna, którą te słowa wyraźnie uraziły – I nie do pana należy krytykowanie tego, co tu robimy. Proszę mi wybaczyć, spotkamy się w barze, zaraz tam będę.
Poszła zamaszystym krokiem za oddziałem ochrony, który wlókł stawiającego bierny opór więźnia, zaś Allandra Michałow wskazała okrągłym ruchem jeden z korytarzy.
– Proszę tędy – powiedziała - Za kontaktami dyplomatycznymi stoi zazwyczaj Matias von Braun, ale teraz zajęty jest ustawianiem programu rozrywkowego.
– Dyplomata zajmuje się rozrywką?
– Polityka to zabawna rzecz. Zresztą Matias jest kierownikiem naszego baru i zarazem dba o to, żebyśmy nie musieli żreć na okrągło jednego i tego samego z syntezatorów.
– Tutejszy Neelix.
- mruknął kwaśno Tuvok. Hermasz wywarł na uporządkowanym Wolkaninie jak najgorsze wrażenie. Od pierwszego spojrzenia zorientował się, ze regulamin jest tu przestrzegany raz od wielkiego dzwonu, a zazwyczaj każdy robi co chce. Wygląd korytarzy świadczył o tym dobitnie. Wszędzie poprzypinane były sztuczne gałązki iglastych drzew, w kilku rogach stały drzewka przybrane kolorowymi kulkami i świecącymi paskami cynfolii, a na którymś zakręcie goście natrafili na wspaniałego rysia iberyjskiego. Wielki kot wygiął się w łuk na widok towarzyszącego im psa, prychnął i skoczył na rurę wentylatora, biegnącą pod sufitem. Stamtąd zaczął fukać i parskać, obrzucając kudłatego owczarka kocimi obelgami, póki przystojny blondyn w średnim wieku nie podszedł i nie zdjął go stamtąd.
– Spokojnie, Mruczusiu, zaraz dostaniesz mleczka – powiedział – Państwo pozwolą, Jakub Żmijewski, tutejszy naczelny konował.
– To kapitan Voyagera i jej szef ochrony
– odpowiedziała mu pani Michałow – Nasza stara ich zaprosiła. Nie wiesz czy Matias doprowadził już swój burdel do porządku?
– Jasne, że tak. Wszystko udekorowane, wymuskane, a już co bufet, to mówię: buty zdjąć i palce lizać. Maciuś zna się na swej robocie. Nie zdarzyło mi się jeszcze, żebym po jego kuchni musiał kogoś leczyć na żołądek, no chyba że wskutek przeżarcia. Są tacy. Co nie potrafią powściągnąć apetytu, choćby nie wytykając palcem nasz księżulo..
.

Podczas gdy kapitan Janeway i jej szef ochrony poznawali powoli statek gwiezdny Hermasz, na pokładzie Voyagera zdarzyło się tak, że w maszynowni pozostał tylko Vorik, 7of9 i Karol Michałow, któremu wolkański mechanik objaśniał szczegóły nowoczesnej aparatury. Michałow, będąc z natury bardzo bystrym i technicznie uzdolnionym facetem, szybko załapał, na czym polegają różnice a na czym podobieństwa, ale z wrodzonej ostrożności udawał głupiego. Vorik był właśnie w trakcie wykładu na temat cewek warpowych, gdy zapikał komunikator.
=/\= Szefuniu, mam wiadomość – zabrzmiał podekscytowany głos Grzegorza Brzęczyszkiewicza – Sytar zakończył właśnie pewne obliczenia. Gdybyśmy teraz, w tym momencie, dokonali symultanicznego skoku, znaleźlibyśmy się w samym środku kontinuum Q!
- Co?
– Michałow wytrzeszczył oczy na swój komunikator.
- Kontinuum Q to miejsce gdzie żyją istoty w rodzaju mężczyzny, który was tu sprowadził. – wytłumaczyła mu przystępnie 7of9.
– Aha! Obiecał, że po wszystkim odstawi nas do domu.
– Chciałabym to zobaczyć. Q nie dotrzymują słowa danego zwykłym istotom, a ten, o którym mówimy, jest najgorszy ze wszystkich. Wykorzystał was i więcej się nie odezwie.

W głosie 7of9 brzmiała niezachwiana pewność i myśli Michałowa zaczęły nagle galopować pod czaszką szybciej nić kiedykolwiek.
– Grzechu, co ty mówiłeś o tym skoku? – spytał wreszcie.
=/\= To wyjątkowa okazja, wszystkie parametry idealnie się dopasowały, ale to potrwa krótko. Sytar jest pewny swego, ja sprawdziłem jego obliczenia i potwierdzam. Tylko albo robimy to teraz albo wcale
– Jaki Sytar? – spytał Vorik, do którego spiczastych uszu dotarły strzępy rozmowy.
- Mój zastępca jest nosicielem wolkanskiej katra – burknął Michałow – Pracują razem i dobrze im idzie. Musimy wykonać ten skok, inaczej podejrzewam, że nigdy nie wrócimy do domu. Jak przycupimy Qtasa za kark, będzie musiał nas przynajmniej wysłuchać.
– Co takiego? Mowy nie ma, nie pan tu dowodzi!
– uniósł się Vorik.
– A chce pan w ryj? Nie zrezygnuję z jedynej możliwości dopadnięcia tego sukinkota!
Vorik chciał sięgnąć do swego komunikatora, ale Karol trzepnął go znienacka po głowie pierwszą rzeczą, która wpadła mu w rękę – była to zapasowa dźwignia - i złapał za fazer, 7of9 nie czekała na ciąg dalszy, tylko wyskoczyła za drzwi, alarmując ochronę. Zanim jednak ktokolwiek zdołał zainterweniować, Michałow zablokował drzwi dźwignią i rzucił się do komputera zapasowej konsoli sterowniczej. Słuchając wytycznych swego zastępcy wprowadzał pospiesznie ciąg liczb, modląc się by nikomu nie wpadło do głowy odłączyć konsoli z poziomu mostka.
– Otwierać! – darł się na zewnątrz Chakotay, waląc i kopiąc w drzwi – Bo jak przepalimy klapę, będzie po panu!
Michałow zakończył wprowadzanie kodu, z radością odnotował, że został on zaakceptowany i zerknął na Vorika, który właśnie poruszył obolałą głową, wyraźnie odzyskując przytomność.
– Otwieraj pan! – ryczał dalej Chakotay – Zabraniam panu robić cokolwiek!
– Na nic płacze, Apacze, biere rozpęd i skacze!
– odkrzyknął mu zawadiacko Karol – Grzechu, lu, anawa! Zapłon!
I uruchomił wprowadzoną sekwencję.

.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz