UWAGA!

Realia uniwersum "Star Treka" zostały stworzone przez Gene'a Roddenberry'ego i wszelkie prawa do nich znajdują się obecnie w posiadaniu wytwórni Paramount Pictures.

środa, 13 sierpnia 2014

LXXIII


Główny inżynier Hermasza i komandor Data dotarli na mostek zbiegiem okoliczności akurat wtedy, gdy znaleźli się tam kapitan Zakrzewska i goście z USS Enterprise, korzystający z drugiej windy.
– Żryj, cholera ciężka, pies cię srał! – wrzeszczała doktor Foremna, stojąc przy konsoli sterów z talerzem pełnym czegoś, co wyglądało na pierożki z serem – Albo wynoś się natychmiast do swojej kwatery, zanim zemdlejesz w połowie skoku w warp i rozpierduszysz nam chałupę w drebiezgi!
Podetknęła siedzącemu za konsolą niewysokiemu wąsaczowi pierożek na widelcu. Ten cofnął się w głąb fotela, jakby pani doktor trzymała mu przed nosem bombę. Siedząca obok niego szczuplutka blondynka o twarzy dziecka przyglądała się temu z wyraźną ciekawością.
– Insh Allach! – oświadczył z determinacją wąsal – Nie będę łamać postu z powodu głupiego statku.
– Ja ci dam głupi statek, tatarska mordo!
– zahuczał nie wiadomo skąd obrażony bas Hermasza – Jak ja jestem głupi, to... to ciebie w ogóle nie ma!
– Milczeć!!!
– kapitan Zakrzewska zatupała niczym młody koń i potrząsnęła groźnie zaciśniętymi pięściami – Kto do jasnej polędwicy posadził Kryczyńskiego za sterami?! Jego miejsce jest w dziale kartografii i tam ma być, póki ja tu dowodzę!
Stojący przy konsoli naukowej R’Cer zakaszlał subtelnie.
– Proszę mi wybaczyć – powiedział z nienaganną dykcją rasowego Wolkanina – To moja wina.
– Jak to, pana wina?

Zdumienie Lilianny nie miało granic. R’Cer był ostatnią osobą, którą podejrzewałaby o robienie zamieszania. Miny pozostałych również wskazywały na niejaką konsternację.
– Panna Kubica, oraz panowie Czerep i Majcher obchodzili wczoraj jedno z tych nielogicznych ludzkich świąt – wyjaśnił spokojnie oficer naukowy – Zdaje się, chodziło o imieniny jednego z nich. Otworzyli z tej okazji zabraną z Ziemi puszkę potrawy o nazwie “Flaczki dolnośląskie”. Okazała się ona skażona jedną z popularnych na waszej planecie bakterii i obecnie cała trójka większość czasu spędza w wychodku, a jedynym zdrowym sternikiem jest panna chorąży Bąk, obecna teraz na stanowisku pierwszego pilota i podporucznik Milcz, który właśnie zszedł ze służby. Uznałem więc, że skoro porucznik Kryczyński jest z wykształcenia nawigatorem, spokojnie może zastąpić drugiego pilota. Nie wziąłem pod uwagę roli, jaką w waszym społeczeństwie pełni uwarunkowanie religijne, za co przepraszam.
– Religioza vulgaris w pełnej pokręconej krasie.-
mruknął ironicznie Michałow. Data wysunął się odrobinę naprzód.
To bardzo ciekawe – zagaił towarzysko, spoglądając na wyraźnie zdezorientowanego Picarda – Kapitanie, odnoszę wrażenie, że na tym okręcie sprawy natury transcendentnej odgrywają większą rolę niż na jakimkolwiek innym, wyjąwszy jednostki bajorańskie.
– No cóż
– zawahał się Picard – Tutejsza załoga to Polacy, a Polska to... osobliwy kraj. Pamiętasz doktor Pulasky?
– Jak mógłbym zapomnieć? Do końca służby na Enterprise nie uwierzyła, że nie jestem zwykłą maszyną.
– Sam jesteś osobliwy, łysolu!
– burknął Hermasz – Kto cię manier uczył? Jak jest się w gościach, to się nie krytykuje gospodarzy.
– Milcz, Hermasz, milcz bo zaraz się wścieknę i zrobię coś bardzo “be”!

Po tym okrzyku kapitan Zakrzewska osunęła się na fotel dowodzenia, wypowiedziała bardzo długie zdanie, którego translatory nie chciały przetłumaczyć i przez chwilę głęboko oddychała. Wreszcie ponownie spojrzała na gości.
– Prze... – zaczęła i w tym momencie statkiem solidnie szarpnęło. Kto stał, poleciał gdzie popadło, kto siedział, bęcnął na podłogę.
– Ki czort?! – wrzasnęła Lilianna, trzymając się kurczowo poręczy fotela. Dokoła niej załoganci oraz przybysze z Enterprise zbierali się ze stanu leża, przy czym ręce i kolana ślizgały się im na pierożkach. Jak się okazało, były one szczodrze polane roztopionym masłem i śmietanką, które razem utworzyły wspaniały, zasługujący na opatentowanie czynnik niwelujący tarcie. Misiek, dotąd leżący grzecznie pod nogami swej pani i udający dywanik, szczeknął, wylazł spod konsoli i rzucił się żarłocznie do sprzątania niespodziewanej przekąski.
– Izwienic’ie pażalsta – odezwał się z głośnika śpiewny męski baryton i na ekranie komunikacyjnym ukazała się chuda, podstarzała twarz ozdobiona słowiańskim wąsem i krzaczastymi brwiami – Adna z torped paszła w chalierę. No wyrzutnia się nie adkryła.
– Co?!
– Wyrzutnia. Tarcza się zaklinowawszy.
– Dobra, Ośka, to zrozumiałam. Jaki był wynik?
– Wzryw, barysznia kapitan. Bal’szoj kak... kak Elbrus. Kak tieatr MCHAT, Pancernik Patiomkin i cełyj Arbat.
– Chryste Panie! Czy jest tam z tobą ktoś inteligentny, a nade wszystko mówiący po ludzku?!

Mężczyzna na ekranie został energicznie odsunięty na bok, a zamiast niego zgromadzeni na mostku ujrzeli młodą, przystojną Andoriankę w mundurze o kroju więcej odsłaniającym niż zakrywającym. Było to nader udatne połączenie przestarzałego żeńskiego uniformu GF i galowego stroju gwardii imperialnej.
– Pani kapitan wybaczy, komandor Zajczik jest trochę zdenerwowany – powiedziała grzecznie niebieska dama, wydekoltowana aż po dno duszy – Zatarł się mechanizm zwalniający klapę i w efekcie rozsadziło nam wyrzutnię lewoburtową. Najwyraźniej ktoś przeoczył prace konserwatorskie.
– Co za martwy kretyn jest za to odpowiedzialny?!!

Kapitan Zakrzewska, czerwona bardziej niż komunistyczny goździk z wiązanki na Pierwszego Maja, rąbnęła pięścią w konsolę. Wyglądało na to, że lada chwila eksploduje.
– Gadaj, T’enga!
– W paszporcie technicznym podpisany jest Cezary Małpeczka, ale tak na moje czułki to nie był on –
odparła spokojnie andoriańska piękność – Małpeczka nie prowadzi przeglądów dział, bo boi się otwartej przestrzeni i nie wychodzi w próżnię nawet dobrze uwiązany.
– To czemu się pod tym podpisał, do ku*wy nędzy?!
– wrzasnął Karol Michałow, rzucając się naprzód tak gwałtownie, że wpadł na fotel dowodzenia i omal nie zrzucił z niego Lilianny, czego zresztą nawet nie zauważył.
– Pewnie był pijany, to się i podpisał. Nie chcę mówić źle o koledze, ale jak Czarek zaleje pałę, to podpisze wszystko co się mu podsunie.
– Ja podpiszę jego zwolnienie, a doktor Żmijewski będzie musiał podpisać protokół z sekcji zwłok!

Dalsza część przemowy inżyniera absolutnie nie nadawała się do powtórzenia, zawierała bowiem tak makabryczne obietnice i określenia do tego stopnia obelżywe, że nawet Worf z szacunkiem wytrzeszczył oczy.

1 komentarz:

  1. No tak... już przy scenie kamienia, a raczej próby karmienia prawie spadłem z krzesła. Ale Ty dołożyłaś jeszcze bakterię we flaczkach, solidną eksplozję, z wdziękiem, poetycko opisaną przez Osipa Anegdotycza. No i Klingonowi byle wiązanka też by nie zaimponowała. A jeśli chodzi o strój T'Engi, to chyba chcesz, droga Evivo, bym musiał, jak Pratchett pisał "aż wreszcie (...) musi przerwać, wziąć zimny prysznic i położyć się na chwilę" :)
    I teraz znów będę siedział jak na szpilkach i czekał na 74 rozdział!

    OdpowiedzUsuń