UWAGA!

Realia uniwersum "Star Treka" zostały stworzone przez Gene'a Roddenberry'ego i wszelkie prawa do nich znajdują się obecnie w posiadaniu wytwórni Paramount Pictures.

czwartek, 28 sierpnia 2014

LXXIV


Bliższe badanie skanów uszkodzonej wyrzutni i zapisów z monitoringu ujawniło, że przyczyną całego zamieszania było jednak nie czyjeś niedbalstwo, tylko odłamek meteora, kosmiczny śmieć wielkości paznokcia, który wbił się w zawias magnetyczny. Jak przedostał się przez deflektor, było na razie sprawą drugorzędną, w każdym razie zablokował wyrzutnię równie skutecznie jak zrobiłby to klin sabotażysty.
– Tak w każdym razie wynika z zapisów, panie Żydek.- zakończył swój raport Sytar, którego katra chwilowo dominowała w ciele Brzęczyszczykiewicza.
– Dlaczego tylko z zapisów, nie z wizji lokalnej? – spytał bezmyślnie Arek patrząc na wręczony mu padd, na którego ekranie widniały esy-floresy wolkańskich liter. Sytar pisał co prawda po szwedzku (Grzesiek wychowywał się w Szwecji i mimo hałaśliwie manifestowanego patriotyzmu język polski znał bardzo słabo), ale uparcie nie chciał używać normalnego alfabetu, skutkiem czego jego raporty były kompletnie nie do odczytania. Co niektórych dziwiło, nie radził sobie z tym nawet R’Cer, ale nie brali oni pod uwagę, że na ogół dobrze wykształcony Wolkanin nie rozumie ani słowa po szwedzku. Ze słowem mówionym radził sobie za pomocą translatora, tekst pisany mógł przełożyć komputerowy tłumacz – jednak szwedzkich słów zapisanych wolkańskimi literami nikt i nic nie mogło ruszyć.
Jakiej wizji lokalnej? – spytał sarkastycznie Sytar – To już nie jest wyrzutnia, tylko andoriańska jesień średniowiecza. Nic tam nie zostało. Cud, że przy okazji nie przebiło nam kadłuba.
– Zawołaj Michałowa do konferencyjnej.
– Szef jest zajęty. Ryczy na Małpeczkę. Prawie tutaj go słychać. Jola i Lepek schowali się ze strachu w wychodku, więc musi być naprawdę gorąco.
– W jednym wychodku? I co tam robią?
– W tak intymnej kwestii mogę dać tylko poufne wyjaśnienia.

Worf, przysłuchujący się tej wymianie zdań, pozwolił sobie na krótkie warknięcie mające oznaczać wyjątkową jak na Klingona wesołość. Stojąca za nim Keras walnęła go pięścią w okolicę pasa.
– Zachowuj się.
– A ty mnie nie podrywaj, masz męża.
– Co tam mąż! Mąż dziś jest, jutro go nie ma. A Klingonką będę zawsze i nie pozwolę na brak szacunku dla tego miejsca, póki tu jestem zastępcą dowódcy.

Arek popatrzył na nią błędnym wzrokiem, ale nie zaprotestował. Wybiegając z mostka kapitan Zakrzewska, skołowana jak nigdy dotąd, przez pomyłkę krzyknęła sakramentalne :
- Przejmujesz mostek! - w stronę Keras, zamiast swego pierwszego oficera. Pani Zajczik wzięła to poważnie i najpierw rozsiadła się w fotelu dowodzenia, a potem zrobiła regularny obchód mostku, sztorcując straszliwymi wyrazami każdego, kto według niej był nie w porządku. Przy tym zajęciu zastał ją Worf i zamienił się w przysłowiowy słup soli z podziwu. Zaraz po nim wparował w drzwi Brzęczyszczykiewicz i złożył Arkowi wspomniany wcześniej raport.
W tym samym czasie kapitan Zakrzewska, Jean Luc Picard i Deanna Troi sterczeli beznadziejnie w dziale przetwarzania danych, gdzie usiłowano ustalić położenie statku po wstrząsie wywołanym przez wybuch. Malwinka Kręcik płakała histerycznie przy konsoli, bo szefowa działu, doktor Wisława Lemowa, nazwała ją krzywonogą idiotką, a podporucznik Ula Zimniak i porucznik Kryczyński wydzierali się na siebie, zupełnie nie zwracając uwagi na obecność wyższych szarż. Chodziło im o to, że wyliczenia pani Zimniak nijak nie chciały się zgodzić z wyliczeniami “Barasia”, a on, jako dobry muzułmanin, nie mógł dopuścić możliwości, że jakakolwiek kobieta może liczyć lepiej niż on, i to podczas ramadanu. Lilianna kilkakrotnie próbowała przerwać tę kłótnię, aż wreszcie poddała się.
– Jasiu, ucisz ich. – zwróciła się do swego ordynansa. Ten skwapliwie chwycił za kark Kryczyńskiego, Ulę za koński ogon, potrząsnął nimi jak pies szczurem i zapowiedział groźnie:
- Bo jak prasnę wos po kufie, to wóm syćkie świnci nie pomogo! Cichojta, bezkurcyje!
Adwersarze zamilkli, głównie dlatego że im zęby zadzwoniły od tego potrząsania, tylko Malwinka dalej zawodziła. Że jednak robiła to względnie cicho, można było wytrzymać.
– Tak lepiej – powiedziała z uznaniem kapitan Zakrzewska – Dziękuję ci, Jasiu, możesz ich puścić. Baraś, mów teraz jak na świętej spowiedzi; o co chodzi? Tylko krótko i do rzeczy!
– Jakiej spowiedzi? Jestem muzułmaninem!
– Gadaj, bo...
– Ta odaliska z diabelskiego seraju twierdzi, że odrzuciło nas o sto pięćdziesiąt trzy kilometry, głupia owca.
– warknął obrażony porucznik.
– A o ile odrzuciło nas twoim zdaniem?
- No jak, o sto pięćdziesiąt pięć!

Liliannę aż podrzuciło i natychmiast zrobiła się pomidorowa z wściekłości.
– To o zasmarkane dwa kilometry tak się kłócicie, że cały dział się trzęsie i przejawiacie niesubordynację wobec wyższych szarż?! Trzymajcie mnie!
– Spokojnie...
– usiłował mediować Picard, ale rozjuszona Polka ani myślała go słuchać.
– Ochrona!!!
Deanna Troi mimo woli skuliła się, wciągając głowę w ramiona, bo ilość decybeli, jakie wydaliła z siebie kapitan Zakrzewska, mogła powalić wołu, a niezależnie od tego stężenie negatywnych emocji wzrosło do poziomów nienotowanych na pokładzie USS Enterprise-D. Do działu przetwarzania danych wpadł patrol.
– Uś, co się poszło zdarzyć, co? – spytał przestraszonym głosem Baruch Rosenfeld, piastujący tego dnia dumnie funkcje dowódcy drużyny.
– Natychmiast aresztuj te dwójkę! Do pierdla z nimi i mają tam siedzieć, póki się nie przeproszą!
– Git.

Dopiero po wyprowadzeniu obojga kłótników kapitan Picard zaryzykował i spytał:
- Odrzuciło was trochę, no dobrze, ale co z tego?
Szefowa działu wzruszyła ramionami i mimochodem podała coś szlochającej niestrudzenie Malwince.
– Panno Kręcik, mamy gości – powiedziała karcąco – I niechże pani się już raz nauczy: to jest rękaw munduru, a to chustka do nosa. W towarzystwie proszę tego nie mylić.
Dopiero teraz zwróciła się do Picarda i swojej kapitan:
- Problem nie w tym, że nas odrzuciło, państwo kapitanostwo.
– A w czym? –
warknęła Lilianna, rozpinając mundur i wachlując się dłonią.
– W tym, że znaleźliśmy się w bańce. Otacza nas pole siłowe i nie mam pojęcia, skąd się wzięło. Bo na pewno nie od naszej niewinnej torpedki.

5 komentarzy:

  1. No i co pisałem? Człowiek czeka na kolejny rozdział, próbuje sobie wyobrazić, co może się w nim pojawić, a kiedy wrzucasz rzeczony rozdział na stronę, to się przekonuje, że jego wyobrażenia do pięt rzeczywistości nie sięgały. Czysta przyjemność!
    (A tym szwedzkim po wolkańsku, Szwecją ogólnie, Keras jako zastępcą, o kłótni nie wspominając, to mnie rozbiłaś na atomy. A pole siłowe? Czyżby znowu niejaki Qrczak?)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A kto to bez przerwy miesza, jak nie on :)?

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. Czyli "będą momenty", żeby sparafrazować "Para-męt Pikczers"?

      Usuń