UWAGA!

Realia uniwersum "Star Treka" zostały stworzone przez Gene'a Roddenberry'ego i wszelkie prawa do nich znajdują się obecnie w posiadaniu wytwórni Paramount Pictures.

piątek, 8 sierpnia 2014

LXXII


Minęło dobre kilka minut, nim siostra Ofelia dostatecznie dobitnie wytłumaczyła swemu bratu, co o nim myśli. Słowa takie jak “dureń, małpa, jałopa, kretyn” odbijały się echem po ścianach i niejeden załogant przystawał zdezorientowany, myśląc że ktoś go woła. Wielebny księżulo cofał się pod naporem siostrzanej wściekłości, aż znalazł się w kącie, gdzie nie miał już możliwości ukrycia się przed gniewem wojowniczej zakonnicy. Data słuchał jej przemowy z wielką ciekawością. Gdy wreszcie przerwała dla nabrania tchu, zagaił towarzysko:
- Czy ten pani strój nie jest czasem niewygodny?
Zdezorientowana Ofelia spojrzała na niego wielkimi oczami, nie pojmując sensu pytania.
– Nie jestem panią tylko siostrą.- odburknęła po chwili.
– Czyją siostrą?
– Głównie swego brata –
wtrącił się ponownie Michałow – Ale poza tym też zakonną. A ta cała szata to jakby zakonny mundur. Nigdy tego komandor nie widział?
– Nie na Ziemi. Może na Bajorze vedekowie płci żeńskiej podobnie się ubierają, tylko że bardziej kolorowo, ale na Ziemi z pewnością nie. Przynajmniej nie od stu lat.
– Jak to, nie ma już sług bożych?!
– zapiał z oburzeniem ojciec Maślak – To kto dba o zbawienie ludzkich dusz?!
– Chyba same sobie radzą.
– Zgroza! Z tym trzeba coś zrobić!
– To z twoim mózgiem trzeba coś zrobić, ośle, a potem znowu włożyć go na miejsce!
– wrzasnęła siostra Ofelia – Nie rozumiesz, że czasy się zmieniły i ludzie się zmienili?! Nikt już nie potrzebuje dętych kazań ani straszenia piekłem!
– Tholianie uważają, że to bardzo interesujące miejsce
– zauważył Data – Marzną już przy dwustu stopniach Celsjusza, a w ziemskim piekle podobno płomienie, smoła i rozżarzone węgle są na porządku dziennym.
Po tym oświadczeniu androida ojciec Maślak machnął ręką i podał tyły, znikając w pokładowej zakrystii, a siostra podążyła za nim, pragnąc widocznie uściślić, co miała wcześniej do powiedzenia i nie zwracając już uwagi na osobliwego gościa. Michałow podrapał się po głowie, konstatując przy tym ze smutkiem że łysina, która stanowiła jego czuły punkt, nie chce jakoś zniknąć mimo skrupulatnego nacierania miksturą sporządzoną z corridiańskich ziół.
– Co tu jeszcze komandorowi pokazać...o, może ambulatorium? Tam zawsze coś się dzieje, nawet przy braku chorych i rannych.
– Może być ambulatorium. -
zgodził się Data. Inżynier nie mógł rozgryźć, czy jest on zdegustowany, czy tylko zdziwiony osobliwymi porządkami panującymi na “Hermaszu”, czy też po prostu od dnia powstania ma taki głupi wyraz twarzy. Z wrodzonej delikatności (głęboko na co dzień skrywanej) nie zgłębiał tego tematu.
W korytarzu sekcji medycznej Data zobaczył przede wszystkim znaną mu już wolkańską dziewczynkę, bawiącą się z kotem niemal tak dużym jak ona. Śpiewała przy tym na całe gardło “Oh my darling Clementine” i przytupywała do taktu. Mała miała pewnie niespożyte zapasy energii, bo jej matka zrezygnowana siedziała w otwartym ambulatorium z głową opartą na rękach i nawet nie próbowała opanować zachowania córeczki. Za jej plecami dwaj sanitariusze i pielęgniarka o urodzie gwiazdy filmowej rżnęli bezwstydnie w karty, a na kozetce chrapał wyciągnięty jak długi lekarz dyżurny.
– Gdzie jest doktor Foremna? – zagadnął główny inżynier. T’Shan uniosła głowę.
– Awanturuje się na mostku. – odparła apatycznie.
– Dlaczego? To znaczy, dlaczego na mostku?
– Bo Barabasz ma dyżur.

Michałow nic z tego nie rozumiał, więc siostra Lolita Niemogę przerwała na chwilę tasowanie kart i w krótkich słowach wyjaśniła, o co chodzi.
Podporucznik Barabasz Kryczyński, nawigator zwany przez kolegów “Baraś”, był bezpośrednim potomkiem polskich Tatarów i jako taki wyznawał islam. Co prawda zreformowany, ale jednak. Pociągało to za sobą pewne konsekwencje. Jak wyliczył tatarski oficer, powinien się właśnie rozpocząć ramadan, co wymagało od niego postu przez cały dzień, od wschodu do zachodu słońca. Fakt, że na statku gwiezdnym określenie jednego i drugiego było rzeczą niemożliwą, w ogóle mu nie przeszkadzał w rozpoczęciu postu, miał jednak kłopot z wypatrzeniem “zachodu”, a tym samym momentu, od którego wolno mu już było coś zjeść. Nie miałoby to może takiego znaczenia, gdyby nie musiał pełnić służby...
– Ja to muszę zobaczyć.- zdecydował Michałow i pospieszył na mostek, a Data poszedł w jego ślady.

2 komentarze:

  1. Ciekaw byłem niezmiernie riposty siostry Ofelii. No i się nie zawiodłem. Do tego ta zbiorowa konwersacja z Datą. A na deser potomek Lipków z problemem religijnym! Przepraszam, ale czy na Hermasza nie zabłąkał się też może jakiś Osmańczyk czy Osmański?
    Cóż mogę jeszcze dodać? Chyba tylko to, że i ja chętnie "to zobaczę". No i to, że za każdym razem pokazujesz, że na Twoje wpisy warto i rok czekać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Dla takich komentarzy warto pisac :)

      Usuń