UWAGA!

Realia uniwersum "Star Treka" zostały stworzone przez Gene'a Roddenberry'ego i wszelkie prawa do nich znajdują się obecnie w posiadaniu wytwórni Paramount Pictures.

czwartek, 4 czerwca 2015

XC.



Komunikator wrzeszczał i klął jak najęty. Mattias zabrał go R’Cerowi i przykręcił głośność.
Czy to świństwo, które pan rozpylił, nie dałoby się znowu zastosować? – spytał – Coś mi się zdaje że warto by się nim posłużyć, albo wszystkich nas czeka sąd wojskowy.
– Gaz
– mruknął R’Cer – Gaz... O na górę Selaya, co ja narobiłem....
– No co?

Wolkanin spojrzał na kapitana Picarda i admirał Rossę.
– Błagam o wybaczenie – powiedział – Wygląda na to, że zachowanie kapitan Zakrzewskiej i pierwszego inżyniera to moja wina.
– Jak to?
– spytała admirał takim tonem, jakby nic jej już nie mogło zaskoczyć.
– Istota Q oddziaływała na emocje załogi, nawet moje. Żeby je uspokoić, użyłem wolkańskiego medykamentu w areozolu, ligeitu. Nie wziąłem pod uwagę, że podczas uruchomiania systemu podtrzymania życia, który akurat wtedy był w naprawie, uwalnia się do atmosfery statku pewna ilość gazowego topalinu. Zmieszany z ligeitem kumuluje się w ludzkim organizmie i po ustaniu działania medykamentu powoduje niekontrolowany wzrost agresji. Były przypadki morderstw po takiej mieszance.
Kapitan Picard przetrawiał chwilę te wiadomość.
– Czyli wasza kapitan...?
– Nie jest winna temu co wygadywała i co robiła. Dobrze że nikogo nie położyła trupem, dobrze wie jak to robić.
– No to zajmijmy się najpierw nią, a pan niech jakoś uspokoi tego Michałowa.

Mina R’Cera wskazywała na pewne wątpliwości, czy uspokojenie głównego inżyniera jest w ogóle możliwe, ale posłusznie wziął komunikator i podkręcił potencjometr. Okazało się, że Karol Michałow nie skończył jeszcze swej przemowy, musiał więc poczekać.
Tymczasem kapitan Picard, admirał Rossa i Worf udali się do brygu. Już z daleka usłyszeli śpiew, a właściwie coś, co w założeniu miało być śpiewem, w wykonaniu obu aresztantek:
– Gdy przyjdzie ranek, stanę u twych bram
Sie pożegnałem bez do widzenia
Nie wiem czy będziesz tam
Sie pożegnałem, wychodzę z więzienia
Tylko noc, noc, noc! Płoną światła ramp!
Mocny reflektor niebo przeczesuje
Ach, światło to jak ja dobrze znam!
Nigdy nie gaśnie, ktoś zawsze obserwuje!
Nie wiem czy wierzę jej
czy nie wierzę
Wierzę jej,
czy nie wierzę!
– ryczały niemelodyjnie na dwa głosy. Podszedłszy bliżej oficerowie przekonali się, że kapitan Zakrzewska leży na pryczy w pozycji urągającej zdrowemu rozsądkowi – skosem, na plecach, z głową zwisającą z brzegu, a nogami zadartymi pionowo w górę i opartymi o ścianę. Keras, pewnie nie chcąc być gorsza, przybrała podobną pozę, z tym że na podłodze, o którą opierała się karkiem, resztę ciała mając w idealnej świecy na ścianie. Nie przeszkadzało im to jakoś śpiewać.
– Hm, przepraszam? – zagaił niepewnie kapitan Picard. Pieśń skonała.
– Za co tym razem? – zasięgnęła Lilianna, nie zmieniając pozycji – Za przerwanie treningu hatha yogi?
– Yogi?
– To taki miś. Lubił kraść kosze piknikowe.

Picard machnął ręką, postanawiając nie wnikać w meritum sprawy.
– Pozwolisz z nami do ambulatorium. Istnieje podejrzenie, że jesteś pod nieświadomym wpływem środków chemicznych.
– Co takiego?
– zainteresowała się kapitan Zakrzewska i wreszcie usiadła normalnie na pryczy – Ktoś mi czegoś dodał do porannego mleczka?
– Nie całkiem. Wszystko wytłumaczę po drodze.
– Mam nadzieję, bo inaczej dostaniesz w ucho. Nikt nie będzie mnie pomawiał o pospolite ćpuństwo.
– Tu chodzi raczej o chemikalia w powietrzu na twoim statku.

Lilianna roześmiała się serdecznie.
– Na moim statku lata w powietrzu wiele rzeczy i zawsze latało. Ale może i masz rację, Jean Luc, bo czuję się jakoś tak jak na rauszu, a przysięgłabym, że od dawna nie tykałam naszego bimbru.
– Nie puszczę cię samej, kapitanko
. – Keras zwinnym ruchem stanęła na nogi – Nie ufam tej babie. Nawet bez mego wiernego betleHa dam radę każdemu na tym statku.
Zmierzyła admirał Rossę wrogim spojrzeniem. Lilianna wzruszyła ramionami.
– Niech idzie, tak będzie nawet lepiej. Może i ją się przebada? Jeśli coś działało na mnie, mogło i na nią.
– Klingoni mają inne organizmy, ale może to i dobry pomysł.

Tak więc Keras ruszyła do ambulatorium u boku swego dowódcy, tocząc wokoło spojrzeniem zapowiadającym, że w razie potrzeby gotowa jest na wszystko. W ambulatorium czekał już zgnębiony R’Cer z przysypiającą córeczką na rękach, Mattias von Braun, kapitan Picard i pani admirał.
– Michałow obiecał, że się wstrzyma.- powiedział von Braun na widok Lilianny.
- Michałow? A przed czym? Nie puści pawia póki nie wrócę?
– Zrobił zamach stanu i objął dowodzenie, razem z Krzyśkiem Majchrem. Zamknęli biednego Arka w szafce na mopy.
– O Matko Boska!
– jęknęła kapitan Zakrzewska – Lepiej się pospieszmy, bo Karol gotów sprokurować nawet incydent międzyplanetarny. Te, piguła, pobierz mi krew galopem, a ty dawaj komunikator, pogadam sobie z panem Michałowem. Mój sprzęt wysiadł.
Usiadła z impetem na krześle, nadstawiając zgięcie łokciowe. Doktor Crusher z obrażoną miną pobrała jej krew, potem Keras, von Braunowi, R’Cerowi i nawet małej T’Alli. Zrobiła to tak zręcznie, że dziewczynka nawet się nie obudziła. Potem pani doktor znikła w pokoju laboratoryjnym, a kapitan Zakrzewska połączyła się z Hermaszem.
– Się masz, morda! – zawołała, gdy zgłosił się główny inżynier – Co ty tam fikasz? Skarżą mi się tu na ciebie!
– Lilka! To ty nie w mamrze? Wypuścili cię?!
– rozdarł się Michałow – No mówiłem, że jak im na sztorc postawimy....
– Już ty lep
iej niczego na sztorc nie stawiaj, a w każdym razie nie publicznie, bo narobisz zgorszenia. – przerwała mu kapitan Zakrzewska – Choć przyznam, że jest na co popatrzeć...
– Eeee... widziałaś?!
– Przypadkiem, przysięgam! Zamyśliłam się i wlazłam niechcący do męskiej łazienki zamiast do damskiej. Miałeś cały łeb w mydlinach to mnie nie zauważyłeś, ale ja dużo widziałam. Oj, duuużo.
– Dobra, dość tych komplementów. Co się naprawdę stało na pokładzie tej śmieciarki?

Kapitan Picard aż wzdrygnął się z obrazy, ale zmilczał, widząc spojrzenie Lilianny. Przesłała mu ręką uspokajający znak.
- Nic się nie stało, to zwykłe nieporozumienie.Keras jest nadgorliwa i trochę przesadziła. Teraz posłuchaj. Atmosfera Hermasza jest zatruta.
– Nieprawda!
– wtrącił się z oburzeniem główny komputer.
– Hermuś, cisza! To coś, czego nie rejestrujesz jako czynnik trujący, po prostu gazowy topalin. Karol, słuchaj mnie uważnie. Razem z tym co zaaplikował nam R’Cer, utworzył jakieś świństwo. Jesteś wściekły, to znaczy bardziej niż zwykle, bo się podtrułeś, tak jak ja i wielu innych. Pewnie jedni mniej, a drudzy więcej.
– Fakt, na całym statku wybuchają awantury. Nawet Jolka dała w łeb Małosolnemu.
– No widzisz. Opanuj jakoś ten pieprzony bajzel, dobrze? Ja muszę tu jeszcze zostać. I...
– dorzuciła po namyśle – Nie wpuszczaj nikogo na pokład bez mojej osobistej autoryzacji, dobrze?
- No jasne. A co?
– Potem ci powiem. Muszę jeszcze wyjaśnić kilka spraw. Bez odbioru.

Kapitan Zakrzewska wyłączyła komunikator.
– Lepiej, żeby nie wiedział, co chcecie zrobić.- rzuciła wyzywająco w stronę admirał Rossy – Ten statek to jego duma, jego dziecko. Gdyby on był na moim miejscu, skończyłaby pani z przetrąconym karkiem lub co najmniej szczęką.
– To jakiś dzikus!
– Skądże. Po prostu uwielbia tę naszą łajbę i dałby się za nią pokrajać. Z waszego punktu widzenia jest może inżynierem sprzed wieku, ale zapewniam, że drugiego takiego jak on ze świecą szukać. Uczy się błyskawicznie, a metal w jego rękach jest posłuszny jak tresowane zwierzę. Za pomocą swego zestawu narzędzi zrobi wszystko za wyjątkiem obiadu. Stawiam głowę, że po półrocznym kursie uzupełniającym zapędzi w kozi ród wszystkich waszych specjalistów. Wypróbujcie go, a zobaczycie, co potrafi.

Admirał Rossa nie była przekonana, ale w sukurs kapitan Zakrzewskiej przyszedł niespodziewanie Data, który zjawił się jak diabeł z pudełka, prezentując swą sztywną postawę i kanciastą twarz o żółtych oczach.
– Potwierdzam. – rzekł – Miałem okazję popracować z Karolem Michałowem i byłem pod wrażeniem jego sprawności manualnej oraz intelektualnej.
Powiedziałby coś więcej, ale doktor Crusher wróciła właśnie z laboratorium.
– Kapitanie, mam wyniki badań. – zwróciła się do Picarda – We krwi pobranej od wszystkich pacjentów znajduje się topalin i jakiś związek, którego nie znam.
– Ligeit.
- podpowiedział jej R’Cer.
– Możliwe. W każdym razie według chromatografu razem te dwa środki mogą działać na organizm humanoida jak mocny alkohol. Na szczęście łatwo zaradzić jego skutkom. Od razu zareplikowałam neutralizator.
Wyjęła z kieszeni hipoinjektor. Kapitan Zakrzewska podsunęła jej ramię takim ruchem, jakby robiła jej wielką łaskę. Doktor Crusher podała jej dawkę leku, potem pozostałym. Jedynie Keras odmówiła zgody na zastrzyk i była śmiertelnie oburzona podejrzeniami o odmienny stan świadomości.
– Proszę dać jej spokój. – rzekła wreszcie Lilianna, rozcierając ścierpnięte po neutralizatorze ramię – Ona zawsze się tak zachowuje, więc pewnie jej ten gaz wcale nie zaszkodził.

4 komentarze:

  1. Nie przestajesz mnie zadziwiać, Evivo. Po każdym dobrym pomyśle na rozwój akcji, nieodmiennie wpadasz na kolejny znakomity, nieoczywisty i niebanalny. No i pomimo z założenia humorystycznego charakteru opowieści, nie odpuszczasz sobie dbałości o szczegóły techniczne właściwe dla świata Star Treka. A całość okraszasz takimi smaczkami, jak "Ostatnia nocka".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Robię co mogę ku pokrzepieniu serc.

      Usuń
    2. I robisz to znakomicie!
      Hmm, widzę teraz dwa problemy: primo, trzeba podać antidotum załodze "Hermasza", secundo, zachowanie planów admiralicji w tajemnicy. Na tak małej jednostce to może być piekielnie trudne...

      Usuń
    3. Powiem więcej, to zupełnie niemożliwe :)

      Usuń