UWAGA!

Realia uniwersum "Star Treka" zostały stworzone przez Gene'a Roddenberry'ego i wszelkie prawa do nich znajdują się obecnie w posiadaniu wytwórni Paramount Pictures.

czwartek, 2 lipca 2015

XCIII


Michałow siedział w fotelu dowodzenia, pielęgnując podbite oko. Podduszona załoga obudziła się co prawda wolna od objawów ubocznych chemicznej wojny w powietrzu, za to wściekła na samozwańczego dowódcę. Najgorzej wkurzyła się Allandra, która za przykładem Tekli Podgumowany wyraziła swą dezaprobatę wobec działań męża w sposób ręczny. Jej wściekłość wynikała z faktu, że mąż nawet nie próbował ochronić jej przed skutkami planowego niedotlenienia, co wyjaśniła krótko a dobitnie. Potem, obrażona, zamknęła się w ich wspólnej kabinie, odmawiając wpuszczenia prawowitego małżonka do środka. Wypuszczony ze schowka na mopy Arek też się obraził, powiedział:
- A radźcie sobie sami, mam to w....
Po czym poszedł do mesy cokolwiek się upić. Von Braun był co prawda nieobecny, ale jego podwładne z chęcią obsłużyły pierwszego oficera, tak że mógł zrealizować swe postanowienie. Na mostku odbyła się dyskusja, kto jest następny w łańcuchu dowodzenia, przerwana przez Michałowa, który wyraził się, że walnie w nos każdego, kto tylko zechce wykopać go z mostka przed powrotem kapitan Zakrzewskiej.
– Jakim prawem? – chciał wiedzieć Jędrek Karpiel.
– Bo to mnie Lilka kazała pilnować interesu, żeby żaden bolek nam tu nie wlazł. Jasne, czy mam dołożyć ręczne argumenty? – spytał groźnie inżynier, niedwuznacznym ruchem sięgając po zapasową dźwignię sterów, przymocowaną na ścianie.
– Jasne, jasne.- przytaknął skwapliwie Karpiel, wycofując się przezornie za plecy Ingi Lausch.
Tak więc Michałow został na mostku, śledząc srogim okiem wszystkie kontrolki i pilnując, by osłony nawet na chwilę nie opadły. Od czasu do czasu włączał radiowęzeł i straszliwymi słowami „objeżdżał” jakiegoś załoganta, który według monitoringu nie zachowywał się jak należy, ewentualnie opieprzał się w robocie, zamiast brać udział w zbożnym dziele doprowadzenia statku do stanu świetności. Jednocześnie myślał intensywnie, co też może się dziać z nerwową panią kapitan. Kilka razy łączył się z Enterprise, ale tam nic nie wiedzieli. R’Cer i von Braun zwiedzali statek, zbierając wiadomości na temat nowej epoki, i nie odpowiadali na wywołania. Kapitan Picard próbował dowiedzieć się od admirał Rossy, dokąd dokładnie zabrano niesforną Polkę, ale starsza dama nic nie wiedziała, albo też nie chciała powiedzieć.
– Co za szczęście, że porucznik Worf zabrał panią Zajczik do holodeku na lekcję fechtunku. – powiedział R’Cer, gdy Picard złapał go wreszcie w dziale naukowym – Inaczej mogłoby być nad wyraz niemiło. Czy w kwaterze głównej są dziś jacyś Wolkanie?
– Tak, pracuje tam admirał Vermik. A co?
– Porozmawiam sobie z nim jak Wolkanin z Wolkaninem. Poproszę o bezpieczne łącze.
– Jak tam pan chce, ale uprzedzam, że Vermik to oschły i przestrzegający kodeksu mężczyzna. Od niego wiele się pan nie dowie.
– Zobaczymy.

Tak więc R’Cer zamknął się w pokoju bezpiecznej łączności i nie wychodził stamtąd przez kolejną godzinę. Po raz pierwszy w swym nieposzlakowanym życiu kapitan Picard miał ochotę podsłuchać, o czym się rozmawia w izolowanej kabinie, ale nawet gdyby uległ tej słabości, i tak nie było to możliwe. Robił więc, co mógł, to znaczy siedział na mostku i od czasu do czasu odpowiadał na wywołania ze strony Hermasza. Karol Michałow wyraźnie starał się przestrzegać etykiety w tych krótkich rozmowach, ale prawie za każdym razem wymykały mu się słowa, których translator nie chciał tłumaczyć. Musiały być grube. Picard nawet się temu nie dziwił, bo rozumiał, że sytuacja załogi jest niewyraźna i p.o. dowódcy ma prawo się niepokoić.
Michałow rzeczywiście niepokoił się i to tak bardzo, że nie chciał ani wpuścić zmiennika na fotel dowodzenia, ani nawet pójść pod prysznic co, prawdę mówiąc, przydałoby mu się, bo na mostek wlazł prosto z maszynowni, gdzie przepracował kilkanaście godzin z rzędu. Jasiek Gąsienica przynosił mu kawę i kanapki, jęcząc przy tym i lamentując niemiłosiernie, ale wyjątkowo Karol pozwolił mu stękać do woli. Miał co innego na głowie niż uciszanie uczuciowego górala. Jedyne, na co sobie pozwalał, to przysypianie co jakiś czas. Nie niosło to ze sobą żadnego niebezpieczeństwa, bo budził go byle szmer.
Właśnie z jednej z takich drzemek wyrwał go sygnał przywołania, dochodzący z hali transportu.
– Czego?! – ryknął do mikrofonu, przecierając oczy.
– Mam prośbę o transport.- odezwał się ślamazarny jak zwykle głos Lalewicza – Wykonać?
– Kto znowu się do nas ładuje na krzywy ryj?
– Nie wiem na pewno, bo łącze szwankuje i zniekształca nam dźwięk. W całym sektorze szaleje burza magnetyczna. Coś tam jednak słychać. Mówi, że kapitan.
– Ale nasza kapitan czy jakiś inny kapitan?
– Tego nie mówi.
– Zapytaj o autoryzację, głupku!

Po chwili głośnik znowu szczęknął.
– Spytałem, inżynierze. Odpowiedziano mi, cytuję: „Ustawiaj ten zasrany przesył, niedorżnięty cwelu, bo ci zrobię ekstrakcję flaków przez jaja, i to bez znieczulenia.” Czy można to uznać za autoryzację?
Michałow skinął głową z wyraźnym zadowoleniem.
– To bez wątpienia nasza Lilka, możesz przesyłać.
Wstał z fotela powodzenia, przeciągnął się i powiedział:
- Krzysztof Majcher przejmuje mostek, ja idę do hali transportu.
– Panocku, weźta mnie ze sobom!
– rozdarł się Jasiek żałośnie, a Misiek zawtórował mu przeciągłym wyciem. Michałow machnął tylko ręką w odpowiedzi, co mogło oznaczać zarówno przyzwolenie, jak i zakaz. Jasiek uznał, że to pozwolenie i radośnie pokłusował jego śladem.
Umyłby się pan po drodze! – krzyknęła za nimi Inga Lausch. Odpowiedziało mu z daleka tylko jedno słowo, nie mające nic wspólnego z czystością, więc z obrażoną minę wlepiła wzrok w swoją konsolę i zaczęła czyścić paznokcie.
Kapitan Zakrzewska zdążyła się już zmaterializować na platformie transportera, choć z powodu burzy Lalewicz kilka razy gubił wzorzec i musiał włączać dodatkową kompensację. Nie zakłóciło to jednak w niczym jego zwykłego spokoju. Natomiast Lilianna była wyraźnie wzburzona. Nieszczególnie świeży wizerunek jej samozwańczego zastępcy w ogóle nie zwrócił jej uwagi, podobnie jak pijany omalże w trupa Arek, który – powiadomiony nie wiedzieć przez kogo – też się pojawił w hali. Spojrzała na niego dopiero, gdy się odezwał.
– Chciałbym... złożyć zażalenie.- wybełkotał, rozsiewając wokół rześki zapach „hermaszówki”.
– Pisz na Berdyczów! – wrzasnęła na niego kapitan – Jak wytrzeźwiejesz to pogadamy! Michałow, za mną do konferencyjnej. Jasiek, weź Miśka i obaj pilnujcie drzwi. Nikt nie ma prawa ani wejść, ani podsłuchiwać i czy to będzie zwykły chorąży czy oficer, wal go w ryj. Jasne?
- Z przijemnościom!
– zameldował ochoczo Jasiek, Ponieważ ciupagę zostawił w kwaterze, zerwał ze ściany pożarniczy toporek i razem z nim ustawił się w bohaterskiej pozie przy drzwiach sali konferencyjnej. Misiek, bardzo zadowolony z nowej zabawy, usiadł przy jego nodze i śledził przechodzących załogantów groźnym spojrzeniem prawdziwego owczarka.
Gdy tylko drzwi sali zamknęły się, Karol Michałow spojrzał badawczo na swoją kapitan, poprawiającą kok nerwowym ruchem i mamroczącą coś do siebie.
– Co jest, Lilka? Zabierają nam brykę?
– Niechby tylko spróbowali, śladu by po nich nie zostało!
– wybuchła Lilianna – To zapowiedziałam od razu!
– No więc co?
– inżynier usiadł w jednym z foteli i założył nogę na nogę.
– Och, Karol, ja już nie wiem co robić... – kapitan opadła bezsilnie na drugi fotel – Wszystko się strasznie skomplikowało. Gwiezdna Flota jest teraz duzo bardziej militarna niż kiedyś, ma nawet własny wywiad.
– Za naszych czasów tez miała. I wywiad, i kontrwywiad, to nic nowego.
– Niby tak, ale teraz mają supertajny wydział. On nawet nie ma żadnej określonej siedziby. Nazywa się „Sekcja 31” i o ile się zorientowałam, może więcej niż sam prezydent Federacji.
– A kto jest teraz prezydentem?
– Nie wiem, jakiś dupek z innej planety. Jak o nim wspomniałam tym z sekcji, mało nie posiusiali się ze śmiechu. To lala do reprezentacji i nic poza tym. Nie o to chodzi. Sekcja zaproponowała mi współpracę. Przejmą nas pod swoje skrzydła i będziemy wykonywać zadania specjalne. Takie, do których oficjalnie Federacja nie może się mieszać. Albo, jeśli wolimy, o naszym losie zadecyduje sztab, czyli że będziemy musieli albo oddać statek i zgodzić się na demobilizację, albo zostaniemy niejako wyjęci spod prawa i będziemy latać, łapiąc nielegalne zlecenia, jak jaka Drużyna A.

– Albo jak Firefly. – mruknął Michałow w zamyśleniu – Rzeczywiście, wybór diablo trudny. I co im odpowiedziałaś?
Lilianna chrząknęła z zażenowaniem.
– To jeszcze nie wszystko...

3 komentarze:

  1. No jak nie wszystko, jak koniec? :D
    Z chęcią poczekam na resztę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano nie wszystko. Dokończenie wątku już wkrótce :)

      Usuń
    2. Musisz jednak rozwiązać pewien poważny problem techniczny - do "Hermasza" brak było części zamiennych już sto lat wcześniej, o ile pamiętam, to nawet komputer? czy coś innego zamontowano klingońskie?, jako że nic innego nie dało się już dopasować do NX. A teraz?

      Usuń