UWAGA!

Realia uniwersum "Star Treka" zostały stworzone przez Gene'a Roddenberry'ego i wszelkie prawa do nich znajdują się obecnie w posiadaniu wytwórni Paramount Pictures.

czwartek, 16 lipca 2015

XCV


– Czego, do jasnej polędwicy?! – odezwał się krzyk zza drzwi w odpowiedzi na pukanie – Mówiłam „Wlazł!”!
– Drzwi się nie chcą otworzyć.-
głos wyraźnie należał do R’Cera – Coś się zacięło.
– Dla odmiany.-
Lilianna kopnęła kilkakrotnie w skrzynkę sterowniczą, aż coś zazgrzytało i drzwi rozsunęły się na boki – Jakiś problem, panie spiczastouchy, czy tak pan przyszedł pojęczeć?
R’Cer wszedł do jej kwatery i rozejrzał się nieznacznie. Miał cichą nadzieję, że coś się tu zmieniło na lepsze, ale nie, w prywatnym gniazdku pani kapitan nadal panował malowniczy bałagan, raniący wolkańskie poczucie estetyki.
– Chciałem wpisać na listę nr 2 siebie i T’Shan.- powiedział – Oczywiście i naszą córkę.
– Schodzicie na ląd?
– Tak będzie lepiej.
– W porządku.
- Lilianna wzięła listę pokładową i odhaczyła na niej trzy osoby – Powie mi pan, czego dotyczyła rozmowa z admirałem Vermikiem?
– Powiem.-
R’Cer założył ręce za plecy.- Wypytałem admirała o sytuację polityczną i jest ona rzeczywiście bardzo zła. Na dobrą sprawę żadna z planet nie może być uważana za stuprocentowo bezpieczną. Wróg potrafi przybrać każdy kształt i jest uzbrojony po zęby. W bardzo inteligentny sposób skłócił ze sobą Romulan i Klingonów, naszczuł na siebie kilka innych cywilizacji...
– Dobra, dobra, ale kto nim jest?
– Mówi się o nich „Zmienni”. Jak powiedziałem, zmieniają kształty, jak tylko chcą. Są mistrzami intryg i znają się na rzemiośle wojennym. Jeśli chce pani działać na zlecenie Sekcji 31, będzie pani dywersantem, a musi pani wiedzieć, że Zmienni nie biorą jeńców.

Lilianna wzruszyła ramionami.
– Wiem, uprzedzono mnie. Te osły z wywiadu nie próbowały ze mną pięknych słówek. Trudno, taki widać los Polaka. Nie mogę jednak mieć pretensji do tych, którzy nie będą chcieli tak ryzykować.
R’Cer wyglądał na speszonego.

– Wie pani, mam rodzinę. Co prawda nieoficjalną, ale jednak. Moja legalna żona nie żyje, pozostałych krewnych nie chcę kłopotać swoją osobą. Będę pracować w ambasadzie, Vermik zaproponował mi tam stanowisko, a T’Shan zrobi odpowiednie kursy i wróci do zawodu.
Kapitan Zakrzewska skinęła głową. Rozumiała go dobrze i nie miała zamiaru przekonywać, by zmienił zdanie. Prawdę mówiąc wolałaby, żeby jak najwięcej osób poszło w jego ślady. Statek do zadań specjalnych raczej nie potrzebował rozbudowanej sekcji naukowej ani działu kartografii. Hermasz został tak skonstruowany, że potrzebował jedynie sześćdziesięciu osób obsługi, reszta mogłaby z powodzeniem zejść na ląd i uniknąć niebezpieczeństwa, ale ani się śniło, żeby tak było. Nawet tancerki go go, przemycone na pokład przez Mattiasa, nie chciały wpisać się na listę nr 2. Na elementarną uwagę, że teraz statek bardziej potrzebowałby dodatkowych osłon niż rozrywki, odpowiedziały radośnie że nauczą się czego trzeba. Lilanna miała co do tego niejakie wątpliwości, ale pozwoliła im zostać. Sama przywykła do Pixie, Dixie i Brixie, urozmaicających podróż swymi występami i zwariowanymi pomysłami. Ku jej zaskoczeniu również Sixto postanowił zostać.
– Kiepsko tu z zaopatrzeniem.- powiedział smętnie – Jadę na towarze zastępczym, ale takiej kompanii nie znajdę nigdzie. Zostaję, chyba że sama mnie pani stąd wykopie.
– Dostaniemy replikatory dobrej klasy, będziesz pan miał krew jak ta lala.-
pocieszyła go kapitan – Nie przeszkadza mi wampir na pokładzie, ale trzymaj pan zęby przy sobie.
No i stało się tak, że gdy doszło do oddawania list, na drugiej z nich widniało tylko dziesięć nazwisk.

Karol Michałow wysłuchał z pewną rezerwą propozycji, złożonej mu przez mężczyznę w mundurze.
– A zatem chodzi o zorganizowanie stoczni od samych podstaw? – upewnił się jeszcze.
– Obawiam się, że tak.- odparł admirał Pescado – Przejęliśmy obiekt myśląc, że jest zdatny do użytku, na miejscu jednak okazało się, że kontrahent nas...
– Wyruchał
– dokończył spokojnie za niego inżynier – Wystawił dupą do wiatru i zrobił w krowę. Jakże miło przekonać się, że ludzie nie do końca zeszlachetnieli w dym.
– To nie jest człowiek, a Ferengi. Nazywa się Larq. Będzie pan musiał z nim pracować, bo stocznia leży tuż przy granicy przestrzeni Ferenginaru, i tylko Larq będzie mógł zdobyć dla pana potrzebne materiały. Jeśli chodzi o handel, ta rasa jest bezkonkurencyjna.
– Właśnie widzę. Wygląda na to, że jeden z nich sprzedał federacyjnym asom wywiadu tombak za dwudziestoczterokaratowe złoto i nawet się przy tym nie spocił.

Pescado skrzywił się niechętnie. Drwina w głosie Michałowa nie uszła jego uwagi.
– Krótko: bierze pan tę robotę czy nie?
– Biorę. Za rok nie poznacie tego miejsca, gwarantuję. Musicie jednak zapewnić mi przynajmniej jedno, nieograniczony kredyt. Inaczej szukajcie sobie innego frajera.
– Dostanie pan tyle środków płatniczych, ile będzie trzeba. W zamian oczekujemy jedynie pełnej skuteczności i absolutnej dyskrecji.

Michałow skinął głową. Kierownictwo tajnej stoczni na zadupiu galaktyki – tak, to było coś. Wiedział, że Jolka Stern może go z powodzeniem zastąpić w maszynowni Hermasza, wyszkolił ją przecież na swój obraz i podobieństwo. Kapitan Zakrzewska będzie musiała sobie bez niego poradzić. Dla niego zaczynała się nowa przygoda.


Ciąg dalszy (kiedyś) nastąpi

3 komentarze:

  1. Ja chce serial o Hermaszu!!!! To musi byc przezajebiste!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha! Gdybym tylko mogła, to bym go nakręciła, słowo!

      Usuń
    2. A kogo widzicie w obsadzie?

      Usuń