UWAGA!

Realia uniwersum "Star Treka" zostały stworzone przez Gene'a Roddenberry'ego i wszelkie prawa do nich znajdują się obecnie w posiadaniu wytwórni Paramount Pictures.

sobota, 6 października 2012

XXXV


Na widok imponującego uzębienia pasażera na gapę wszyscy odskoczyli, a magister Martynka Szkwał, asystentka profesora Trekowskiego, malowniczo zemdlała, upadając wprost w ramiona Kazika Piskorza.
- Kretynka. - stwierdził Kazik i z satysfakcją dał pani magister po pysku.
- Oburzające. Pan nie jest dżentelmenem. - powiedział Sixto ze zgorszeniem.
- Zgadza się. A pan nie jest człowiekiem.- zripostował niespeszony Kazik.
- Ma pan jakieś uprzedzenia?
Pytanie było dość zasadne. W czasach, gdy tolerancja została wpisana w kodeks cywilny i karny jako bezwzględny wymóg Federacji, wielu ludzi głowiło się latami, co zrobić z wciąż żywym problemem ras nieludzkich, takich jak wampiry i wilkołaki. Z elfami sprawa rozwiązała się sama - okazało się, że pochodzą od... Wolkan, co nie było zbytnim zaskoczeniem, objęła ich więc umowa z Vulcanem i mogły robić to, co dotąd, tzn., co chciały. Jednak z wampirami i wilkołakami rzecz była trudniejsza. Mocą odpowiedniego dekretu zostały co prawda uznane za "mniejszość" i zrównane w prawach z innymi mniejszościami, ale był to dopiero początek kłopotów. Ludzie opornie przyjmowali odgórną dyrektywę, że miają żyć z nimi w zgodzie, a z kolei same te stwory czuły się bardzo obrażone na samą myśl, że będą wciągnięte do ogólnej ewidencji ludności. Łączyło się to z zakazem atakowania ludzi i odsiadkami za, np, bezprawne wyssanie kolacji. Łatwo się domyślić, jakie to powodowało protesty, zwłaszcza że policja okazała się o niebo skuteczniejsza niż dawni łowcy wampirów, a sądy bez skrupułów skazywały winowajców na pobyt w kolonii resocjalizacyjnej czy bardziej tradycyjnej celi. Jednak powoli sprawy się jakoś dotarły i ułożyły we względnym porządku, choć nadal niektórzy ludzie reagowali na widok prawdziwego wampira tak, jak panna Szkwał.
- Jasne, że mam uprzedzenia - oświadczył dumnie Kazik - Całą furę uprzedzeń. I jeśli spróbuje pan dobrać się do mojej krwi, to nie odpowiadam, kuźwa, za siebie.
- Błe
- Sixto zmierzył niechętnym wzrokiem zarośniętą twardą szczeciną i zdecydowanie nie pierwszej czystości szyję swego rozmówcy - Ja też mam jakieś wymagania.
Przez zgromadzonych przepchnęła się Maura Gwizdak z patrolem ochrony.
- Jest pan aresztowany. Pójdzie pan dobrowolnie czy mam założyć kajdanki? - spytała groźnie.
- O, widzę że panienka lubi ostre zabawy. Ale nic z tego, głowa mnie boli. - Sixto skłonił się grzecznie i bez sprzeciwu poszedł do brygu. Jego dworne maniery spodobały się dziewczynom, które rzucały za nim spojrzenia, wyraźnie mówiące o bardzo pozytywnych odczuciach.
- Masz ci los. Mało że zwierzyniec, to jeszcze wariatkowo - westchnęła doktor Foremna, która też była obecna wśród gapiów - Idę zareplikować mu trochę krwi. Ciekawe, jaką grupę preferuje ten cudak.
- A+! -
krzyknął z końca korytarza wampir, który miał, jak się okazało, doskonały słuch - Temperatura około. 37 stopni!
- Idź do diabła, pijawko, nie jestem twoją kucharką!
- odkrzyknęła mu pani doktor i zaraz potem spytała już normalnym głosem - A czemu właściwie nikt do tej pory go nie widział?
Wyjaśnienia sprawy podjęła się energiczna jak zwykle personalna. Po dłuższym szperaniu w raportach ze stoczni i listach przewozowych wykryła, że w firmie, dostarczającej zapasy dla Hermasza, rzeczywiście pracował Wolkanin, niejaki Vanix. Do jego obowiązków należało dokładne sprawdzanie skrzyń z zaopatrzeniem. Idąc tym tropem porucznik Nowak zeszła do ładowni i znalazłszy otwartą skrzynię doszła do wniosku, że ukąszony przez wampira Vanix z zemsty zapakował go jako niespodziankę dla załogi Hermasza i przesłał na pokład statku. Ten czyn był tak pozbawiony wszelkiego sensu i idiotyczny, że budził podejrzenia, iż wolkański zaopatrzeniowiec z federacyjnej stoczni ma jakieś "luzy pod sufitem", jak podsumował to Michałow.
- To bardzo możliwe - powiedziała kapitan Zakrzewska, wysłuchawszy uprzejmie dokładnego raportu z zajścia - A teraz może jednak przejdziemy do tematu naszego zebrania.
Przerwała na moment. Ze względu na charakter zebrania przeniesiono go z sali odpraw na pokład rekreacyjny, gdzie teraz panował niemożliwy tłok. Deptano sobie po nogach i obsypywano złośliwościami, od czasu do czasu też rozbrzmiewał odgłos siarczystego policzka, gdy któryś załogantów próbował wykorzystać ścisk do własnych interesów.
- Moi drodzy, proszę o uwagę! Na pewno zauważyliście, gdy nami telepnęło, że coś jest nie tak... znaczy bardziej niż zwykle. Oświadczam wam, że zostaliśmy przerzuceni do kwadrantu Delta i w dodatku odbyliśmy dość znaczącą podróż w czasie. Krótko mówiąc, do domu raczej nie wrócimy.
- Obiecuje pani?
- zawołał ktoś z dalszych rzędów - Da mi to pani na piśmie?
W kilku punktach pokładu rozległ się nerwowy śmiech, gdy ludzie rozpoznali po głosie Jędrka Karpiela. To, że drugi oficer (Karpiel odziedziczył to stanowisko po Jurgenie) łazi wciąż na Malwinką Kręcik, było tajemnicą poliszynela. Był nią również fakt, że Malwinka jak dotąd konsekwentnie odmawiała wiązania się z "miłym Jędrusiem" ze względu na paskudny charakter jego matki. Jak mawiała, musiałaby upaść na głowę, by ryzykować użeranie się z taką teściową.
- Bez żartów proszę - kapitan zmarszczyła surowo czoło - Nasza sytuacja jest niewesoła i dlatego prosiłabym o maksymalną ostrożność. Żadnych wygłupów.
- A kiedy my się wygłupiamy?
- obraził się ten i ów.
- Nie wdawajmy się w szczegóły... Mam nadzieję, że wszyscy mnie zrozumieli? Tak? To do roboty, bando leserów! I niech mi tu nikt nie marga, jasne?!
Gdy kapitan znikła, udając się na mostek, jej załoga przez chwilę stała jeszcze na pokładzie rekreacyjnym, potem profesor Trekowski przełożył z ręki do ręki wijącą się leniwie pytonicę Ewę i spytał:
- Naprawdę jesteśmy tak daleko od Ziemi?
- Pana instytut naukowy będzie mógł nas szukać do usranej śmierci.
- zapewniła go doktor Lemowa. Profesor spojrzał na nią z politowaniem.
- Myśli pani, że ktoś się pofatyguje?
- Nie.
- odparła krótko pani doktor i odeszła do swojej roboty. Za jej przykładem ruszyli inni i wkrótce na pokładzie rekreacyjnym została tylko Allandra Michałow i Kwiekowie, bardzo zdziwieni, że jakoś nikt ich o nic nie oskarżył.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz