UWAGA!

Realia uniwersum "Star Treka" zostały stworzone przez Gene'a Roddenberry'ego i wszelkie prawa do nich znajdują się obecnie w posiadaniu wytwórni Paramount Pictures.

wtorek, 23 października 2012

XXXVI

Myliłby się ten, kto by sądził, że hiobowa wiadomość o tym, gdzie trafił Hermasz, załamała załogę. Ponieważ zawsze dotąd wychodziła cało z wszelkich opresji, wydawało się zrozumiałe samo przez się, że i teraz jakoś uda się jej wrócić do domu. A nawet gdyby się to miało nie udać, i tak załoga da sobie radę. Ludzie wzięli się szybko z powrotem do roboty, nie ustając oczywiście w plotkowaniu i snuciu przypuszczeń. Może najpoważniej podszedł do wszystkiego Karol Michałow, który udał się do działu zaopatrzenia i sprawdził dokładnie zapasy swojej sekcji.
- Wiem, że wycyganiliście od Wolkan dodatkowe kryształy - zwrócił się mimochodem do Kwieków, rządzących zaopatrzeniem - Gdzie one są?
- O, tutaj.
- Azalia podała inżynierowi duże pudło. Karol sprawdził jego zawartość i skinął z zadowoleniem głową.
- Schowajcie to dobrze - polecił - W naszym położeniu dodatkowy dylit jest podwójnie cenny, a ten to nawet potrójnie. Wolkańskie kryształy są zawsze najczystszej wody i najstaranniej obrobione.
- To się wie. Dlatego się o nie postaraliśmy.
- A co daliście w zamian?
- Ptaszniki pana Piskorza. Pamięta pan, podczas poprzedniego rejsu Czikita mu się okociła i wszystkie małe uciekły. Wyłapaliśmy je, podchowaliśmy i były jak znalazł.
- Rany julek... a na co Wolkanom pająki Kazika?
- Pełna egzotyka, a ci mędrkowie to lubią. Na ich planecie nie ma tych stworzeń, choć to środowisko w sam raz dla tego paskudztwa, bo sucho i gorąco.
- Mam nadzieję, że ich zdrowo pogryzą.
- mruknął Michałow, który prywatnie nie znosił Wolkan, choć doceniał ich staranność w każdej pracy, której się podjęli.
- Już kilku pogryzły - uświadomił go Colorado Kwiek - Działanie jadu bardzo zainteresowało ich wydział medyczny, zaraz zaczęli badania nad wykorzystaniem go w jakimś zbożnym celu.
- Pomyleńcy.

Jako następny do ładowni zszedł Matias von Braun, odpowiedzialny za replikatory i żelazne rezerwy żywności liofilizowanej. Wątpliwości kucharza wzbudził zapas cukru w kostkach, jego zdaniem stanowczo za mały.
- Jestem Cyganem, ale to nie znaczy, że go ukradłem. - obraził się Colorado, poprawiając nerwowo złoty kolczyk w uchu.
- A czy ja mówię, że to pan? Ktoś go jednak musiał zwędzić.
Porucznik Kwiek nie był przekonany, ale jego żona zanurkowała między skrzynie z zapasami i po chwili krzyknęła:
- Nikt go nie zwędził! Jest tu, między pakietami zapasowych kostek pamięci!
- Bajzel.
- mruknął z dezaprobatą von Braun, zabrał spis towarów spożywczych i wyszedł, żegnany bardzo nieprzyjaznym spojrzeniem Colorado.
Wracając natknął się na siostrę Niemogę, która zmierzała właśnie do brygu, niosąc butelkę świeżo zareplikowanej krwi. Śliczna pielęgniarka miała bardzo rzadką minę i mamrotała coś do siebie, zapinając wolną ręką stójkę kołnierza tak, by możliwie najpełniej zakrywała jej szyję. Zobaczywszy Matiasa ożywiła się.
- Maaciuś... - zamiauczała przymilnie - Nie zaniósłbyś posiłku naszemu więźniowi? ja mam tyle roboty w kartotece ambulatorium...
- Powiedz lepiej od razu, że się boisz, mój ty szczurku. Dawaj, zaniosę.
- kucharz i dyplomata w jednym miał poważną słabość do Lolity, o czym ona doskonale wiedziała. Rozpromieniła się teraz, z wdzięczności cmoknęła von Brauna w policzek, wręczyła mu butelkę i czym prędzej uciekła, żeby się nie rozmyślił. Von Braun westchnął z rozmarzeniem, po czym skierował się w stronę brygu.
Był jeszcze dość daleko, gdy usłyszał dźwięki piosenki. Zbliżywszy się mógł rozróżnić poszczególne słowa i zorientował się, że to śpiewa aresztowany wampir, zapewne z nudów. Piosenka była po włosku, a jej podmiot liryczny zapytywał swych towarzyszy, czy wiedzą, jak brzmi mandolina, saksofon, harmonia i parę innych instrumentów muzycznych. Po każdym takim zapytaniu śpiewak imitował dane dźwięki i robił to całkiem dobrze. Głos miał miły dla ucha, nie fałszował, ale pilnujący brygu chorąży Czerwonka wyglądał, jakby miał za chwilę eksplodować.
- Panie oficerze, ucisz pan tego wszarza. - zażądał, ujrzawszy Matiasa - Bo inaczej to ja go uciszę i to na amen.
- Spróbuję. -
obiecał mu von Braun i poszedł do celi. Nie musiał się nawet wysilać, bo na jego widok więzień sam przerwał koncert i usiadł na pryczy.
- Umieram z głodu. - oznajmił melodramatycznie.
- Jak na umierającego masz pan całkiem silny głos - Matias podał mu butelkę i przez chwilę obserwował, jak aresztant pije - Dużo pan znasz tych piosenek?
- Tysiące -
odparł niewyraźnie Sixto, nie odejmując butelki od ust - We wszystkich możliwych językach, nie wyłączając swahili i kamala. Kiedyś śpiewałem nawet w Moulin Rouge, ech, były czasy...
Tu urwał, spłoszony, bo von Braun walnął się z rozmachem w czoło.
- Mam pomysł! - zawołał - Jasny gwint, ale dobry! Chłopie, chciałby pan popracować?
Wampir wzruszył ramionami.
- Czemu nie? Zawsze to jakaś zabawa, nie mówiąc już o zarobku.
- No to słuchaj pan. Utknęliśmy cholernie daleko od domu, możemy nigdy nie wrócić, a żyć trzeba -
zaczął mu tłumaczyć Matias - Przyszło mi na myśl, że mógłbym przerobić mesę na bar! Taki bar z działalnością rozrywkową! Drinki, blackjack, jednoręki bandyta w kącie, ruletka, a na estradzie konferansjer, śpiewak, tancerki! Kabaret, rozumie pan?
- Aha -
Sixto skinął głową ze zrozumieniem i zanucił:

- Każdy chce dziś do jadła jakowejś śpiw-ki
Więc gospodarz sprowadził trzy stare dziw-ki
Otruł gościa kotletem
nazwał to "kabaretem"
Za wstęp cztery korony
Niech go pie-ro-ny...

- No mniejwięcej
- zgodził się z nim kucharz - Z biegiem czasu będą konkursy, skecze, a na razie pan mógłbyś mi ubarwiać wieczory śpiewając dla gości. W bagażach mam sprzęt do ruletki, kilka chętnych kelnerek w załodze się znajdzie, z krupierami też nie powinienem mieć problemu. Ludziska się nudzą, szczególnie wieczorami. Czarek Małpeczka pomoże mi zmontować automaty do gier, a zreplikowanie kilkunastu talii kart to żaden kłopot.
- Wasza kapitan się na to zgodzi? Wygląda mi na ostrą sztukę. -
zauważył frasobliwie Sixto, drapiąc się po głowie.
- Ona? Pierwsza przy tej ruletce będzie! Kwadrans po otwarciu osobiście wyrzuci pierwszego schlanego gościa, przy odrobinie szczęścia mnie samego!
- Świetnie. No to zatrudnił mnie pan. Warunki finansowe do ustalenia, kilka kredytów ekstra zawsze się przyda.
- Przybij pan piątkę, Sixto. Niedługo pan stąd wyjdziesz.

Matias von Braun wybiegł z brygu radośnie i pomknął na mostek. Musiał jeszcze uzyskać autoryzację kapitan Zakrzewskiej, nie miał jednak wątpliwości, że mu się to uda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz