UWAGA!

Realia uniwersum "Star Treka" zostały stworzone przez Gene'a Roddenberry'ego i wszelkie prawa do nich znajdują się obecnie w posiadaniu wytwórni Paramount Pictures.

czwartek, 7 maja 2015

LXXXVII


Kiedy doktor T’Shan weszła do ambulatorium, zastała w nim taką scenę: ojciec Maślak drzemał pod kroplówką, a na jego wydatnym brzuchu, zwinięta w kłębek jak kot, spała T’Allia, ssąc przez sen kciuk. Lekarka zabrała dziewczynkę i położyła na sąsiednim łóżku, po czym zmieniła doktor Foremną. W ambulatorium nie działo się nic nagłego, można było spokojnie posiedzieć i poczytać.
Zupełnie inaczej rzecz się miała na mostku, gdzie trwała ożywiona wymiana zdań z Enterprise. Siedząca przy konsoli komunikacyjnej Ro Laren piała ze zdenerwowania głosem tak wysokim, że aż piana występowała jej na usta i minęło sporo czasu nim zorientowała się, że rozmawia nie z żywą istotą, a z komputerem pokładowym obcego statku. Załoga hermaszowskiego mostka słuchała z zaciekawieniem ich wymiany zdań, nie próbując wtrącić się i powstrzymać lecący z obu głośników bełkot, w jaki pomału przeistoczyła się ta rozmowa. Biedna Ro Laren, której kapitan Picard polecił przekazanie Hermaszowi krótkiej informacji (prośbę o osobiste stawiennictwo na Enterprise celem odebrania rozkazów dowództwa), nie była przygotowana na słowne przepychanki z inteligencją nie tylko sztuczną, ale i złośliwą jak wszyscy diabli, która będzie w idiotyczny sposób komentować niemal każde jej słowo. Ta niekomfortowa sytuacja trwała o wiele dłużej, niż powinna, gdyż wezwana w trybie pilnym kapitan zajrzała po drodze do maszynowni. Nie miałoby to może większego znaczenia, gdyby główny inżynier nie przemówił się właśnie z profesorem Trekowskim, który przyniósł jeden ze swych aparatów z kategorycznym żądaniem, by go natychmiast naprawiono. Zdenerwowany stanem serwerów Michałow nad wyraz obrazowo wyjaśnił, gdzie profesor może sobie wsadzić zarówno aparat, jak i swoje żądanie. Będący z natury cholerykiem Dinosław Trekowski rzucił w niego zepsutym urządzeniem. Inżynier odwzajemnił mu się transformatorem, który minął o milimetry głowę profesora, za to trafił wchodzącą właśnie panią kapitan prosto w starannie zakręconą grzywkę. Zgodnie z zasadą zachowania pędu energia kinetyczna transformatora, ciśniętego mocarnym ramieniem Michałowa, musiała zostać przezeń oddana przy gwałtownym wyhamowaniu, spowodowanym napotkaniem na drodze głowy Lilianny. A że masa razy przyspieszenie to jest siła, owo zderzenie zaowocowało skutecznym załamaniem równowagi żyroskopowej apetycznego damskiego ciała, a krótko mówiąc kapitan wykopyrtnęła się jak długa, kompletnie tracąc przy tym zdolności poznawcze tudzież wokalne.
– Jezus Maria, kapitankę zabili! – rozdarł się pobożnie Andrzej Lepek, upuszczając skaner, przy którym właśnie pracowicie dłubał. Michałow wyskoczył z serwerowni, śmiertelnie przerażony efektem swej akcji.
– Lilka, no co ty, nie wygłupiaj się! – zawołał – Grzechu, dawaj bimber!
– Nieprzytomnemu nie wolno niczego wlewać do gęby
– zaprotestowała przytomnie Jolka Stern – Może się zachłysnąć i fik na tamten świat.Może wodą ja polejmy.
- Kiedy to, kuropatwo na grzance, dla mnie! Bo mnie kurwica telepie!
– Ludzie, tu działa ambulatorium
– wtrącił się Sytar, przejmując kontrolę nad ciałem Grześka – Wezwijcie ekipę medyczną, nędzne istoty, zamiast się kłócić. To może być wstrząśnienie mózgu, krwiak podpajęczynówkowy i kto tam wie co jeszcze. Nie ruszajcie jej, dopóki nie przyjadą sanitariusze i dajcie znac na mostek. Ktoś musi tu dowodzić, ktokolwiek.
Do wezwania medyków ostatecznie nie doszło, gdyż w tym właśnie momencie kapitan Zakrzewska usiadła, trzymając się za głowę i zaczęła miotać takimi przekleństwami, że nawet Michałow poczuł mimowolny szacunek. Swój monolog pani kapitan zakończyła stwierdzeniem, że główny inżynier ma natychmiast skończyć naprawę serwerów, a gdy już skończy, to ona się z nim policzy. Potem wsparła się na pomocnym ramieniu Lepka, wstała i nieco chwiejnie ruszyła do najbliższej turbowindy.
– Ta ma twardy łeb.- mruknął Trekowski, patrząc w ślad za nią.
Kapitan Zakrzewska weszła na mostek, wciąż trzymając się za głowę, na której wyrastał imponujący guz.
– Laboga, panicko, a dyć wy som ranni. – jęknął na jej widok Jasiek Gąsienica.
– Nie twój interes, Jasiu. – odparła kapitan – Grzmij do replikatora i przynieś mi gumowy worek z lodem. Co tu się dzieje?
– Bardzo przepraszam, ale pani krwawi.-
zauważył Arek z niepokojem.- Co się stało?
– Kochanek mnie pobił.-
odparła spokojnie Lilianna – Zadowolony? Hermasz, zamknij się, albo ci powyłączam obwody!
Główny komputer umilkł pokornie, a pani kapitan spojrzała na ekran główny, na kompletnie wykończoną Ro Laren.
– Przepraszam, jaka rasa? – spytała z umiarkowanym zainteresowaniem.
– Co?
– No, jaką rasę panienka reprezentuje?
– Bajor.
– O, ciekawe. Nie znam. Ma panna dla mnie jakieś wiadomości?
– Nie jestem panną, tylko chorążym.
– Orszańskim?
– Co proszę?
– Dziękuję. Dawaj chorążówna te rozkazy.
– Kapitan Picard prosił, żeby stawiła się pani na pokładzie Enterprise razem z asystą honorową.
- wyrzuciła z siebie jednym tchem Ro Laren i otarła czoło z potu.
– Na moim pokładzie nie ma ani jednej honorowej osoby, wliczając w to mnie samą. Po co kapitan Łysa Pała chce się ze mną znowu widzieć?
– Nie powiedział.
– No to powtórz mu panna chorąży, że zjawię się, gdy tylko Michałow uruchomi transportery, co pewnie nastąpi gdzieś w połowie p
rzyszłego tygodnia. No chyba żebyśmy wzięli prom... Panie Majcher, wie pan coś o promach?
Główny nawigator odwrócił się od konsoli sterów.
– Nic mi nie wiadomo o tym, żeby ucierpiały – odpowiedział – Czy każe pani przygotować któryś z nich?
– Z ust mi to wyjąłeś, a nawet nie bolało.

Krzysztof Majcher wstał, zasalutował i opuścił mostek, kierując się na pokład hangarowy. Stały tam cztery standardowe promy: Kaszpirowski, Ziobro Adama, Bracia Kaczorki i Big Cyc. Po namyśle zdecydował się wziąć ten ostatni, jako że był on poddawany niedawno szczegółowemu przeglądowi, co dawało niejaką nadzieję, że wbrew przyjętej na pokładzie Hermasza tradycji będzie jako tako działał. Tymczasem kapitan Zakrzewska, wciąż trzymając przy ciemieniu gumowy worek napełniony lodem w kostkach, wezwała kategorycznie Jaśka, Keras i R’Cera, by stawili się na stanowisku promów. Pani Zajczik bardzo się ucieszyła, że będzie mogła wykazać się jako żołnierz swojej kapitan (choć technicznie rzecz biorąc była cywilem). Jasiek oświadczył kategorycznie, że nie pójdzie bez ciupagi – a trzeba by widzieć tę jego siekierkę, wykonaną lege artis z najsolidniejszego drewna i dobrej stali. R’Cer próbował mu wyperswadować branie ze sobą tak archaicznej broni, ale nic nie wskórał, jako że Keras wzięła oczywiście bat’leth.
– Dziwcokowi wolno, a mi nie?! – wrzasnął Jasiek i w niedwuznaczny sposób zamierzył się ciupagą na Wolkanina. R’Cer uczuł się zmuszony użyć przymusu bezpośredniego, w efekcie turbowinda, która jechali, została zdemolowana, a krewkiego górala zastąpił ostatecznie Matias von Braun.

1 komentarz:

  1. Kurczę pieczone, nie spodziewałem się nowego odcinka tak szybko! Dialogi, powiem Ci, sam cymes! Opisy, oczywiście, też nie od macochy, szczególnie awantura z ciskaniem przedmiotów, kłótnia chorążej Laren z Hermaszem, podmianka w składzie delegacji. Czyli musiałbym zacytować całość, więc może tu przerwę. No i "chorąży orszański"! Chapeau bas!

    OdpowiedzUsuń