UWAGA!

Realia uniwersum "Star Treka" zostały stworzone przez Gene'a Roddenberry'ego i wszelkie prawa do nich znajdują się obecnie w posiadaniu wytwórni Paramount Pictures.

piątek, 14 września 2012

XXIX


Akcja przeniesienia tribbli odbyła się sprawnie i stacja K7 mogła wreszcie odetchnąć. Co prawda komendant miał pewne obiekcje ze względu na panią kapitan, ale ta niczym się nie przejmowała. Nie bała się ani dowództwa Floty, ani ekologów, którzy jakoś nie spieszyli się ze znalezieniem tribblom nowego domu. Ratowanie zwierzątek nie wchodziło co prawda w zakres jej obowiązków, ale też Lilianna podchodziła do tego „zakresu” w sposób wyjątkowo lekki i nie miała zamiaru nikomu się tłumaczyć.
Na skutki oczyszczenia K7 nie trzeba było długo czekać. Kiedy Hermasz znajdował się w drodze na L304, szef ekologów Lavenya dowiedział się o wszystkim i wysłał Liliannie żądanie oddania tribbli odpowiednim służbom. Pani kapitan, jak zawsze lakoniczna, odpisała:

Drogi panie Lavenya, idź pan do....
Z wyrazami szacunku kpt Lilianna Zakrzewska


Odpowiedni raport, razem z tym listem, został przesłany do dowództwa Floty, które zażądało od Lilianny wyjaśnień, czemu działała bez rozkazu. Ta w odpowiedzi zredagowała list, który brzmiał tak:
Do sztabu Gwiezdnej Floty
W/M
Po pierwsze, tribble zakłócały pracę stacji K7 i powodowały narażenie na niebezpieczeństwo przelatujące statki.
Po drugie, wyznaczeni do rozwiązania problemu naukowcy zajmowali się wszystkim, tylko nie tym, by znaleźć tym stworzeniom nowy dom.
Po trzecie, nie zwykłam zostawiać ludzi w potrzebie.
I po czwarte, nie było rozkazu, by załatwić sprawę, ale nie było też oficjalnego zakazu akcji. Dixi.

(Tu następował zamaszysty podpis).


Ten list wywołał niewielkie zamieszanie, ale pod względem logicznym niczego nie można było mu zarzucić. Nie był też sformułowany w sposób naruszający standardy Floty, choć jego treść kłóciła się nieco z przyjętymi normami.
- Nic nie zamierzacie zrobić? – zdenerwował się Lavenya, gdy mu to uświadomiono.
- A czego pan oczekuje? – spytał rzeczowo admirał Shenha, starszy Andorianin, który dostał miejsce w dowództwie Floty po tym, jak został ciężko ranny w walce i nie mógł już służyć w Gwardii Imperialnej – Miał pan prawie dwa lata na załatwienie sprawy tribbli, i nic pan nie zrobił. Kapitan Zak wystarczył kwadrans, by znaleźć rozwiązanie.
- Ale to jest głupie rozwiązanie! Na tej planecie żyją groźne drapieżniki...!
- I o to chodzi. Tribble muszą mieszkać tam, gdzie mają naturalnych wrogów. Zresztą już zdecydowałem.

W stowarzyszeniu ekologów zawrzało. Od razu zawiązały się dwie komisje, jeden zespół śledczy i jeden zespół muzyczny, który miał rozpowszechniać protest songi w obronie tribbli. Zaskarżono też decyzję admirała do samego prezydenta Federacji, ale nim nadeszła odpowiedź, Hermasz dotarł spokojnie do L304 i wypuścił tam swój żywy ładunek. Tym samym cały spór stał się akademicki, zaś ekolodzy zostali, jak się obrazowo wyraził Krzysztof Majcher, „z ręką w nocniku po łokieć”.
- Ciekawe, co oni robili przez te dwa lata, ale tak naprawdę. – zastanowił się, gdy statek powoli wracał na pierwotny kurs, a część załogi z nim i kapitan Zakrzewską na czele jadła obiad.
- Warto by to zbadać. Pani Michałow! – zawołała Lilianna. Allandra, która właśnie przyszła do mesy, podeszła stolika kapitana.
- Słucham.
- Będzie pani przewodniczącą komisji śledczej d/s zespołu ekologów. Trzeba psychologa, by rozstrzygnął co ich tak opóźniało. Dobrowolnie prawdy i tak nie powiedzą.
- Jak pani każe
– odparła żona Michałowa dość obojętnie - Ale bez żadnego śledztwa mogę powiedzieć, że załatwiali w tym czasie prywatne interesy. Muszę tylko dowiedzieć się, jakie.
- Powodzenia. A na obiad radzę wziąć klopsy, są wyśmienite.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz