UWAGA!

Realia uniwersum "Star Treka" zostały stworzone przez Gene'a Roddenberry'ego i wszelkie prawa do nich znajdują się obecnie w posiadaniu wytwórni Paramount Pictures.

wtorek, 18 września 2012

XXX

Ojciec Maślak siedział w kaplicy i oddawał się ponurym rozważaniom na temat duchowej przyszłości załogi Hermasza.
- Marność nad marnościami i wszystko marność – narzekał gorzko – Troszczą się o swoje ciała, dogadzają im wszelkimi sposobami, a o zbawieniu duszy żadne z nich nie myśli. Gdyby nie ja, byliby zgubieni bez ratunku. Ale czy ktoś jest mi jakoś wdzięczny? Akurat. Mówią, że jestem im potrzebny jak kotu drugi ogon i tak też mnie traktują. Niewdzięczna banda. A ja tyle dla nich zrobiłem....
Rozgoryczenie poczciwego kapelana miało jak najbardziej prozaiczne podłoże. Akurat tego dnia wypadały jego urodziny, a wyglądało na to, że nikt o tym nie pamięta. Tego, że po prostu nikt mógł o tym nie wiedzieć, bo ludzie mieli poważniejsze sprawy na głowie, Maślak po prostu nie brał pod uwagę i nie przyszło by mu to do głowy nawet na sądzie ostatecznym. Tymczasem prawda była taka, że nie pamiętała o tym nawet siostra Ofelia, zajęta kółkiem katechetycznym i nawracaniem pani Zajczikowej. Keras była twardym orzechem do zgryzienia, choć nie brakowało jej chęci, by zrozumieć stanowisko dziwnie ubranej Ziemianki, która najwyraźniej cieszyła się na tym statku dużym szacunkiem. Młoda Klingonka szybko uznała załogę Hermasza za swoja drugą rodzinę i, co bardzo ciekawe, było to uczucie odwzajemnione. Zadziorna Amazonka przebojem zdobyła sympatię zarówno mężczyzn, jak i kobiet, a nawet główny komputer po jakimś czasie uznał ją za „jedną ze swoich”.
- Ryzyk fizyk, może być z niej fajna kumpelka. – oświadczył z przekonaniem, gdy kapitan Zakrzewska poprosiła go o raport z inwigilacji.
Jedynie ojciec Maślak nie przepadał za „tą poganką” i dawał wyraz swoim wątpliwościom co do jej osoby, gdy go pytano i gdy go nie pytano. Teraz jednak miał inne zmartwienie, być może dziecinne i mało ważne, ale tkwiło w nim i nie pozwalało mu myśleć o czymś innym. Siostra zawsze pamiętała o jego urodzinach, parafianie też, a tu nagle wszyscy o nim zapomnieli, jak by nie istniał.
- Idę na mostek – zdecydował wreszcie – Może tam trochę się rozerwę.
Tymczasem na mostku wszyscy mieli co innego na głowie niż kalendarz rocznicowy. Na głównym ekranie lśniła formacja mgławicopodobna, jakiej dotąd jeszcze nie widzieli: była niemal idealnie okrągła, pusta w środku, a na obrzeżach postrzępiona. Falujące płomyki mieniły się czerwienią, błękitem, zielenią i złotem.
- Jak myślicie, co to może być? – spytała wreszcie Lilianna.
- Brak danych – odparł R’Cer – Nie wiem, jak zakwalifikować to zjawisko.
- Ja tym bardziej nie wiem –
przyłączył się do niego Jędrek Karpiel – Jakoś mi się to nie podoba.
- Mnie też nie. Zawracamy –
zdecydowała kapitan – Panie Czerep, cała wstecz.
Sternik szarpał się przez chwilę ze swą konsolą, po czym zawołał rozpaczliwie:
– Melduję pokornie, że nie można! Statek nie słucha steru!
– Hermasz, co z tobą?!
– krzyknęła Lilianna.
– Nie wiem, królewno! To coś mnie wciąga! – odpowiedział główny komputer z nutką paniki.
Mówił prawdę. Statek przyspieszał, mimo że obaj piloci hamowali, ile się dało, a zawiadomiona przez dyżurnego Stelmacha maszynownia dała wsteczny ciąg.
- Kurza twarz, co to jest?! – kapitan dopadła do panelu sterów i sama sprawdziła wszystkie odczyty – Psiakrew, nic z tego! Hermasz, nie możesz czegoś zrobić?
– Gdybym mógł, to bym zrobił, królowo! Nie chcę umierać!
– Kto ci tam każe umierać... Wszystkie odczyty w normie, tylko to przeklęte przyspieszenie....
– Kuźwa, niech pani patrzy!
– jęknął Józek Stelmach, wskazując drżącym palcem na przedni ekran
Formacja rosła i rozciągała swe falujące brzegi niczym macki, a jej wnętrze – teraz to widzieli – było niczym ciało doskonale czarne, gotowe połknąć wszystko, co tylko się zbliży. Był to widok tyleż fascynujący co przerażający.
– Pokój wam dzieci, co się...? – spytał pogodnie ojciec Maślak, wchodząc na mostek i zatrzymał się jak rażony piorunem – Co to jest?!
– Paszcza piekielna.
– poinformował go poniekąd spokojnie Czerep. Kapitan trzepnęła go po karku.
- Nie wiemy, co to, ojcze, ale wygląda na to, że mamy kłopoty. Mógłby ojciec wyciągnąć nas z tego modlitwą?
– Bez głupstw, moja córko! Wydaj jakiś rozkaz albo co...!

Dalszą rozmowę uniemożliwił narastający przeraźliwy gwizd. To amortyzatory przeciwprzeciążeniowe dawały znać, że już nie wyrabiają.
– Do k... nędzy, wyłączam ciąg wsteczny, bo reaktor szlag trafi! – wrzasnął przez głośnik Karol Michałow.
- Zezwalam! - ryknęła do mikrofonu Lilianna. W następnej sekundzie Hermasz fiknął kozła i wystrzelił niczym z procy, kierując się wprost w paszczę olbrzymiego molocha. Jeszcze moment i gęsta ciemność zamknęła się za polskim statkiem, wymazując go z mapy galaktyki.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz