UWAGA!

Realia uniwersum "Star Treka" zostały stworzone przez Gene'a Roddenberry'ego i wszelkie prawa do nich znajdują się obecnie w posiadaniu wytwórni Paramount Pictures.

poniedziałek, 10 września 2012

XXVIII

R’Cer jak zwykle nie potrafił zrozumieć, co planuje jego kapitan. Nie bardzo umiał „czytać między wierszami”, a Lilianna rzadko kiedy mówiła wprost.
- Co pani chce zrobić? – spytał – Nie można wypuścić tych stworzeń na planecie, na której zakłócą ekosystem i zagrożą miejscowej faunie.
- Wybić do ostatniego te... to jedyne wyjście!
– Keras zamierzyła się bat’lethem na najbliższego tribble’a, jakby chciała od razu wprowadzić swe słowa w czyn, ale Allandra chwyciła ją za rękę.
- Przemoc niczego nie rozwiązuje. – powiedziała karcąco.
- A to dlaczego? – zdziwiła się Klingonka – Przecież to najprostsza droga do celu. Wytępić te paskudztwa, póki jeszcze nie opanowały całej galaktyki!
- Cisza! Wszyscy Klingoni milczeć!
– krzyknęła gniewnie Lilianna – Wolkanie też, bo ja przestanę być miła. Tak się składa, że znam odpowiednią planetę. Serce mnie boli, ze trzeba tam porzucić takie słodkie stworzenia, ale to najlepsze rozwiązania.
- Jaka to planeta?
– spytał komandor Rockledge głosem, w którym nie było żadnej nadziei.
- Oznaczona jest jako... L304.
- Pani kapitan
– przerwał jej R’Cer nie bacząc na to, że łamie wyraźny rozkaz –L304 leży pod niestabilną gwiazdą i zamieszkują ją nietoperze piaskowe...
Kapitan rzuciła mu ostre spojrzenie i Wolkanin zamilkł.
- Wiem – powiedziała – Tylko ze ta niestabilność jest mocno dyskusyjna, a piaskowe nietoperze świetnie się nadają na wrogów naszych tribbli. Żywią się stworzeniami właśnie tej wielkości. Ponadto na planecie jest mnóstwo żarcia, więc maleństwa z głodu nie pozdychają.
- Taka samowolka ściągnie na panią kłopoty – ostrzegł ją komandor dla porządku, ale jego oczy aż pojaśniały na myśl o pozbyciu się nieproszonych gości. Lilianna wzruszyła pogardliwie ramionami.
- Pan zda się na mnie. R’Cer i pani Michałow, proszę tu zostać.– mruknęła i wyszła z biura, a za nią ziejąca wściekłością Keras.
Po drodze do hali transportu kapitan Zakrzewska przypomniała sobie wszystko, co słyszała o sprawie z tribblami i coś ją uderzyło.
- Keras, czy ty wiesz, co tu się działo podczas historii z własnością planety Shermana? – spytała wreszcie.
- Tyle tylko, że kapitan Kahless miał tu starcie z kapitanem Kirkiem, a wszystko skomplikowały te małe obrzydlistwa. – warknęła Klingonka. Czuła się wyraźnie źle w tym miejscu, a napotkane tribble umykały spod jej nóg z rozpaczliwym ćwierkotaniem.
- Taaak... podobno przywiózł je tu Cyrano Jones, pokątny handlarz.
- Owszem. Kirk w ramach kary kazał mu zostać na stacji i zająć się oczyszczeniem jej z tego obrzydlistwa. Widzisz kobieto, jak się wywiązał.
- Zastanawia mnie, czemu nie użył po prostu transportera.
- Pewnie nie chciał utykać się potem z takim ładunkiem po galaktyce.

Lilianna pokiwała głową. Ucieczka Cyrano Jonesa jej nie dziwiła, bardziej postawa Jamesa Kirka, który uwierzył że jego rozkaz zatrzyma tego krętacza na stacji. To rzeczywiście było bezmyślne.
- Keras, jakim cudem te pieszczoszki zagroziły Imperium Klingonu? – spytała, wchodząc na platformę.
- Wszystko zżerały i mnożyły się jak nakręcone – odparła jej towarzyszka – Cudem się ich pozbyliśmy, ale jak widać nie do końca.
Wyglądała na bardzo zbolałą tym faktem. To, że kapitan Zakrzewska nie miała zamiaru wybić stada, które opanowało stację K7, wydawało się jej nie tylko dziwne, ale i nieskończenie idiotyczne. Widocznie mała Polka umiała zdobyć sobie posłuch u członków załogi bez względu na ich rasę, skoro Klingonka z krwi i kości słuchała jej rozkazów, zamiast kłócić się z nią ząb za ząb.
Znalazłszy się na pokładzie Lilianna przede wszystkim nakazała dokładne opancerzenie jednej z ładowni. Dopiero potem poleciła ściągnąć na statek wszystkie tribble w zasięgu promienia transportera.
- A to się Jasiek ucieszy. – zachichotał technik Lalewicz usłyszawszy ten rozkaz.
- Ja mu pokażę cieszenie. Nikt nie ma prawa wchodzić do tej ładowni, a pilnować jej trzeba dzień i noc na wszelkie sposoby. Pełny monitoring, bo jak się nam rozlezą, to popamiętamy ruski miesiąc.
- Zawsze można wyrzucić je w próżnię. – warknęła Keras.
- Spróbuj, a wylecisz za nimi – zagroziła jej kapitan – I to bez względu na zdanie Zajczika. Lalunia, działaj. Ja idę dowiedzieć się, jakich szkód narobiła nam ta strzelanina.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz