UWAGA!

Realia uniwersum "Star Treka" zostały stworzone przez Gene'a Roddenberry'ego i wszelkie prawa do nich znajdują się obecnie w posiadaniu wytwórni Paramount Pictures.

środa, 5 września 2012

XXVII

Gdy delegacja załogi Hermasza znalazła się na stacji K-7, uderzył ją przede wszystkim dziwny zapach, wypełniający to miejsce.
- Nie chcę być niemiła, ale naukowo mówiąc tu śmierdzi - stwierdziła Allandra Michałow.
Technik transportu, o twarzy naznaczonej jakimiś ciężkimi przeżyciami, wzruszył ramionami.
- A jak ma nie śmierdzieć? - rzucił enigmatycznie i wyłączył transporter - Jeśli panie... i pan... do komendanta, to za drzwiami korytarzem na lewo.
- Hm -
mruknęła kapitan Zakrzewska, ruszając we wskazanym kierunku - Jakiś mało komunikatywny ten facet...
Zakończyła swe zdanie nieartykułowanym piskiem, bowiem tuż za drzwiami spadł jej na kark duży, puchaty i nad wyraz komunikatywny stworek. Keras wydała okrzyk obrzydzenia i odskoczyła.
- Paskudztwo! Tribble! - wrzasnęła - Zabić to!
- Takiego słodziaka?
- zdziwiła się Allandra i ze stoickim spokojem pogłaskała podanego jej przez Liliannę stworka. Ten zaczął od razu intensywnie mruczeć.
- To potwór! One omal nie zniszczyły Imperium! - upierała się Keras, ozdabiając te proste zdania całymi wiązankami bardzo skomplikowanych przekleństw. Tribble widać ją zwęszył, bo zaczął nagle głośno terkotać.
- Widzi pani? Wystraszyła pani to maleństwo.
- A skąd, one tak na nas reagują!
- Dziwi się pani?
- Patrz lepiej, ile ich tu jest, kobieto! To prawdziwa inwazja szkodników!
- Panie drogie, mordy w kubeł
- przerwała tę ożywioną rozmowę Lilianna - Jesteśmy tu gośćmi i nie możemy wydziwiać... choć z drugiej znów strony, rzeczywiście tak jakby przydużo tych futrzanych bobków.
To stwierdzenie było stanowczo zbyt łagodne. Tribble znajdowały się dosłownie wszędzie - po kątach, na wszystkim, co wznosiło się nad podłogą, ze szczególnym uwzględnieniem krzeseł i ławek, spadały z rur wentylacyjnych i gzymsów, co krok można było na któregoś wejść. Na widok Klingonki wszystkie wybuchały spanikowanym terkotem i odtaczały się w jakieś w miarę bezpieczne miejsce. Keras klęła przez cały czas, nawet nie usiłując ukryć wstrętu, jakim napawały ją te stworzenia. Allandra Michałow nie podzielała jej abominacji, ale widać było, że ten "nadmiar szczęścia" na nią też działa jakoś deprymująco. R'Cer rozsądnie milczał, woląc się nie wypowiadać.
W biurze komendanta stacji także - jakby inaczej - roiło się od tribbli. Siedziały na krzesłach, na biurku, na szafkach, w doniczce ze sztuczną palmą i na samym komandorze Rockledge'u, który ze zrezygnowaną miną trwał na swym posterunku niczym posąg pokonanego gladiatora.
- Witam - powiedziała kapitan Zakrzewska przekraczając próg - Chyba trochę pan przesadził w tej zoofilii.
Rockledge westchnął.
- A co mam robić? - wyrzucił z siebie - Cyrano Jones miał oczyścić stację z tych stworzeń, ale uciekł. Specjaliści od ekologii kosmicznej drugi rok szukają planety z odpowiednim ekosystemem, w którym będzie dość pożywienia i odpowiednia ilość naturalnych wrogów tych stworzeń. Oni szukają, a my się męczymy jak jasna cholera, bo zabroniono nam krzywdzić te zwierzaki. Powołano nawet organizację TOT!
- Ki diabeł TOT?
- zainteresowała się uprzejmie pani Michałow.
- Towarzystwo Opieki nad Tribblami.
- Co?! Opieka nad tymi szkodnikami?! PetaQ, który to wymyślił, ma baktag zamiast mózgu! ghuy'cha'!
- wrzasnęła Keras, z obrzydzeniem strzepując z siebie jakiegoś wyjątkowo śmiałego osobnika.
- Że to szkodniki, to nie musi mi pani mówić. My tu wszyscy zamykamy jedzenie w metalowych pojemnikach, a i to nie zawsze pomaga. Przynajmniej jednak ograniczyliśmy w ten sposób ich rozród. Popsuły nam wszystkie replikatory, zanieczyściły zbiorniki z wodą i regularnie zapychają wentylację. To dlatego poprzedni komendant podał sie do dymisji, a barman zamknął swój lokal i wyjechał. One nas zrujnowały.
R'Cer uniósł arystokratycznie brwi i odsunął na bok tribble'a, który właśnie przymilał się do jego lewej stopy.
- Co to ma do ostrzelania naszego statku? - spytał chłodno i rzeczowo.
- Ma. One uszkodziły układy celownicze i namiarowe. Naprawiamy to, ale one znowu uszkadzają i tak w kółko. Najgorsza ta ich sierść, wszędzie jej pełno i psuje nam komputery. Wybaczcie te strzały, naprawdę to nie nasza wina. Mam nadzieję, że nie narobiły większych szkód.
Kapitan Zakrzewska wzruszyła ramionami, po czym zdjęła jednego tribble'a z biurka i przez chwilę przyglądała mu się w zamyśleniu.
- Na mojej ulicy mieszkała kobieta, która w podobny sposób kolekcjonowała koty - mruknęła wreszcie, a na głos dodała - Panie komandorze, jak znam urzędasów, to nie znajdą tej planety przez następne dziesięć lat. Jednak, na pana szczęście, Polak potrafi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz