UWAGA!

Realia uniwersum "Star Treka" zostały stworzone przez Gene'a Roddenberry'ego i wszelkie prawa do nich znajdują się obecnie w posiadaniu wytwórni Paramount Pictures.

sobota, 9 czerwca 2012

I.

Dwóch wykładowców szło przez park, otaczający od zachodniej strony Akademię Gwiezdnej Floty. Jeden z nich był starszym Wolkaninem o włosach przyprószonych siwizną i godnej postawie, drugi ruchliwym, okrągłym jak pączek w maśle Ziemianinem z pyzatymi policzkami i sporą łysiną. Obaj byli w galowych mundurach, wracali bowiem z uroczystości zakończenia roku szkolnego i wypuszczenia kolejnych absolwentów na szerokie wody.
- Młode kadry popisały się, aż miło – mówił Ziemianin z entuzjazmem – Jeszcze nigdy nie było tak wysokiej średniej, prawda, profesorze Skal?
- Ziemian łatwo uszczęśliwić
– rzekł sucho Wolkanin – Co prawda poziom nieco się podniósł, ale nadal pozostaje niezadowalający. Gdyby nie tak niepewne czasy, ja nigdy nie podpisałbym się pod ich dyplomami. Nie, panie Randall, zdecydowanie nie podzielam pana zachwytów.
- Wy Wolkanie jesteście takimi perfekcjonistami
- roześmiał się Randall i przystanął – A tam co się dzieje?
Gdzieś z boku niósł się nie tyle śpiew, co ryk z kilkudziesięciu gardeł:
-
Obok orła znak Pogoni
Poszli nasi w bój bez broni...!
- Ach, to ta polska załoga świętuje uzyskanie certyfikatów
– powiedział Wolkanin z widoczną dezaprobatą – Całe grono pedagogiczne tak bardzo chciało się ich pozbyć, że podpisali by w tym celu nie tylko certyfikaty, ale i zrzeczenie praw majątkowych.
- Niechże pan nie będzie niesprawiedliwy, Skal... Oni naprawdę ciężko pracowali i nawet zawiesili działalność rozrywkową.
- Pomijając takie drobiazgi jak sztuczne karaluchy w jadalni czy proszek na swędzenie, którym posypali ręczniki.
- Drobiazgi, sam pan powiedział. Jak dla nich to było naprawdę wielkie wyrzeczenie.

Profesor Skal wyglądał tak, jakby miał wzruszyć ramionami i powstrzymał się od tego jedynie siłą woli. Miał swoje zdanie na temat polskiej załogi i wyrażał je bez osłonek, ale teraz nie miało to już znaczenia. Ci ludzie odchodzili i tylko to się liczyło.
Obaj wykładowcy podeszli bliżej. Od strony akademika nadbiegła lekkim krokiem młoda blondynka z długim warkoczem, ubrana w zmodyfikowany mundur Gwiezdnej Floty. Kapitan Zakrzewska, której nazwiska nikt poza \Wolkanami nie umiał wymówić. Na jej widok śpiew przerodził się w nieartykułowany wrzask.
- Cisza, bando niedojdów! – zawołała kapitan wskakując na odwrócona do góry dnem beczkę po piwie – Co to ma znaczyć?!
- Nic takiego, kapitanko!
- No to uwaga! Nadszedł kres naszej niewoli! Odlatujemy za ostateczną granicę i tam dalej! Wyruszamy w kolejną misję, co należy się nam, że tak powiem, jak psu zupa. Wszyscy uczciwie przepracowaliśmy ten rok i nawet zawiesiliśmy działalność rozrywkową, co było wielkim wyrzeczeniem z naszej strony. Gwiezdna Flota postanowiła zatrzymać nas w służbie, co jej się mocno opłaci, bo jak słusznie śpiewaliście, historycznie rzecz biorąc możemy iść w bój bez broni!
- Tak jest!
- Pytam więc was, łobuzy nędzne, mizerne: dojrzeliście?!
- Dojrzeliśmy!
– odpowiedział jej zgodny krzyk.
- Głośniej!
- Dojrzeliśmy!
- Nie słyszę!
- Doj-rze-li-śmy!!!!
- No to spadamy! Ustawić się czwórkami i za mną!
Kapitan zeskoczyła z beczki i ruszyła raźnym krokiem w stronę lądowiska, a za nią czwórkową kolumna szła jej załoga, śpiewając tak, że słychać ich chyba było nawet na dalekich przedmieściach:
-
Piąty raz dojrzały wiśnie i maliny
Czy też nas poznają panny i dziewczyny?
Bośmy poszli cicho, a wracamy głośno
Bo nam dziś u ramion karabiny rosną!!!
- Co mają do tego wiśnie i maliny? – spytał Skal z zdumieniem. Randall wzruszył ramionami.
- Pojęcia nie mam.
- Skąd oni biorą te idiotyczne piosenki?
- Kto ich tam wie. W każdym razie umieją się bawić, nieprawdaż?
- W najwyższym stopniu nieodpowiedzialnie.
- Czy słyszał pan, w jaki sposób panna Zakrzewska rozwiązała test Kobayashi Maru?
- Złamała go?!
- Nie, gdzie tam. W dziejach Akademii udało się to tylko kadetowi Kirkowi. Wszelako rozwiązanie kapitan Zakrzewskiej było... pamiętne.
- Co zrobiła?
- Skierowała swój statek kursem kolizyjnym na okręt dowodzenia klingońskiej floty. Gdyby to nie był test a rzeczywista sytuacja, zginęliby wszyscy, ale prawdopodobnie zabraliby ze sobą nie tylko klingońskie dowództwo, ale i kilka najbliższych Warbirdów. Fala uderzeniowa dosięgłaby, według moich obliczeń, co najmniej cztery krążowniki i sparaliżowała prawie wszystkie pozostałe. Kobayashi Maru, choć uszkodzony, miałby szansę uciec.
- Osobliwe. Wie pan, gdzie ich posyłają?
- Pytałem w dowództwie. Admirał Cormack odpowiedział mi: „Byle dalej stąd”.
Skal lekko chrząknął, ale nie skomentował tej informacji. Nie wymagała zresztą komentarza z jego strony.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz