UWAGA!

Realia uniwersum "Star Treka" zostały stworzone przez Gene'a Roddenberry'ego i wszelkie prawa do nich znajdują się obecnie w posiadaniu wytwórni Paramount Pictures.

wtorek, 12 czerwca 2012

II.


Czas spędzony w Akademii wydawał się teraz polskiej załodze snem – może niezbyt przyjemnym, ale takim, który wreszcie się skończył. Nie brakowało wśród nich prawie nikogo. Główny inżynier Karol Michałow, który stanowczo odmówił poddania się drylowi i spędził ten czas, jak sam chciał, też został dopuszczony do lotu, mimo obiekcji sztabu, gdyż tylko on znał się na silnikach Hermasza. Tak więc, choć inżynier gwizdał sobie na wyrok sądu, nic mu nie zrobiono.
Nawet doktor T’Shan była już na miejscu razem ze swą córeczką. Co prawda dowództwo delikatnie wyraziło swe zdziwienie tym, że ma zamiar razem z dzieckiem uczestniczyć w dalszych wojażach i zaproponowało stanowisko w pionie szkoleniowym Akademii, ale pani doktor mruknęła jedynie w odpowiedzi coś po polsku. Nikt nie wiedział co, bo żaden translator nie chciał tego przełożyć na angielski, ale Lolita Niemogę, która towarzysząc swej szefowej była świadkiem tej sceny, skręciła się z powstrzymywanego śmiechu.

- Co ona powiedziała? – zapytał ją komodor Krasnovsky, gdy lekarka wyszła.
- Nie powinnam.
- To rozkaz, chorąży.
- A więc... z przeproszeniem wyższych szarż... pani doktor określiła, w co można wam wszystkim zaimplantować pewną bardzo osobistą część ciała.
Rozszyfrowanie tej eleganckiej abrakadabry zajęło oficerom kilka minut, tak że Lolita zdążyła wybiec.

Doktor M’Benga postanowił ostatecznie nie wracać na pokład Hermasza, ale Jakub Żmijewski nie zawiódł. Zjawił się w ambulatorium razem ze świeżo poślubioną żoną, Zośką Foremną, wojującą feministką, do tego stopnia wyzwoloną, że nie chciała po ślubie przyjąć nazwiska męża. Obaj sanitariusze już na nich czekali, robiąc pod okiem T’Shan spis wszystkich instrumentów. Lolita zajmowała się zabawianiem małej T’Allii . Dziewczynka miała już dwa lata i, jak przystało na małą Wolkankę, pod wieloma względami dorównywała w rozwoju ziemskim pięciolatkom. Mówiła pełnymi zdaniami, liczyła do stu i pisała pierwsze litery, ale była za to dużo bardziej rozbrykana niż jej rówieśnicy wychowywani na Vulcanie. Doktor T’Shan postanowiła, że jej córeczka będzie łączyć w sobie to, co najwartościowsze w dwóch światach i zdecydowała się nauczyć ją ziemskiej radości, nim przyjdzie czas, by poznała wolkańską logikę.

Technik przesyłu Lalewicz musiał pracować bez przerwy całe piętnaście godzin, nim ściągnął na pokład całą załogę. Dwa razy zawieszał się komputer transportera, a raz wysiadło cale ogniwo zasilające, ale w końcu zadanie zostało wykonane. Załoga była w komplecie. Nie zabrakło nawet Miśka, który – zmaterializowany na platformie – otrząsnął się, szczeknął radośnie i wspiąwszy się na łapy przeszorował różowym ozorem po twarzy Lalewicza.

- Sie masz, psi synu. – powiedział technik serdecznie, po czym z westchnieniem ulgi opadł na swoje krzesło. Teraz już mógł bez przeszkód poświęcić się lekturze.
Tymczasem reszta załogi rozbiegła się po statku, przypominając sobie stare kąty. Każdy nowy element wywoływał oburzenie, kilku załogantów z miejsca wszczęło kłótnię o to, gdzie kto spał, a w jednym z przedziałów doszło nawet do bójki, szybko i sprawnie zlikwidowanej przez ochronę. Maura Gwizdak zaokrętowała się jako pierwsza i jej ludzie patrolowali sumiennie statek. Póki co znaleźli niewiele – pijanego w trupa dokera za skrzyniami w ładowni i mysie gniazdo pod jedną z konsol. O ile z dokerem nie było problemu – szybko pozbyto się go ze statku – o tyle mysie gniazdo przysporzyło sporo kontrowersji. Kapitan Zakrzewska powiedziała kategoryczne, że nie wolno go ruszać, póki mysięta nie podrosną. Karol Michałow stwierdził, że skoro tak, to on nie bierze odpowiedzialności za całość delikatniejszych urządzeń. To wywołało burzliwą dyskusję na temat mysich obyczajów, kwestii priorytetów i w końcu dział przyrodniczy zabrał mysz razem z gniazdem do oranżerii w pojemniku opryskanym preparatem H-5, zapobiegającym u gryzoni reakcjom nerwowym. Tym razem tez podziałał – myszka zachowywała się, jakby nigdy nic i bez kaprysów zaakceptowała obszerne terrarium, które dla niej naprędce urządzono.

- Tyle zachodu z powodu tych szkodników... – mruczała dr T’Shan, ale głośno nie zaprotestowała. Chociaż nieco złagodniała, nadal nie widziała sensu w trzymaniu takich stworzeń jako domowych ulubieńców.
- Daj spokój, koleżanko – powiedział wesoło doktor Żmijewski – I tak dobra połowa zwierzyńca tym razem zostanie na Ziemi, więc wyjdziemy na swoje. Pamiętasz pierwszy rejs? Dziada z baba nam tu tylko brakowało, a i to nie na pewno.
- Proszę mi tego nie przypominać.
T'Shan wzięła córeczkę na ręce i wyszła z ambulatorium godnym krokiem. Po chwili na korytarzu rozległo się basowe „Wow!” i entuzjastyczny pisk T’Allii.
- Niech ktoś zabierze tego niedźwiedzia! – wrzasnęła oburzona lekarka, aż Lolita Niemogę parsknęła śmiechem.
- Ona zawsze taka? – spytała z niezadowoleniem Zośka Foremna.
- Od urodzenia. – poinformowała ją ochoczo Lolita – Nie lubi zwierząt i boi się ich. Ale reszta z nas jest całkiem w porządku, pani doktor.

4 komentarze: