UWAGA!

Realia uniwersum "Star Treka" zostały stworzone przez Gene'a Roddenberry'ego i wszelkie prawa do nich znajdują się obecnie w posiadaniu wytwórni Paramount Pictures.

niedziela, 12 sierpnia 2012

XXI.


Naprawy trwały cały tydzień. Przez ten czas kapitan Zakrzewska przeglądała akta załogi, ze szczególnym uwzględnieniem komandora Sevyra. Usiłowała znaleźć jakiś punkt zaczepienia, ale jedyne, co odkryła, to jedno wątpliwe miejsce. Wyglądało on tak, jakby ktoś usunął stamtąd część pliku, i widać to było dopiero po oczyszczeniu zapisu i przepuszczeniu go przez oscylator. To było za mało, ale stanowiło punkt zaczepienia.
- Sama nie wiem... spróbuję. – powiedziała doktor Lemowa, szefowa działu przetwarzania danych, gdy kapitan przesłała jej akta – To będzie wymagało dużo pracy i nie ręczę za rezultat.
- Przynajmniej niech pani spróbuje. To ważne, bo jeśli ja nie rozwikłam tej sprawy, to Wolkanie zjedzą Józka w szarym sosie.
- A co im zawinił ten osioł?
- Nic. Ale jak mają do wyboru jego i jednego ze swoich, to już sama pani rozumie
.
Lemowa kiwnęła głowa ze zrozumieniem i odmeldowała się, a kapitan Zakrzewska zażądała połączenia z dowództwem. Wolkańska oficer łączności wypełniła rozkaz, choć widać było po jej minie, że wolałaby być gdzie indziej. Załoga Kirshary uważała samą obecność Ziemianki na pokładzie za rzecz wysoce naganną, a już to, że samowolnie przejęła dowodzenie, wręcz za coś w rodzaju świętokradztwa. Jednak nie można było nic na to poradzić. Dowództwo Gwiezdnej Floty odpowiedziało na skargę oficerów Vandika i Segala krótko – do czasu zakończenia napraw rozkazy wydaje ziemska kapitan, potem dowodzenie przejmuje pierwszy oficer i kieruje statek na Vulcan.
- Mina Józka, gdy to usłyszał... bezcenna. – zakończyła swą relację Lilianna podczas wspólnego obiadu z Michałowem.
- Nie dziwię mu się. To fajny chłopak, dobry inżynier, ale żaden oficer – Karol nabrał pełną łyżkę jakiegoś warzywnego specjału i przełknął bez gryzienia – Jeśli oni tak jedzą na co dzień, to nic dziwnego, że są stale obrażeni na cały świat. Wracając do Józka, nie możemy go tu zostawić.
- Co pan proponuje?
- Wymienimy go. Jurgen pali się do dowodzenia, a jego niemiecki ordnung pewnie spodoba się spiczastouchym. Józek tu nie pasuje, sama pani widzi.
- Widzę. Na razie niech mu pan nie robi nadziei, pogadam ze sztabem. Jeśli jest taka możliwość, zabierzemy go ze sobą. A jak naprawy? Długo to jeszcze potrwa?
- Robimy ostatnie drobiazgi. Może jutro będziemy gotowi. Sam chciałbym jak najszybciej stąd zniknąć, bo inaczej skończy się tak, że sfiksuję. Oni są kompletnie pomyleni, nasz R’Cer to przy nich niewinne jagniątko, a doktorka to już w ogóle.

Lilianna stłumiła uśmiech. Wiedziała dobrze, jak trudno Michałowowi współpracować z wolkańskimi technikami, którzy nie rozumieli większości jego poleceń. Polski inżynier mówił zazwyczaj gwarą, i to dość wulgarną, więc translatory zacinały się lub tłumaczyły błędnie, a jego angielski był taki, że już lepiej było pozostać przy polskim. Jeden z techników wybrał się nawet do kapitan Zakrzewskiej z prośbą, by zmienić Michałowa na kogoś innego, ale usłyszał jedynie cierpką uwagę, że ktoś inny nie doprowadzi silników do porządku, więc niech nie kapryszą jak primadonny Drogi Mlecznej. Technik nie zrozumiał co prawda, o co chodzi młodej Ziemiance w tej przenośni, ale pojął, że nie było nic pochlebnego i wrócił do maszynowni bardzo zdegustowany.
Następnego dnia Malwinka zbudziła swoją kapitan z samego rana.
- Kapitanko, bomba z bitą śmietaną – oznajmiła, dumna z siebie jak paw, jakby to ona wykonała całą pracę – Zespół Lemowej oczyścił plik i udało się im wydobyć zapis. Jest krótki i trochę dziwny.
- Oby to było warte zrywania się o tak dzikiej godzinie – ziewnęła Lilianna – No więc?
- Mimo swych genów jest dobrym Wolkaninem. To wszystko.
- Genów? Malka, jakich genów?
- No wie pani, chromosomy, DNA, te rzeczy....
- Kurde blaszka, wiem co to gen! Ale co taki zapis robił w aktach oficera Floty? Wolkanina? Czy na pewno Wolkanina?
-Ja nie wiem, ale jak to sprawdzić, gdy facet zniknął?
-Postaw w stan pogotowia laboratorium biologiczne i niech czekają.

Kapitan Zakrzewska odrzuciła koc i z mimowolnym postękiwanie wstała. Wolkańskie łóżka były twarde jak wszyscy diabli i trzeba było być fakirem, by się na czymś takim dobrze wyspać. Lilianna sama nie narzekała i zabroniła tego swoim ludziom, więc milczeli, chociaż odgniatanie sobie kości na deskach męczyło wszystkich Ziemian. Mogli co prawda zażądać jakichś normalnych materacy, ale na złość Wolkanom postanowili udawać, że wszystko jest w porządku. Nie chcieli im dawać jeszcze jednego powodu do kpin z ludzkiej rasy.
Lilianna zarzuciła na siebie bluzę od munduru i boso, nie troszcząc się resztę, pomaszerowała do kwatery pierwszego oficera Kirshary. Wolkański personalny przydzielił Józkowi kwaterę gościnną, zaś kabinę Sevyra zamknął na głucho. Nie powstrzymało to polskiej kapitan. Bez trudu odblokowała panel i nikogo nie pytając o zdanie weszła do środka. Nie miała co prawda profesjonalnego przygotowania detektywistycznego, ale jako miłośniczka kryminałów dobrze wiedziała czego szukać. Gdyby komuś z wolkańskiej załogi strzeliło w tym momencie do głowy, by zajrzeć do siedziby pierwszego oficera, niechybnie doszedłby do wniosku, że narzucona im prawem kaduka Ziemianka niestety zwariowała. Lilianna pełzała po podłodze z wypiętym tyłkiem, a nosem przy samej wykładzinie, wyraźnie czegoś szukając. Wreszcie, po dobrych kilkudziesięciu minutach, wyszła na korytarz, tryumfalnie dzierżąc kopertę z jakąś tajemniczą zawartością i wpadła na dwóch oficerów, spieszących na wachtę.
- Czego pani szukała w kwaterze komandora? – spytał jeden z nich, fiksując zdumionym wzrokiem potarganą postaćkę w bluzie od munduru i spodniach od piżamy.
- Zginął mi wczorajszy dzień – odparła niespeszona Lilianna – Zmierzacie panowie na mostek? To proszę tam iść, droga wolna, a mną się nie interesujcie. We właściwym czasie dowiecie się wszystkiego.
Oddaliła się w stronę hali transportu, zostawiając za sobą rozbebeszoną kwaterę i nie mając zamiaru tłumaczyć się ze swych dziwacznych poczynań. Wolkanie gapili się chwilę za nią, potem spojrzeli na siebie, jednocześnie westchnęli z dezaprobatą i ruszyli w dalszą drogę
Zagadka wyjaśniła się jeszcze tego samego dnia. Kapitan Zakrzewska zwołała zebranie przed samą kolacją i gdy wszyscy już byli obecni, zwróciła się do Karola Michalowa:
- Silniki gotowe?
- Wyregulowane jak ta lala
– odparł inżynier – Wszystko działa, nie tylko silniki.
- Doskonale
– Lilianna potoczyła spojrzeniem po zebranych Wolkanach – Moi państwo, będziemy się żegnać. Jednak zanim to nastąpi, chciałabym wam przedstawić pewne fakty. Bobrując po kwaterze komandora Sevyra znalazłam kilka włosów, które przesłałam na swój statek celem zbadania DNA. Zgadzają się one z profilem genetycznym komandora, obecnym w jego aktach. Jest to profil w połowie romulański.
- To nie ma...!
– przerwał jej komandor Stel, wyraźnie oburzony.
- Ma – ucięła Lilianna – Jest to ogniwo wiążące, którego brak w przypadku pana Stelmacha. Przekażę to, co wiem, na Ziemię i niech tam się martwią. Ostatnie wieści ze sztabu nie są zachęcające, tak na marginesie: Lexington milczy i nie można go namierzyć nawet na kanale awaryjnym.
Przerwała na chwilę
- Nie ma powodu, żebyście czuli jakiś wstyd – rzekła z naciskiem – Zachowaliście się bardzo szlachetnie, nie oceniając Sevyra po tym, kto był jego ojcem. Jednak trzeba było wziąć pod uwagę, że Romulanie też mogą o nim wiedzieć i spróbują jakoś do niego dotrzeć.
- Sądzi pani, że to zrobili?
– spytała spokojnie porucznik Val’ar. Ona jedna nie okazywała żadnych emocji, naprawdę żadnych.
- Wszystko na to wskazuje, ale nie wyciągajmy pochopnych wniosków. Mogło być różnie. Dla mnie ważne jest to, że mój człowiek nie ma nic wspólnego z romulańskim atakiem. Rozumiem jednak, że go nie lubicie. Nie pasuje do was. Zabiorę go stąd, a w zamian dam wam jednego z mych najlepszych oficerów, tak chłodnego i logicznego, jak tylko Ziemianin może być. On doprowadzi Kirsharę na Vulcan i zadba o wasze bezpieczeństwo. Możecie mu zaufać.
Po minach Wolkan było widać, że traktują jej słowa z rezerwą, choć jednocześnie ulżyło im na myśl, że pozbędą się podporucznika Stelmacha, który wybitnie nie przypadł im do gustu. Nic jednak nie mogło równać się z wyrazem ulgi, który opromienił oblicze Józka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz