UWAGA!

Realia uniwersum "Star Treka" zostały stworzone przez Gene'a Roddenberry'ego i wszelkie prawa do nich znajdują się obecnie w posiadaniu wytwórni Paramount Pictures.

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

XXV

Gdy statek powoli wracał do normalnego rytmu dnia, T’Shan, wierna zasadzie że pańskie oko konia tuczy, robiła własny spis zapasów medycznych. Pogrążyła się w tej pracy po uszy, nie zwracając uwagi nawet na to, że w pewnej chwili statkiem zaczęło rzucać niczym dorożką na kocich łbach. Pewnie dlatego, gdy małe lecz ostre jak igły ząbki złapały ją znienacka za palec, zaskoczona krzyknęła wniebogłosy, wkładając w to całą swą wolkańską katra. Jej wrzask dotarł do pokoju socjalnego, gdzie siostra Niemogę, korzystając z chwilowego spokoju, grała w pielęgniarzami w pokera.
- O matko, szefową zastrzelili! – zawołała z przestrachem Lolita, upuszczając swoje karty.
- Po kie licho ktoś miałby do niej strzelać? Żywą żabę jej pokazać i padnie na serce bez takich kosztów.- pielęgniarz Mroczek wzruszył ramionami i spojrzał na podłogę – Do diaska, miałaś strita!
Lolita machnęła na niego ręką i wybiegła. Na korytarzu spotkała Wolkankę, rozwścieczoną dużo bardziej, niż przystoi damom jej rasy.
- To dom wariatów, nie statek! – krzyczała – Kto wsadził to bydlę do paczki ze sprzętem medycznym?!
- Jakie bydlę? Do jakiej paczki?

Od słowa do słowa Lolicie udało się dowiedzieć, że Gizia, która prawdopodobnie szukała swego opiekuna, uwiła sobie miłe gniazdko w jednym z pudeł i bardzo się jej nie spodobało, gdy pani doktor włożyła tam rękę. Siostra Niemogę opatrzyła T’Shan, po czym dzielnie otworzyła pudło i wyjęła stamtąd fretkę. Gizia z miną niewiniątka wdrapała się jej na ramię i zaczęła myć pyszczek.
- To już szczyt wszystkiego. Kapitan mogłaby pilnować tego straszydła. – oświadczyła T’Shan, cofając się przezornie. W tym momencie w składziku zjawił się Jasiek, zawiadomiony przez Mroczka i z gromkim :
- Gdzieżeś się, ścierwo, włócyla?
Zabrał fretkę z ramienia Lolity. Widać było, że zamierza na serio zabrać się do pełnienia swych obowiązków i nic mu już w tym nie przeszkodzi.
- Ja nie wytrzymam dłużej! Ja złożę oficjalną skargę do sztabu! – szalała tymczasem T’Shan, nie wiadomo po co podtykając wszystkim pod nos opatrzoną już rękę.
-Donos? Na kolegów? – zdziwił się sanitariusz Mroczek.
- Na jakich kolegów?! Na tę wariatkę, co tu rządzi!
- Z tym będzie trudno
– oświadczył spokojnie Karol Michałow, który właśnie wybrał się do ambulatorium po proszek od bólu głowy – Wszelkie raporty najpierw wpływają do pierwszego oficera, a stamtąd do kapitana, który ma je zatwierdzić. Już widzę, jak nasza stara zatwierdza donos na samą siebie. A o co chodzi?
Dowiedziawszy się, co tak rozwścieczyło T’Shan, splunął z obrzydzeniem i w dłuższym monologu dał wyraz swemu zdaniu na temat tych, którym przeszkadzają zwierzątka. Jego oracja była zrozumiała, skoro za jego lewą nogą kręcił się jak zwykle nieodłączny Vuvu, drapiąc pazurkami sześciu łapek wyszorowaną do błysku wykładzinę. Główny inżynier nie zdążył jeszcze skończyć, gdy w ambulatorium pojawił się kolejny gość – Keras, poganiana przez siostrę Ofelię. Klingonka była naburmuszona niczym chmura gradowa, a pokładowa katechetka dzierżyła w ręku, niczym gromnicę, skonfiskowany jej bat’leth. Widok był tak nieoczekiwany, że nawet Michałow zamilkł z półotwartymi ustami.
- Co się stało, siostro Ofelio? – spytał z obowiązkowym szacunkiem sanitariusz Figielek.
- Sami popatrzcie – odparła spokojnie zakonnica – Kiedy trząchnęło statkiem, pani Zajczikowa demonstrowała nam właśnie jakąś skomplikowaną ewolucję i nadziała się na własną broń. Tak, tak, droga córko, kto bat’lethem wojuje...
Odłożyła groźny przedmiot na wolne biołóżko i ostentacyjnie otrzepała ręce, podczas gdy Kuba Żmijewski oglądał ranę wściekłej i upokorzonej Keras.
- Moje gratulacje, trzeba założyć piętnaście szwów – powiedział wreszcie – Klingońska skóra źle reaguje na uniwersalny dermoregenerator.
- Weź inny.
– podpowiedziała mu żona.
- Chętnie, a skąd? Mamy tylko sprzęt dla ludzi, z możliwością kalibracji na Wolkan i Andorian. Klingonów nikt nie przewidział.
Żmijewski wyciągnął z jakichś swoich prywatnych zapasów igły i nici chirurgiczne, po czym pogwizdując zabrał się do pracy.
- Ta blizna już pani zostanie. – przestrzegł Keras dla porządku.
- Mówisz poważnie, pe’tah, czy tylko chcesz mnie pocieszyć? – spytała dziewczyna z nadzieją w głosie. Widać było, że ta myśl bardzo przypadła jej do gustu. Doktor Foremna prychnęła z lekceważeniem, zdjęła z półki pudełko oznaczone czerwonym krzyżem i wyjęła z niego biała pigułkę. Podała ją Michałowowi, po czym wskazała mu pojemnik z wodą pitną.
- A piwa nie ma? – spytał z rozczarowaniem Karol. Otrzymawszy odpowiedź odmowną westchnął męczenniczo, popił lekarstwo i wyszedł, zabierając ze sobą Vuvu. Po drodze głowa przestała go boleć, więc zaczął radośnie podśpiewywać:

Nad rozprutym chleba brzuchem siedzą razem druhna z druhem
rybka czują flaszkę obok w blachę puszki wali głową
polędwica bokiem krwawi ciężko jej nim ktoś ją strawi
już ją koty zjedzą prędzej albo jej wyrosną ręce

rybka lubi pływać chociaż jest nieżywa
rybka lubi pływać chociaż jest nieżywa

a kiełbasa już zielona nikt jej nie zje prędzej skona
wszyscy mają potąd żarcia jeszcze cierpią na zaparcia
a salceson cicho jęczy próżno się do ludzi wdzięczy
wszystko dookoła plami ktoś niechcący usiadł na nim


Tak śpiewając niemal wpadł na Jaśka, który właśnie wychodził z łazienki, blady i spocony jak mysz. Usłyszawszy piosenkę o smakowitym menu góral zbladł jeszcze bardziej, czknął boleśnie i biegiem zawrócił do łazienki.
- Nie pij tyle! – krzyknął za nim Karol.
- Jo żech nic, krucafuks, nic nie pił, jo się w łeb grzmotnoł... – jęknął z łazienki Jasiek.
- No to przynajmniej sumienie masz czyste. – pocieszył go inżynier i zwinnie złapał Gizię, która korzystając z nieuwagi opiekuna usiłowała uciec – Rzygaj, chłopie, na zdrowie, ja się zajmę stworzeniem. Jak ci się polepszy, przyjdź po nią do maszynowni. A propos, Karpiel naprawił już waszą bimbrownię, działa jak złoto...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz