UWAGA!

Realia uniwersum "Star Treka" zostały stworzone przez Gene'a Roddenberry'ego i wszelkie prawa do nich znajdują się obecnie w posiadaniu wytwórni Paramount Pictures.

czwartek, 16 sierpnia 2012

XXII.

Transfer Jurgena na wolkańską jednostkę wywołał nową falę plotek na pokładzie Hermasza. Nie mniejsze zainteresowanie niż powody tej roszady budziły przeżycia Stelmacha, który skwapliwie odpowiadał na wszystkie pytania, kreśląc ponury obraz życia w lodowatym piekle. Jego opisy były tak barwne i tak plastyczne, że nieoczekiwanie stał się najpopularniejszą osobą w załodze. Ludzie cisnęli się do niego jeden przez drugiego, by posłuchać tych opowieści, a Józek im nie odmawiał.
-Do reszty mu odbije. – mruczał z niezadowoleniem Michałow, który musiał ponownie wdrażać gwiazdę swego zespołu do dyscypliny. Józek, który początkowo w ogóle nie miał zamiaru wracać na Hermasza, obecnie traktował ten statek jak rajską przystań, co nie zmieniało faktu, że początkowo trzeba go było pilnować na każdym kroku. Zachowywał się tak, jakby zapomniał własnego fachu i wszystko leciało mu z rąk. Zdenerwowany jego zachowaniem Michałow zabrał go w końcu do Allandry, która w międzyczasie zdążyła zagospodarować się w przyznanej jej kwaterze i gabinecie (zaadaptowanej pakamerze na środki czystościowe). Na drzwiach wisiała już tabliczka z artystycznie wykaligrafowanym napisem „Allandra Michałow, doradca i psycholog pokładowy”. Kwatera główna zaaprobowała jej nominację po pobieżnym sprawdzeniu kwalifikacji kandydatki, nie wnikając w to, kim ona dokładnie jest i co robi w załodze. Główny inżynier uznał, że dobrze będzie, gdy przebada ona Stelmacha i powie, co mu nie jest, że tak się dziwnie zachowuje.
- Nic mu nie jest, to tylko niezdara – zawyrokowała po badaniu świeżo mianowana psycholog pokładowa – Dajcie mu dobrze po karku, a się pozbiera.
- Z przyjemnością.
– oznajmił jej mąż, zezując na Józka znacząco.
Co do samej Allandry, to jej niezbyt normalne pojawienie się na statku sprawiło, że każdy chciał ją poznać osobiście, choć niewielu kwapiło się do sesji terapeutycznych. Pani Michałow nie przejmowała się tym, twierdziła że „na wszystko przyjdzie pora” i póki co zaznajamiała się z aktami załogi. Widać było, że traktuje swe nowe obowiązki poważnie. Większość załogantów wyrażała co prawda pewne wątpliwości – psycholog pokładowy w Gwiezdnej Flocie pełnił również rolę doradcy, a „Michałówka”, jak powszechnie nazywano Allandrę, nie miała żadnego doświadczenia w podróżach kosmicznych. Jednak sama kapitan była dobrej myśli.
- Nie mam zamiaru konsultować się z nią, czy strzelać do romulańskiego krążownika – powiedziała beztrosko, gdy pierwszy oficer wyraził delikatnie swe obawy - A dobrze mieć na pokładzie kogoś, kto zna się na szajbniętych.
Arek nie mógł się z tym nie zgodzić, choć nie wierzył, by żona Michałowa była właściwą osobą na takie stanowisko. Zdążył ją już poznać, gdy w mesie wepchnął się przed nią do kolejki po śniadanie. Allandra bez ceregieli złapała go za kark i tak kopnęła kolanem w siedzenie, że biedny Arek zobaczył wszystkie gwiazdy, położył uszy po sobie i pospiesznie uciekł na koniec kolejki.
- Ona naprawdę ma dyplom psychologa. – zapewniła go kapitan, źle tłumacząc sobie wyraz pomieszania na jego twarzy.
- Umie też bardzo psychologicznie działać. Moja kość ogonowa nigdy tego nie zapomni.
- Co takiego?

Pierwszy oficer opowiedział jej całe zdarzenie, wywołując tym samym wybuch śmiechu na mostku. Mimo ogólnej wesołości reszta oficerów zgodziła się z Arkiem, że Allandra Michałow jako psycholog może być bardzo skuteczna, skoro bierze się do tej pracy na sposób omalże klingoński.
Jedynym niepoinformowanym o nowej psycholog był profesor Trekowski, zajęty jakimś nowym doświadczeniem. Dowiedział się o niej dopiero, gdy weszła do jego laboratorium, żądając, by wypełnił ankietę personalną.
- Co takiego?! – wrzasnął – Kobieto, czy pani ma dobrze w głowie?!
- Tak mi się zdaje.
- To co pani tu robi?! Ja mam pracę!
- Ja też. Proszę to wypełnić.
- To pani głowę powinno się wypełnić, bo tam próżnia kosmiczna aż zieje!

Tu zdenerwowany Trekowski machnął ręką tak nieszczęśliwie, że upuścił trzymaną w dłoni zamkniętą probówkę z cezem. Po laboratorium momentalnie rozpełzł się niesamowity smród. Profesor, pani Michałow i Martyna Szkwał wyskoczyli na korytarz jak oparzeni.
- Widzisz, co narobiłaś, kretynko?!
- Ja?
- Przez ciebie upuściłem probówkę!
- Nie moja wina, że ktoś tu ma słomiane ręce. Potrzebuje pan terapii.

Trekowski zaczął tupać i wrzeszczeć, aż zlecieli się ludzie ze wszystkich sekcji. Ci, co byli dalej, dowiadywali się gorączkowo, o co chodzi, ale – jak to zwykle bywa przy zabawie w „głuchy telefon” – nie wszyscy dobrze słyszeli. Dzięki temu na mostek dotarła sensacyjna wieść, że w laboratorium sekcji naukowej doszło do próby samobójczej przy użyciu trującego gazu i że Allandra Michałow została wzięta na zakładniczkę przez desperata.
- O kurcze na grillu. – skwitował to z szacunkiem Krzysztof Majcher – Nareszcie ktoś wpadł na jakiś świeży pomysł.
- Zapach podobno jest raczej zgniły. Cuchnie, jakby się sto skunksów pobiło.
– powiedziała Inga Lausch, która znosiła na mostek wszystkie możliwe ploteczki, więc nie przegapiła i tej.
- Desperat? W naszej załodze? – kapitan podrapała się po głowie – Co tu może doprowadzać ludzi do desperacji?
- Podobno wszystko.
- Pleciesz, kochana. No dobra, idę tam. Krzysiek, przekaż stery, idziesz ze mną.
- Będziemy razem wyglądać jak Pat i Pataszon.
– zaśmiał się Majcher, ale z chęcią wstał od konsoli. Lubił takie przygody. Jego miejsce zajęła Weronika. Lilianna pomyślała, że ostatnio tych dwoje wszędzie chodzi razem, nawet na dyżury, ale odłożyła pogaduszki na ten temat na sposobniejszą chwilę. Zresztą i tak domyślała się prawdy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz