UWAGA!

Realia uniwersum "Star Treka" zostały stworzone przez Gene'a Roddenberry'ego i wszelkie prawa do nich znajdują się obecnie w posiadaniu wytwórni Paramount Pictures.

czwartek, 23 sierpnia 2012

XXIV.


Dotarłszy na miejsce zdarzenia Lilianna przekonała się, że wentylatory zdążyły już oczyścić atmosferę, a nikt nie został ranny. Ponieważ trwała głośna awantura, upłynęło trochę czasu, nim dowiedziała się, co konkretnie zaszło i dlaczego. Ustaliwszy wszystko zwymyślała Trekowskiego, powiedziała kilka słów nowej psycholog i zapowiedziała, że o ile w ciągu dziesięciu minut dział naukowy nie zostanie doprowadzony do wzorowego porządku, zarządzi karne manewry dla wszystkich od prostego laboranta do szefa działu. Następnie w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku zajrzała do działu zaopatrzenia, ale tam jako żywo nie działo się nic ciekawego. Colorado i Azalia robili wykaz zabranego ze stacji kosmicznej sprzętu i nie zwracali uwagi na nic poza tym, ich pomocnicy sortowali wszystko według nowego klucza, a dzięki dźwiękoszczelnym drzwiom nawet nie wiedzieli, że w sąsiednim dziale coś się dzieje.
Reszta załogi była bardzo zawiedziona tym, że straszliwy atak okazał się tylko niewielkim skażeniem chemicznym, ale kapitan zapewniła ich, że jeszcze będzie okazja, by się z kimś pobić.
- Oni są jacyś szaleni – powiedział R’Cer do T’Shan – Źdźbła logiki w tych ludziach.
- Wiedziałeś, że tacy są
– odparła lekarka ze wzruszeniem ramion – Jeśli ci to nie odpowiada, to po co wróciłeś?
Włożyła następną łyżkę kaszy do buzi T’Alii. Dziewczynka umiała już jeść sama, ale wolała, gdy matka ją karmiła i umiała tego dopiąć, udając bezradną ziemską dwulatkę. Miała na to wystarczająco dużo sprytu i wystarczająco mało skrupułów. Jej rozwój intelektualny był zaawansowany nawet jak na Wolkankę, choć fizycznie wyglądała jak każde inne dwuletnie dziecko. Chowana bez wolkańskiej dyscypliny była wesoła, żywa i samowolna – zwykle robiła, co sama chciała i należało dziękować wolkańskim bogom, że jednocześnie nie jest złośliwa. Jednak i tak było z nią mnóstwo kłopotów.
Ku zmartwieniu swej matki, która bała się zwierząt, T’Allia przepadała za wszystkim, co miało futro, pióra lub łuski, ucieszyła się więc niezmiernie, gdy do mesy zajrzał Misiek. Nie kończąc swego obiadu zeskoczyła z kolan matki i pobiegła na korytarz z głośnym piskiem.
- T’Allia! Wróć! – krzyknęła T’Shan, ale dziewczynka nie zwróciła na to żadnej uwagi. Wciąż piszcząc z radości dopadła Miśka i złapała go rączkami za szyję. Łagodny, przyjacielski owczarek usiadł, pozwalając ściskać się i całować. Gdy T’Shan to zobaczyła, skrzywiła swe piękne usta w niemej grozie.
- Natychmiast zostaw tę kupę brudnych kłaków! – zawołała, chwytając córkę na ręce. T’Allia zaprotestowała głośnym krzykiem, który zwabił na korytarz chorążego Rozenfelda.
- Co pani robi? – zawołał z oburzeniem. Rozenfeld uwielbiał dzieci w ogóle, a T’Allię w szczególe i często po służbie robił za ochotniczą niańkę. T’Shan ceniła sobie jego pomoc, ale jednocześnie musiała często opanowywać odruch zniecierpliwienia, gdy chorąży robił jej wykład o tym, czego potrzebują małe dzieci.
- Nic nie robię – powiedziała ostro – Musi się pan we wszystko wtrącać?
- Wujek! –
pisnęła T’Allia, wyciągając łapki do Rozenfelda i strojąc przy tym minkę skrzywdzonej niewinności.R'Cer mimo woli pokręcił głowa.
- Gdyby nie te uszy, przysiągłbym, że to Ziemianka.
- Jak możesz tak mówić, to twoja córka!

Na tę rodzinną scenę trafiła kapitan Zakrzewska, która zwymyślała wszystkich siarczyście i kazała im wrócić na stanowiska, jako że wciąż trwała ich zmiana, a było już dawno po przerwie obiadowej. Najbardziej ucieszył się z tego Rozenfeld, który mógł się zająć T’Allią, jako że był to jego czas wolny.
Zaprowadziwszy zatem porządek na pokładzie Lilianna wróciła na mostek i w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku zasiadła na swoim miejscu. Skrzywiła się, sięgnęła ręką za plecy i wyciągnęła stamtąd Adama, który uniósł płaski łepek i wpatrzył się w nią niewinnie, badając powietrze rozwidlonym językiem.
- Ty się chyba na mnie uwziąłeś. – mruknęła. Zawiesiła sobie węża na karku jak osobliwy naszyjnik i sprawdziła odczyty z panela przy swoim fotelu.
- To na pewno właściwy kurs? – spytała po chwili.
- To zależy – odpowiedział nonszalancko sternik Czerep - A dokąd chce pani lecieć?
- Czy ja wiem? Dokądkolwiek.
- No to kurs jest obojętny, i tak dokądś w końcu dolecimy.
- Fakt
– westchnęła Lilianna, łechcąc Adama po łuskowatym grzbiecie – Niestety dowództwo każe nam zbadać sytuację w kolonii Tirranis. Myślę, że trzeba to zrobić.
Czerep westchnął demonstracyjnie i wprowadził korektę kursu. Siedząca obok niego Aśka Kubica przestawiła parametry na swojej konsoli i zagwizdała krótko.
- Kurs wprowadzony – oświadczyła – Prędkość warp 3. Za dwa dni będziemy u celu.
Tymczasem Jasiek Gąsienica zwlókł się wreszcie ze swego łoża boleści i postanowił wypisać się na własne żądanie. Okazało się to niezbyt łatwym zadaniem, bo był wciąż pod działaniem leków, mówił bełkotliwie i wyłącznie gwarą góralską, zatem doktor Foremna nijak nie mogła go zrozumieć.
- Wracaj do łóżka, perszeronie – rzekła w końcu niecierpliwie – Nie nadajesz się jeszcze do służby, miałeś wstrząśnienie mózgu i sam diabeł nie zrozumie, co ty pleciesz.
- Krucabanda jo mówia co moga wartowoć kole kapiton! Jeij tsa kogóś łoddanego! A i asice tsa łopatsyć, bo gadzina głodna, a sama nie dokradnie!
- Rany boskie, niech ktoś sprowadzi tłumacza!

W tym momencie do ambulatorium wpadła Weronika, szukająca Miśka i szybko zorientowała się, o co chodzi.
- Pani doktor, niech go pani wypisze, skoro chce – poprosiła – Ja go znam, jeśli tu zostanie, narobi pani kramu jak cholera. A jeśli wyjdzie i będzie go boleć głowa, to jego poboli, nie panią.
- Może mieć też mdłości.
- No to pojedzie ekspresem do Rygi i zbyte. Jasiu, boisz się rzygaczki?
- Dupa tam!
- No widzi pani.

Doktor Foremna miała już dość, machnęła ręką i kazała Jaśkowi podpisać odpowiedni formularz. Góral uczynił to z takim rozmachem, że omal nie rozwalił podsuniętego mu padda i bardzo zadowolony wybiegł z ambulatorium.
- Boziu, jacy ci mężczyźni są głupi... – westchnęła Foremna – Czemu nie dałeś im trochę więcej rozumu?
Ponieważ Departament Niebieski nie odpowiadał, pani doktor zabrała się za porządkowanie kartoteki i wkrótce zapomniała o niesfornym pacjencie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz