UWAGA!

Realia uniwersum "Star Treka" zostały stworzone przez Gene'a Roddenberry'ego i wszelkie prawa do nich znajdują się obecnie w posiadaniu wytwórni Paramount Pictures.

niedziela, 15 lipca 2012

XIII.


Kapitan Zakrzewska składała właśnie zamaszysty podpis pod protokołem odbioru ładunku, gdy odezwał się brzęczyk intercomu.
- Czego tam? – spytała Lilianna ze znudzeniem. Oddała podpisany arkusz intendentowi ze stacji, a ten wszedł na platformę i dał znak Lalewiczowi, by go odesłać.
- Kapitanko, mamy meldunek ze stacji – odezwał się z głośnika miły sopran Ingi Lausch – Ktoś prosi o wejście na pokład.
- Kto niby?
- Nie wiem, przedstawił się jako oficer naukowy.

Kapitan spojrzała surowo na Jurgena, który na wszelki wypadek zrobił minę urażonej niewinności.
- Dał pan przepustkę Karpielowi?
- Nic mu nie dawałem, może pierwszy oficer dał? A może poszedł po prostu na lewiznę? To by było do niego podobne.
- Rzeczywiście. Malwinko, przekaż że udzielam zezwolenia.
- Tak jest.

Jurgen, Michałow i kapitan Zakrzewska wlepili z zaciekawieniem oczy w platformę transportera. Po chwili rozległ się znajomy, znormalizowany sygnał i na platformie zawirował słup świetlistych cząstek. Sekundę później zbiły się w ludzką postać i na platformie pojawił się... R’Cer.
- Pani kapitan, proszę o pozwolenie wejścia na pokład. – odezwał się suchym, opanowanym głosem, zakładając ręce do tyłu.
- Pozwalam – wykrztusiła Lilianna – Pan? Ale jak... dlaczego?
- Otrzymałem wiadomość ze sztabu Floty, że stanowisko oficera naukowego Hermasza nie zostało obsadzone –
odparł Wolkanin, schodząc z platformy – Zgłaszam się do służby. Jeśli sobie pani tego życzy, mogę przedstawić oficjalną prośbę na piśmie.
Jak zawsze nienaganny i pełen godności, wydawał się nieco szczuplejszy i bledszy niż dawniej, tak jakby miał za sobą jakieś ciężkie przejścia. Widać nie wszystko na Vulcanie poszło dobrze.
- To niepotrzebne – kapitan doszła już do siebie – Miło mi pana powitać. Ten statek bez pana nie był taki sam.
- Fakt, nie było komu gderać. –
mruknął technik Lalewicz, wszelako bez złości. Po kolei wyłączył i zabezpieczył obwody transportera, po czym usiadł w swym fotelu z takim westchnieniem ulgi, jakby przerzucił kilka ton węgla na hałdzie.
- Pozwoli pani zatem, że odmelduję się i pójdę na mostek. – R’Cer skinął sztywno głową i opuścił halę przesyłu. Za jego plecami główny inżynier wywalił język i zrobił kilka nieprzyzwoitych gestów.
- Jeszcze on nam tu potrzebny – powiedział z pretensją w głosie, gdy tylko zamknęły się drzwi hali – Słuchaj no, pani kapitan, czy nie można było jakoś się go pozbyć, gdy tylko wszedł?
- Przyda się nam
– odparła Lilianna spokojnie – Jest logiczny, kompetentny i nie wywołuje awantur.
- Czy to miała być aluzja?
- Nie, jedynie stwierdzenie faktu. No dobra, co mieliśmy zabrać, tośmy zabrali, co było do podpisania, to podpisaliśmy, możemy się rozejść.
- Byłoby za dobrze.
– warknął Michałow i wyszedł, nawet nie próbując odmeldować się po wojskowemu. Jurgen miał ochotę zareagować, ale spojrzawszy na swoją kapitan zrezygnował. Skoro ją to nie obchodziło, to czemu on miałby się wtrącać?
Kiedy kapitan Zakrzewska wróciła na mostek, zastała tam już R’Cera, który stał przy konsoli naukowej i coś obliczał. Obejrzawszy się i ujrzawszy Liliannę spytał:
- Pani kapitan, czy statek naprawdę leci tam, dokąd prowadzą te liczby?
- Owszem. To rozkaz z kwatery głównej
– odparła kapitan, siadając w swoim fotelu – Jakiś problem?
- Problemem będą Klingoni.
- Zawsze są, to nie nowina. Ci faceci to wcielone kłopoty i jedno wielkie utrapienie.

R’Cer uniósł lekko brwi. Zapomniał już, jak ciężka jest współpraca z Polakami, a zwłaszcza z tą jedną konkretną Polką. Wrócił na Hermasza z powodów osobistych i gdyby nie pewne układy, wolałby każdy inny okręt.
- Trzeba będzie bardzo uważać, by nie wlecieć w ich przestrzeń – rzekł – Nawet jeśli zrobimy to przypadkiem, będziemy zgubieni. Zabiją nas lub schwytają, i nie wiadomo, co gorsze. Postawią nas przed sądem, a Klingoni tak naprawdę uznają tylko dwie kary: śmierć i zesłanie na Rura Penthe, do wyjątkowo ciężkiej kolonii karnej.
- Nie damy się złapać. To nie wchodzi w grę. Jeszcze chce pan zostać na pokładzie?

R’Cer wzruszył lekko ramionami.
- Jeśli pani jest zdecydowana, to i ja mogę lecieć – odpowiedział – Chciałem tylko się upewnić, że zna pani ryzyko.
- Ryzyko to moje drugie imię.

Wolkanin spojrzał ponownie na monitor konsoli. Wytyczona trasa przebiegała przez tereny sporne, gdzie ostatnio powstało wiele kolonii różnych ras, które osiedlały się tam w zależności od warunków panujących na planetach. Wypełnianie tam zadań, zleconych przez Gwiezdną Flotę, na pewno nie będzie łatwe. Właściwie tak nawet lepiej – będzie mógł zapomnieć o swych problemach i całkowicie poświęcić się pracy. Niczego więcej już nie pragnął.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz