UWAGA!

Realia uniwersum "Star Treka" zostały stworzone przez Gene'a Roddenberry'ego i wszelkie prawa do nich znajdują się obecnie w posiadaniu wytwórni Paramount Pictures.

wtorek, 31 lipca 2012

XVIII.

Lilianna przyjrzała się swym więźniom i nieoczekiwanie parsknęła śmiechem. Sytuacja była nad podziw absurdalna.
- I po co ci to było, chłopie? – spytała po chwili – Tak trudno było przyjść do mnie i poprosić o angaż dla tej damy? Coś by się znalazło. Koniecznie chciałeś być cwańszy?
Michałow wzruszył ramionami i usilnie starał się wyglądać na skrzywdzoną niewinność.
- Co mogłoby się tu znaleźć dla pedagoga z dyplomem?
- Nie mamy psychologa pokładowego, na ten przykład, a cholernie by się przydał.
- Tutaj? Raczej psychiatra byłby na miejscu.
- Psychiatry żadnego nie mamy, a pedagog, jak widać, jest. Trudnej młodzieży na statku nie ma, ale są za to trudni dorośli. Pan pierwszy kwalifikuje się na terapię.

Lilianna przeniosła spojrzenie na Allandrę, mierząc ją wzrokiem i zastanawiając się mimochodem, czy dobrze robi. Alternatywą było wyrzucenie gapowiczki ze statku, ale nie miała na to ochoty – dziewczyna wyglądała mimo wszystko na sympatyczną, a dla zgody z głównym inżynierem warto było iść na pewne ustępstwa. W końcu tylko on znał się na silnikach Hermasza wystarczająco dobrze, by móc za wszystko ręczyć. Grzegorz Brzęczyszczykiewicz był niemal równie dobry, ale mniej wiarygodny ze względu na Sytara. W potrzebie obu mogła zastąpić Jolka Stern, jednak ona nie miała uprawnień na pracę z antymaterią, tylko na samą aparaturę i dylit. Co by nie mówić, Michałow był nie do zastąpienia.
- Chce pani być członkiem Gwiezdnej Floty? – spytała surowo – Tylko proszę nie myśleć, że znalazłszy się na naszej liście płac będzie pani wyprawiać takie figle jak dotąd. Na tym statku panuje dyscyplina.
Michałow parsknął śmiechem, ale rozsądnie zdławił go i zamienił w kaszel.
- Tak, dyscyplina – ciągnęła kapitan – Może dotąd nie było z nią najlepiej, ale teraz koniec laby. Mam nadzieję, ze to jasne.
- Ależ tak tak, jasne.
– przytaknął Michałow.
- Dobra, to to już załatwione. Następna sprawa: zna się pan na wolkańskich silnikach?
- Wolkańskie reaktory, najpopularniejszy typ seleya, ale używane są też typy manhara i oribe –
wyrecytował inżynier z pamięci – Typ oprogramowania konsol to zazwyczaj standardowy kharishe, prosty jak konstrukcja radzieckiego cepa. A co?
- A to, że zajmie się pan napędem statku Kirshara. Pierwszym oficerem jest tam nasz dobry znajomy, Józek Stelmach.
- Co?! Józek?!
- Program wymiany oficerów. Używa biedak jak pies w studni. Proszę pomyśleć, cała załoga Wolkanów i w samym środku nasz biedny Józio. No dobra. Chorąży Czerwonka, proszę dezaktywować pole siłowe i wypuścić aresztantów. Amnestia.
- Bogu niech będą dzięki, moje biedne uszy trochę odpoczną.
– westchnął nabożnie chorąży, manipulując przy ściennym panelu. Po chwili więźniowie opuścili swoje cele, nadrabiając miną i usiłując wyglądać na zwycięzców w tej potyczce. Było to jednak trudne pod ironicznym spojrzeniem kapitan Zakrzewskiej, która najwyraźniej dobrze się bawiła całą tą sytuacją.
- Pani Michałow zgłosi się do personalnej Nowak po przydział, a pan Michałow proszę ze mną – powiedziała stanowczo - Czerwonka, pan też. Niech pan jeszcze kogoś zgarnie po drodze.
- Kinderman, do mnie!
– wrzasnął posłusznie chorąży. Ze służbówki doleciał zgrabny frazes, precyzujący co jego kolega może zrobić z takim rządzeniem się i w całości niecenzuralny. Obrażony Czerwonka odpowiedział w podobnym duchu i przez chwile latały w powietrzu zdania, których każde słowo mogło by być perłą „Słownika wyrazów zelżywych”. Wreszcie kapitan znudziła się czekaniem, weszła do służbówki i osobiście wypchnęła z niej Kindermana na korytarz.
- Kapitanko, pod chajrem, nie wiedziałem że to pani rozkaz – tłumaczył się speszony chorąży – Bogdan zawsze taki chojzyk i różne szmoncesy się go trzymają...
- Dobra dobra, jazda obaj do hali transportu i czekać tam
– przykazała surowo Lilianna – A pani na co się gapi? Do personalnej, ale już! Odtąd jest pani członkiem załogi, nie żadnym wszawym cywilem i ma pani słuchać swego kapitana niczym matki rodzonej, a może i jeszcze bardziej!
- Tak jest!
– Allandra zasalutowała z rozmachem i ruszyła biegiem w stronę turbowindy. Kapitan Zakrzewska pociągnęła Michałowa do drugiej i razem zjechali do maszynowni, gdzie powitał ich szalejący z radości Vuvu i Jolka Stern, od stóp do głów wyszargana w tertralubricalu. Od czasu do czasu trzeba było przesmarować układy, a tylko Jolka miała na tyle wąskie ręce, że wszędzie mogła sięgnąć bez problemu. Jej koledzy wykorzystywali to bezwstydnie, by wykręcić się od jednej z najmniej lubianych robót, Jola klęła jak szewc, ale zawsze w końcu brała smarownicę i robiła, co trzeba.
- Wyglądasz jak małpa – oznajmił Michalow – Gdzie ta banda leserów?
- Na obiedzie.
- Dam ja im obiad. Słuchaj no, dopatrz tu wszystkiego, jak mnie nie będzie.
- A ty gdzie się wybierasz? Odsyłają cię?!
- Chciałabyś. Wybieram się na uszkodzony statek zobaczyć, co da się zrobić dla spiczastouchych, którym napęd pierdyknął w cholerę. Ze mną idzie Grzesiek i Czarek.
- Są w mesie.
- Przypuszczam, że nie w czytelni... Nakarmiłaś Vuvu?
- Dostał lepszą kolację niż ja.

Michałow otworzył szafkę i wyjął z niej neseser. Sprawdził, czy wszystkie narzędzia są na swoim miejscu i skinął głowa w stronę czekającej na niego kapitan.
- Możemy iść. Mam wszystko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz