UWAGA!

Realia uniwersum "Star Treka" zostały stworzone przez Gene'a Roddenberry'ego i wszelkie prawa do nich znajdują się obecnie w posiadaniu wytwórni Paramount Pictures.

środa, 18 lipca 2012

XIV.


Dopiero po zakończeniu wachty R’Cer dowiedział się, że T’San i T’Allia są na pokładzie Hermasza. Wcale na to nie liczył, gdy prosił o przydział. Wiedział, że lekarka chciała zostać na Ziemi i był kompletnie zaskoczony, gdy przechodząc obok ambulatorium zobaczył biegnącą korytarzem, zaśmiewającą się dziewczynkę. Rozwiane włoski odsłaniały jej spiczaste uszy i typowo wolkański zarys brwi. Z rozpędu dziecko wpadło na zdziwionego mężczyznę, który złapał je odruchowo, by nie upadło.
- Skąd się tu wzięłaś? – spytał – Jak ci na imię?
- Jestem T’Allia
– zaszczebiotała mała – Jestem tu z mamą. A tyś kto?
R’Cer nie odpowiedział, gdyż korytarzem nadeszła T’Shan. Na jej widok oficer naukowy poczuł nieoczekiwaną pustkę w głowie. Lekarka wydała mu się tak piękna i pełna godności, że uwierzyć nie mógł we własne wspomnienia o płaczącej w jego ramionach rozhisteryzowanej dziewczynie, którą kiedyś była.
- Witaj. – powiedział.
- Witaj, R’Cer – odparła swobodnie T’Shan – Co się stało? Miałeś zostać na Vulcanie.
- Nie ułożyło się
– rzekł komandor krótko i spojrzał na T’Allię – Mamy piękną, zdrową córkę. Czy umysłowo jest równie dobrze rozwinięta jak fizycznie?
- Jak najbardziej. Nie widać?

T’Shan podeszła i wzięła dziewczynkę na ręce. Teraz można było ocenić, jak bardzo są do siebie podobne. Jedynie włosy mała wzięła po ojcu – czarne i proste jak druty. R’Cer patrzył na nie, doświadczając nieznanego wcześniej uczucia czułości i jakiegoś dziwnego oszołomienia. Chciał coś powiedzieć, coś całkiem niewolkańskiego, ale w tym momencie na korytarzu zjawiła się Keras i komandor zapomniał języka w gębie. Jego oczy stały się okrągłe jak spodki, bo nawet na tym statku ostatnie, czego się spodziewał, to Klingonka uzbrojona w bat’leth.
- Pozwól, to Keras, żona naszego zbrojmistrza – rzekła pospiesznie T’Shan – Będzie też cywilnym konsultantem w klingońskich sprawach, gdy dotrzemy w odpowiednie rejony. Pan von Braun to kompetentny człowiek, ale człowiek, a czasem będzie potrzebny nam Klingon.
- Bardzo logiczny wniosek, ale kto o tym zdecydował?
- Częściowo kapitan Zakrzewska, a częściowo sztab. No i sam Zajczik, który tu wszystkich zamęczał jękami, jaki to on zakochany.

R’Cer pokręcił głowa i popatrzył za oddalającą się nonszalanckim krokiem Keras. Przedstawicielka wrogiego Imperium na pokładzie statku Gwiezdnej Floty, to już szczyt! T’Shan uśmiechnęła się na widok jego miny.
- Uspokój się – powiedziała – Sama dyskretnie sprawdziłam tę dziewczynę i naprawdę wygląda na to, że jest szczera. Nie można mierzyć wszystkich Klingonów jedną miarą... tak jak i zresztą Wolkan.
Trudno było się z tym nie zgodzić, ale komandor czuł się niepewnie na samą myśl, że ktoś tak groźny przebywa na tym samym statku, co T’Shan i ich dziecko. Postanowił mieć oko na niespodziewana pasażerkę.
Tymczasem w ambulatorium pielęgniarz Figielek opatrywał Andrzeja Lepka.
- Co się właściwie stało i czemu pan nie chce, żebym wezwał któregoś z lekarzy i zawiadomił ochronę? – pytał z ciekawością – Przecież pana wyraźnie ktoś pobił.
- Za żadne skarby
– obruszył się Lepek – Co ja im powiem, że baba mnie tak urządziła?
- A urządziła?
- A jak! Jolka Stern jest mistrzynią w walce kluczem francuskim, a ja głupi o tym zapomniałem...
- No zlała pana jak w kaczy kuper. Za co to?
- Spaprałem naprawę zaworu chłodzenia. Stary obsztorcował Jolkę, a Jolka mi przyłożyła, bo się zdenerwowała...
- Jeszcze za mało dostałeś –
odezwał się od progu głos inżynier Stern – Choć może to nie całkiem twoja wina. Czy to prawda, że w Akademii zamiast na wydział inżynieryjny dali cię do kartografii?
- Prawda. Rok uczyłem się astrografii i rysowania map, a do warsztatu nawet nie zajrzałem. Nie przypuszczałem jednak, że aż tak zapomniałem, co robić...
- Nie na darmo niektórzy mawiają, że rok w Akademii Gwiezdnej Floty to jak trzy lata a Abwehrze, starczy by zgłupieć. Od tej pory jak co zrobisz, to masz mnie wołać, póki nie przypomnisz sobie swego właściwego fachu. Jasne?
- Jak słońce, szefowo.

Jolka pokręciła nosem, jakby chciała powiedzieć, że we wszelkie zapewnienia Lepka wierzy z dużym zastrzeżeniem i zwróciła się do Cezarego Figielka:
- Nie wie pan, gdzie jest doktor Foremna?
- Nie mam pojęcia. Ta nowa personalna, Bibka Nowak, gdzieś ją wywołała i obie przepadły.
- Nowa personalna? Nic nie wiedziałam, to znaczy, że Gucio Jopek został na Ziemi?
- Oblał egzaminy i został na drugi rok, a Honoratka przez solidarność została z nim... Ale o co chodzi, panno Stern?
- Porucznik Stern jeśli już, chorąży! I nie pana sprawa o co chodzi. W każdym razie, jak Foremna wróci, to proszę jej przekazać, że tu byłam, w razie gdybym jej nie znalazła.
- No dobra....
– mina Figielka wyraźnie wskazywała na to, że stanie na uszach, by się dowiedzieć, co to za „babski spisek”. Pielęgniarz, podobnie jak siostra Niemogę, był zawołanym plotkarzem i nieustannie wtykał nos w cudze sprawy. Od czasu do czasu owocowało to jakąś awanturą, nawet mordobiciem, ale to go nie zrażało.
Opatrzony jak należy Andrzej Lepek wrócił do maszynowni, gdzie pokornie zabrał się do studiowania schematów, zaś Jolka odszukała Bibianę Nowak i doktor Foremną, rajcujące w pokładowej oranżerii.
- Jestem – powiedziała – O co więc chodzi?
- O bardzo delikatną sprawę –
powiedziała personalna – Czy umie pani zachować tajemnicę?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz